„Związki zawodowe, obecne głównie w dużych zakładach państwowych nie uwzględniają polskiej rzeczywistości, a rzeczywistość jest dość brutalna i smutna. Jesteśmy biednym państwem i jeśli obywatelom bardziej przykręci się śrubę, efekt może być taki jak w Hiszpanii – brak pracy.”
Z Ryszardem Petru, ekonomistą i przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich, rozmawiamy o planowanych zmianach w ustawie o systemie ubezpieczeń społecznych
Martyna Niedośpiał: Chciałam zacząć od tego jak według Pana rynek zareaguje na obciążenie pracodawców większym oskładkowaniem?
Ryszard Petru: Nie wiem, w jakiej formie rząd ostatecznie przyjmie tę ustawę. Obawiam się, że może skończyć się to pogłębieniem szarej strefy. Co do zasady jednak, gdyby chodziło tylko o oskładkowanie do minimum pensji krajowej, to uważam, że tego typu rozwiązanie łączy ogień z wodą, dlatego że daje gwarancję pracownikowi minimalnej składki i nie jest zbyt inwazyjne gospodarczo. Tylko, że musimy mieć świadomość, że bardzo wiele firm, kierując się kryterium najniższej ceny wygrało przetargi (zwykle państwowe) oferując właśnie najniższą cenę. I teraz, w przypadku podwyższenia składek, te firmy będą musiały znaleźć nowe osoby, które zgodzą wykonać się tę samą pracę za nominalnie niższe wynagrodzenie i zwolnić poprzednio zatrudnionych. Ważną częścią problemu z umowami na czas określony jest sposób, w jaki państwo dokonuje przetargów publicznych.
Szybkie tempo wprowadzania zmian, o którym Pan mówi to 3-miesiączny okres przejściowy, zdecydowanie krótszy niż sugerowały w konsultacjach społecznych organizacje pracodawców. Oskładkowanie minimalnego krajowego wynagrodzenia stanowi tylko wstęp do zapowiadanych przez rząd zmian. Za dwa lata zapowiadane jest objęcie składkami ZUS-owskimi 60% średniej pensji krajowej. W 2017 r. natomiast ozusowane mają być wszystkie umowy cywilnoprawne, w tym roku umowy o dzieło. Rząd dąży więc do spełnienia postulatów związków zawodowych…
Moim zdaniem, bardzo niebezpieczne jest to tempo, trzy miesiące…
Po pierwsze wiele firm będzie musiało brutalnie się dostosować. Jak? Na przykład zrywając kontrakty. Mówimy o branżach, biorących udział w przetargach, gdzie w grę wchodzi kryterium najniższej ceny. A w wielu z nich koszt pracy bywa głównym kosztem pracodawcy.
Po drugie, jeżeli będziemy szli dalej z oskładkowaniem, możemy wylać dziecko z kąpielą, co już się stało w wielu krajach Europy Zachodniej. Bezrobocie jest tam bardzo wysokie wśród młodych, bo mają tylko dwa rozwiązania: albo pełny etat, albo bezrobocie – trzeciego wariantu nie ma.
Po trzecie w Polsce są cztery systemy podatkowe: etat, umowy czasowe, działalność gospodarczą i KRUS. Zwykle przykręcenie śruby w jednym miejscu powoduje ucieczkę do innej formy zatrudnienia, nie tylko do działalności gospodarczej, ale też do KRUS-u. I trzeba mieć tego świadomość.
W jaki sposób rząd może przekonać pracowników do poparcia tej ustawy? Argument wyższych emerytur przy obecnej sytuacji demograficznej oraz ostatnich zmianach z OFE jest naiwny. A nominalnie nowa ustawa oznacza dla pracowników po prostu niższe wynagrodzenia…
Przy minimalnym oskładkowaniu, ludzi może przekonać podstawowe bezpieczeństwo, stabilność, to że są objęci ubezpieczeniem emerytalnym, rentowym i tak dalej. Ale również nie sądzę żeby to myślenie trafiło do wielu pracowników. Te wszystkie zmiany, które miały miejsce, jeśli chodzi o system emerytalny ostatnio, zniechęcają Polaków do wiary w stabilność ZUS-u i zniechęcają Polaków do płacenia składek. Nie sądzę więc żeby ten czynnik mógł odgrywać decydującą rolę, bo nie możemy być pewni czy z naszych składek będzie jakaś emerytura… Wiele się niestety zmieniło na niekorzyść płatników.
Czytając wnioski z konsultacji społecznych omawianej ustawy, widać, że oś konfliktu przebiega pomiędzy związkami zawodowymi (które nie reprezentują przecież pracowników zatrudnionych na umowach cywilno-prawnych), a pracodawcami.
Związki zawodowe, które są obecne głównie w dużych zakładach państwowych, często myślą tylko o sobie, w ogóle nie uwzględniając polskiej rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka, że jesteśmy biednym państwem, które wciąż konkuruje kosztami pracy.
a niestety ze strony fiskusa widać chęć szukania dodatkowych dochodów z podatków. Jeśli obywatelom bardziej przykręci się śrubę, efekt może być taki jak w Hiszpanii, czy w innych krajach – brak pracy. Mam wrażenie, że ogólnopolskie związki zawodowe, rzadko kiedy interesują się interesami samych pracowników.
Czy w tej naszej brutalnej i smutnej sytuacji gospodarczej istnieje możliwość przerzucenia większej ilości kosztów pracy na pracodawców? Czym to może skutkowało?
Możliwość istnieje zawsze. Z tym, że jedni ją wytrzymają, a inni zwolnią pracowników. Przecież nie wszystkie firmy mają świetną sytuację. Tu trzeba być ostrożnym. Stąpanie po gruncie polskiej gospodarki, to jak stąpanie po kruchym lodzie.
Obcenie, kiedy gospodarka rozwija się poniżej potencjału rynkiem rządzą pracodawcy i pracodawcy wyznaczają wszystkie reguły gry. Jeśli przedsiębiorcy nie będzie się coś opłacać, to nie zapłaci, zwolni i tyle. Ta sytuacja powinna się zmienić za kilka lat, kiedy rynek pracodawców zrówna się w prawach z rynkiem pracownika. Wtedy pracownik będzie mógł żądać wyższego wynagrodzenia a pracodawca będzie miał mniej do powiedzenia niż dziś. Rynku nie da się oszukać.
Asymetria relacji pracownik-pracodawca zmieni się automatycznie, jeśli będziemy bogatszym krajem, czy to zależy od innych czynników?
To zależy od rynku pracy, a nie od tego, czy kraj jest bogaty czy biedny.
Czy można wobec tego stwierdzić, że ustawa o zmianie oskładkowania umów cywilno-prawnych rozpoczyna dobry kierunek, jako że większe koszty pracy zwiększą stabilność pracowników?
Jeśli sytuacja na rynku pracy będzie trudna, to takie przeregulowanie prawa, jakie nam grozi za kilka lat spowoduje wyższe bezrobocie. A jeśli sytuacja na rynku. Gospdoarka będzie mniej przeregulowana, bardziej rynkowa, to pracownik będzie mógł wymagać od pracodawcy wyższego wynagrodzenia.
Patrząc z antropologicznego punktu widzenia: co może oznaczać zmiana języka, jakiego zaczął używać Donald Tusk? Do grudnia 2013 premier w publicznych wystąpieniach mówił o umowach cywilno-prawnych, a pod koniec zeszłego roku zaczął je nazywać śmieciowymi?
Uważam, że zawsze przyjmowanie retoryki związkowej jest niebezpieczne dla rządzących i prędzej czy później może się skończyć tym, że rząd stanie się zakładnikiem składanych obietnic. Swego czasu na takim populiźmie przegrał Leszek Miller. Im więcej państwa w gospodarce tym wolniejszy wzrost i więcej bezrobocia. A na końcu przegrana.
Rząd nie jest od tego, żeby realizować postulaty związków, tylko realizować działania są dobre dla gospodarki. Czasami oczywiście mogą to być postulaty związków, ale nie w tym przypadku.
Jaki według Pana byłby idealny system ubezpieczeń na rynku pracy? System z jednej strony elastyczny, a z drugiej gwarantujący bezpieczeństwo.
Przede wszystkim, należałoby postawiać na zwiększenie konkurencyjności polskiej gospodarki. Przede wszystkim poprzez jej deregulację i prywatyzację, skuteczne ale ograniczone państwo, wspieranie inwestycji i tworzenia wyższej wartości dodanej. To da szanse na wyższy wzrost. Wtedy pracownik będzie miał więcej do powiedzenia. Kiedy będzie miał więcej do powiedzenia (a co za tym idzie również większe zyski), wtedy naturalnie w systemie pojawi się więcej składek. Mamy nierówny system podatkowy i składkowy, najwięcej tracą na nim sami pracownicy, przedsiębiorcy na szczęście mogą płacić mniej. Ja bym raczej widział, taki kierunek, że ten system musi być ujednolicony w dół.
Przyjęliśmy w pewnym momencie model, w którym gros podatków idzie z VAT-u, czyli z podatków pośrednich i uważam, że powinniśmy dalej podążać tym nurtem, starając się przy okazji obniżać kolejne wydatki państwa, tak żeby można było obniżać składki, podatki i równać je w dół, zamiast do góry. I wyrównywać stawki aby ukrócić kombinowanie. Dodatkowo należy promować elastyczne formy zatrudnienia, czyli takie, które umożliwiają mężczyznom i szczególnie kobietom pracę na część etatu – to jest bardzo ważne.
A co pan sądzi o podatku od Funduszu Płac?
To jest rozwiązanie najgorsze z możliwych, bo podraża koszty pracy. Ja bym nie kombinował. Składka ma być indywidualna, po to, żeby emerytura była indywidualna.
Czyli po pierwsze niższe wydatki państwa, bardziej szczelny system, także poprzez niższe składki i większe przerzucenie na podatki pośrednie.
Czy Pan faktycznie wierzy, że z indywidualnych składek będziemy mieć w przyszłości indywidualne emerytury?
Cały czas wierzę, aczkolwiek mniej niż dwa lata temu.
———————————————————————-
Ryszard Petru - ekonomista, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich, partner w firmie PricewaterhouseCoopers.
Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego.
Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem:
www.liberte.pl
Pełna lista autorów
Henryka Bochniarz
Witold Gadomski
Szymon Gutkowski
Jan Hartman
Janusz Lewandowski
Andrzej Olechowski
Włodzimierz Andrzej Rostocki
Wojciech Sadurski
Tadeusz Syryjczyk
Jerzy Szacki
Adam Szostkiewicz
Jan Winiecki
Ireneusz Krzemiński
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka