Pierwsze wrażenie, gdzieś to już widziałem, może w Indiach. Tłok, hałas, skwar, żyjące targowiska, gęste stragany, sklepy, sklepiki, jedzenie, chińskie kolorowe napisy. Jednak skojarzenie błędne, może przyszło wraz z tropikalnym słońcem. Tutaj inaczej, czysto, ludzie żyją w dostatku. Na ulicach nie grają milionem klaksonowych trąb. Jednak wciąż na pierwszym planie rządzi chaos ulicy.
Twarze ukryte za maskami, głowy chronione kaskami. Przez miasto pędzi tabun wojowników ninja... Większość na skuterach, dziesiątki, może setki, jak pociski mkną w różnych kierunkach. Zasady są, nawet wiele, ale wszystkie można skondensować do jednej: BĄDŹ UWAŻNY i spokojnie podążaj w swoim kierunku, im szybciej tym lepiej...
I ja dostałem swojego rumaka, srebrny, dobija do 70 km/h. Moja twarz też ukryta w masce, na głowie hełm z tyłu tajwańska pasażerka. Kamuflaż idealny. Czasem na skrzyżowaniu łapanka niesfornych jeźdźców, stoją polismeny i patrzą w oczy. I we mnie spojrzał, wszystko niby tak samo, lecz kolor jakiś dziwny, zielony... Zatrzymali kogoś innego, jedziemy dalej.
Zwyczajny mały skuter to coś dużo więcej niż zwyczajny mały skuter... Zdawało by się, że jedyne dozwolone, akceptowane zestawy to jeden bądź dwa osobniki. Natomiast tutaj poza punktem, czy linią dozwolonymi figurami są także trójkąty, czasami czworokąty. Często też dochodzi do wariacji na innym poziomie. Pasażerem może być człowiek w dowolnym wieku, od kilku miesięcy do setki. Mogą to być różnego rodzaju psy i pieski, od małych w ubrankach i kokardkami do sporych wilków czy zimnolubnych haskich.
Przystosowanie dużych czworonogów do jazdy skuterem jest co najmniej zaskakujące... Pewnie pierwszym skojarzeniem jest obraz psiaka z łapami na kierownicy i pyskiem skierowanym w stronę jazdy. Nic bardziej błędnego! Tutaj czworonożni podróżują w poprzek. Figura transformuje się w krzyż. Tajemnicą lokalnej ewolucji jest jak pies stawia w poprzek 4 łapy w miejscu, gdzie człowiek ledwo dwie stopy.
Popularne zestawy na skuterze to: babka, matka, córka lub mama, tata plus dwa maluchy. Zdarzają się oczywiście najróżniejsze wariacje. Specjalnymi przypadkami są relaksująco przemierzający przestrzeń mnisi oraz starsi panowie i panie. Przemieszczają się specjalnymi korytarzami, gdzie zielony kolor nigdy nie gaśnie, gdzie nie trzeba używać lusterek, ani przejmować się innymi uczestnikami ruchu.
Wracając do pogody, w nie-za-gorąca noc to 29C, w dzień lepiej nie wiedzieć. Miasto tonie w oparach smogu podsyconego brzytwami słońca. Najdotkliwiej gdy się stoi, w czasie jazdy duża ulga, nad oceanem zanika. Plaże tutaj puste, opalenizna nie wskazana, biały kolor jest w cenie. Sezonowo pojawiają się silni i burzliwi goście.
Ochrzcili ją imieniem Fanapi. Urodziła się gdzieś nad Oceanem i śpieszno jej do brzegu gdzie jest tak wiele ciekawych rzeczy. W sumie nie jest tu mile widzianym gościem, choć dostojnym, srogim i z dobrej rodziny. Wszyscy czynią na jej przybycie przygotowania. Wielu opuszcza swe domy, inni budują konstrukcje powitalne. Dla niej zamyka cię plaże, do dyspozycji oddaje puste ulice. Już zapowiadają ją posłańcy. Na niebie widać ich kształty i kolory, w eterze muzykę. Na pustej plaży piaskowe obłoki suną wężami wzdłuż brzegu. O sroga księżno oszczędź nas od swego gniewu. I szalej tam gdzie pieprz rośnie !
W Tainan tajfun nie był taki straszny trochę popadało, może trochę więcej niż trochę. Dowcipniś zaskoczył mnie małą powodzią na 4 piętrze :). Woda wdarła się przez balkon i zalała kuchnię. Wymagało to podjęcia walki z żywiołem: usuwanie wody, odtykanie spustu na balkonie, zabezpieczenie spustu przed ponownym zapchaniem itd. Mogę więc śmiało powiedzieć, że brałem czynny udział w obronie miasta :).
Inne tematy w dziale Rozmaitości