Wybrzeże karaibskie to kraina ponad podziałami geopolitycznymi Ameryki Centralnej. Ciągnie się wzdłuż wschodniego nadbrzeża, od Balizze po Panamę, a może i dalej. Poza Latynosami, sentymentalnie związanymi tymi podziałami, zamieszkuje je także lud Kreole. Są to Afrykanie przywiezieni kiedyś jako niewolnicy. Łańcuchami związani przez Imperium Brytyjskie, nie Hiszpańskie, mówią swoim angielskim, nie słuchają latino-disco, lecz rasta-reggae. Burzliwe życie ich przodków odbija się w ich zielonych oczach, lub znajomych europejskich rysach. Często mają dredy i generalnie „luza”.
Tworzą kulturową wspólnotę ponad zaporami granic. Zamieszkują najsłabiej rozwinięte rejony, często nie połączone asfaltowymi arteriami ze stolicami. Żyją wśród kokosów, palm, plaż, skoczno-snujących rytmów reggae, śmiertelnie niebezpiecznych połowów homarów, na szlaku narko-biznesu, pod prażącym słońcem obficie poprzecinanym opadami deszczu. Ich domy stoją na nóżkach zanurzonych w wodzie lub błocie, z widokiem na ocean, dżunglę, lub inną wodę.
Oficjalnie zaliczają się do jakiejś religii. Częściej protestanci z animistycznymi pomysłami, połączeni „Bobizmem”, czyli fascynacją osobą i twórczością Boba Marleya. On jako jeden z nich stał się tu niemal mesjaszem. W barach najczęściej grana jego muzyka. Choć na głównej ulicy, przed supermarketem, nowsze trendy głośno zagrywa miejscowy didżej.
Założenia są proste, reggae, konopie, zabawa i to co „życie przyniesie”. W praktyce przynosi więcej trudnego, a nadużywana marihuana jeszcze bardziej komplikuje. Skutecznie blokując przed wzrastaniem serca i umysłu, pozostawia snujące się cienie. Ale pierwsza jest młodość, pycha przed mądrością, która mrokiem wabiona, powoli zanurza się w więzieniu uzależnienia. Na udeptanych ulicach miasteczek palą ostentacyjnie, chociaż oficjalnie zakazane. Zapachem i specyficznym grymasem twarzy, reklamują „zioła”. Popyt jest. Czasem dla zabawy, częściej aby zapchać, choć na chwilę, czarną otchłań serca.
Mimo to jest pięknie. Ludzie częściej radośni i przyjaźni. Mieszkańca zachodniej cywilizacji pociąga ten archetyp raju. Turyści często i gęsto wabieni, bądź niesamowitym pejzażem i rytmem życia natury, bądź gwarancją dobrej zabawy, odwiedzają Karaiby.
Droga do Tortugero:
http://youtu.be/FpLVmkAGiXY
Inne tematy w dziale Rozmaitości