Beverley Beverley
5465
BLOG

Columbine

Beverley Beverley Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Eksplozja miała nastąpić o godzinie 11.17. W jej wyniku zniszczona zostałaby stołówka, a także doszłoby do zawalenia się znajdującego się nad nią drugiego piętra. Ludzie, którzy mieliby wystarczająco dużo szczęścia znajdować się w relatywnie bezpiecznej odległości od centrum wybuchu, zaczęliby w panice opuszczać budynek, który miał 26 wyjść. Ci, którzy uciekaliby głównym wyjściem, wpadliby w pułapkę. Czekałoby na nich dwóch zamachowców uzbrojonych w pistolety maszynowe TEC-DC9 oraz Hi-Point 9mm rozstawionych tak, aby potencjalne ofiary znalazły się w ogniu krzyżowym. Szanse przeżycia rannych byłyby uzależnione od reakcji służb medycznych i policji. Służby ratunkowe prawdopodobnie nie zwróciłyby uwagi na dwa zaparkowane w pobliżu samochody: Hondę i BMW. W bagażnikach tych samochodów znajdowały się kolejne ładunki wybuchowe, a ich zapalniki ustawione były na 12.02.

Budynek to szkoła średnia Columbine w Denver w stanie Kolorado. Ofiary – uczniowie tej szkoły. Zamachowcy – Eric Harris i Dylan Klebold. Uczniowie tej samej szkoły.

20 kwietnia 1999 roku.

BIAŁY VAN

Był piątkowy wieczór na spędzenie którego Harris i Klebold nie mieli pomysłu. Wsiedli więc w samochód i wyjechali poza miasto. Nudziło im się. Zauważyli, że na poboczu stoi zaparkowany van. W środku nie było kierowcy – postanowili skorzystać z okazji. Klebold założył narciarskie rękawice i próbował pięścią rozbić szybę. Nie udało się. To samo próbował zrobić Harris. Również bez efektu. Spróbowali kamieniem. W końcu szyba nie wytrzymała. Harris stał na czatach, a Klebold wynosił co bardziej wartościowe rzeczy. Ich łupem padło: woltomierz o wartości 400 dolarów, przenośna konsola nintendo, latarka, płyty CD itp. Żeby obejrzeć dokładnie skradzione rzeczy pojechali w stronę rezerwatu Deer Creek Canyon Park. Na pustym parkingu zaczęli sprawdzać czy elektroniczne urządzenia wyniesione z vana działają. Byli tym tak zaabsorbowani, że nie zauważyli, że na parkingu oprócz nich jest jeszcze jedna osoba – funkcjonariusz policji Timothy Walsh, który zainteresował się samochodem zaparkowanym w piątkowy wieczór w pobliżu parku narodowego. Eric Harris próbował jakoś wytłumaczyć siebie i kolegę z posiadanego woltomierza i innych tego typu przedmiotów. Wiadomo – leżało przy drodze, a oni akurat tamtędy przejeżdżali, no to wzięli. Przecież nikogo nie okradli.

Na komisariacie nastolatków sfotografowano i pobrano od nich odciski palców. Złożyli zeznania. Wezwano rodziców, którzy odebrali synów z aresztu.

RODZICE

Wayne Harris zdawał sobie sprawę z tego, że jego syn ma problemy emocjonalne. Prawdopodobnie wpływ na to miało ciągłe przenoszenie się z miejsca na miejsce – Wayne był oficerem sił powietrznych Stanów Zjednoczonych. Służył w bazach w Ohio, Michigan, stanie Nowy Jork. Dzieci państwa Harrisów nie miały możliwości nawiązania dłuższych przyjaźni. W 1993 roku major Harris przeszedł na emeryturę i rodzina osiedliła się w Denver. W 1996 roku małżeństwo Harrisów kupiło dom za 180 tys. dolarów trzy kilometry od szkoły średniej Columbine. Ich starszy syn Kevin grał w reprezentacji szkoły w futbolu amerykańskim. Później kontynuował naukę na University of Colorado. Wayne Harris zatrudnił się w firmie tworzącej komputerowe symulatory lotów. Kathy Harris, która do tej pory zajmowała się domem i wychowywaniem dzieci, znalazła zatrudnienie na pół etatu w firmie kateringowej.

Za włamanie i kradzież Ericowi groziło więzienie. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce sąd prawdopodobnie nie umieściłby nastolatka w zakładzie karnym. Nie zmieniałoby to jednak faktu popełnienia przestępstwa, odnotowania tego w rejestrze skazanych i utrudnienia tym samym startu w dorosłe życie. Wayne Harris postanowił temu przeciwdziałać. Po pierwsze wysłał syna do psychologa doktora Kevina Alberta, który za 150 dolarów za godzinę przeprowadzał terapię młodego Harrisa, co miało zapewne być argumentem w sądzie, że jego stan psychiczny odbiega od normy i należy z tego powodu być wobec niego wyrozumiałym. Po drugie nawiązał kontakt z Andreą Sanchez, także psycholog, ale pracującą dla wymiaru sprawiedliwości w ramach programu nazywanego Diversion, którego celem było poddanie skazanego przymusowej terapii. Przestępca, który przeszedł przez taki program, mógł liczyć na to, że zostanie wykreślony z rejestru skazanych.

Program Diversion wymagał w przypadku młodocianych udziału przynajmniej jednego z rodziców. Tom i Sue Klebold postanowili uczestniczyć w nim oboje. Podczas wstępnego przesłuchania dowiedzieli się, że ich 17-letni syn ma pseudonim „Wódka” i pierwszy raz upił się w wieku 15 lat. Dylan próbował również marihuany, ale upierał się, że zerwał zarówno z jednym jak i z drugim. Państwo Klebold oświadczyli, że syn jest introwertykiem i izoluje się od otoczenia. Łatwo też popada w złość i źle znosi uwagi nauczycieli w sprawie jego zachowania (np. zdarzało mu się zasypiać na lekcjach).

Andrea Sanchez miała sporządzić opinię dla sądu. Zarekomendowała nastolatków do programu Diversion, chociaż zwróciła uwagę, że nie chcą oni wziąć całej odpowiedzialności na siebie. Eric twierdził, że włamanie do vana było pomysłem Dylana, natomiast Dylan oświadczył, że cała sprawa została niepotrzebnie rozdmuchana („overblown”).

25 marca 1998 roku Eric Harris i Dylan Klebold stanęli przed sędzią Johnem DeVitą. Ojcowie nastolatków stali obok nich. To spodobało się sędziemu. Na ogół młodociani pojawiali się w sądzie sami lub w obecności matek. Ojcowie na sali sądowej byli dobrym znakiem. Sędzia miał też zwrócić uwagę na odpowiedni ubiór nastolatków i ich pokorne zachowanie. Zatwierdził obu do programu Diversion.

Trzynaście miesięcy później sędzia John DeVita przyznał, że jest wstrząśnięty tym z jaką łatwością dał się oszukać dwóm nastolatkom.

„NIENAWIDZĘ WIĘKSZOŚCI LUDZI”

W stanie Kolorado można legalnie kupić broń, ale trzeba mieć ukończone 18 lat i dokument to potwierdzający. Tak przynajmniej jest w sklepach z bronią palną. Ale może na wystawach broni przepisy nie są tak restrykcyjne? Taką przynajmniej mieli nadzieję licealiści Harris i Klebold, gdy 21 listopada 1998 roku pojawili się na „Tanner Gun Show” w Denver. Próbowali kupić karabin oraz dwie strzelby. Wszyscy sprzedawcy pytali ich o dowód tożsamości. Nie było innej możliwości jak poproszenie o dokonanie zakupu kogoś pełnoletniego. Poprosili... koleżankę. Robyn Anderson zgodziła się pod warunkiem, że kupią broń od prywatnego, a nie licencjonowanego sprzedawcy. Różnica była taka, że w tym drugim przypadku panna Anderson musiałaby podać swoje dane, które zostałyby zarejestrowane. Prywatni sprzedawcy nie zadawali pytań, przyjmowali gotówkę, nie wystawiali rachunków. Anderson zeznała później, że sprzedający musieli zdawać sobie sprawę z tego, że strzelby nie są dla niej, bo to Harris i Klebold pytali o szczegóły techniczne dotyczące broni i to im sprzedawcy ją wręczyli. Co ciekawe Harris, który nie mógł sam kupić broni palnej, bez problemu dokonał samodzielnego zakupu amunicji. Wyprzedzając nieco wydarzenia – pannie Anderson nie postawiono z powodu jej udziału w całym przedsięwzięciu żadnych zarzutów. Mark Manes i Phil Duran nie mieli tyle szczęścia.

Dr Albert przepisał swojemu pacjentowi Ericowi Harrisowi antydepresant Zoloft. Uczeń opowiadał mu o myślach samobójczych, napadach złości, wahaniach nastrojów. Jego matka potwierdziła, że zdarzało mu się w przypływie wściekłości uderzać albo kopać przedmioty, chociaż nigdy nie robił tego w obecności ojca. Po jakimś czasie Eric zaczął narzekać, że jest niespokojny i nie może się skoncentrować. Psycholog kazał mu odstawić Zoloft na dwa tygodnie, po czym zapisał mu lek Luvox.

Harris prowadził dziennik, który – oprócz zbrodni przez niego popełnionych – jest potwierdzeniem tego, że był to człowiek poważnie zaburzony. Pierwszy zapis pochodzi z 10 kwietnia 1998 roku, ostatni z 3 kwietnia 1999 roku. Kiedy zaczynał go pisać miał już w głowie plan tego co zamierza zrobić. Pisał, że chce, aby go zapamiętano. Że być może jego działania wywołają rewolucję albo chociaż zamieszki takie jak w Los Angeles w 1992 roku. A poza tym pisał o gwałtach, zabijaniu i tym podobnych. Narzekał też, że ludzie nie zrozumieją jego motywów. Tytuł dziennika: „Księga Boga”.

Do realizacji jego planu potrzebne były nie tylko strzelby i pistolety maszynowe, ale przede wszystkim ładunki wybuchowe. Zaczął od puszek po kawie wypełnionych prochem z fajerwerków. Były one jednak zbyt małej mocy. Potrzebował prawdziwej bomby. Jak powinna wyglądać prawdziwa bomba i jak ją skonstruować? Z pomocą przyszedł mu internet, a dokładnie strona internetowa The Anarchist Cookbook, gdzie znalazł przepis na produkcję ładunku wybuchowego dużej mocy. Harrisowi wydawało się, że jest w stanie dokonać zamachu podobnej skali co ten w Oklahoma City, przeprowadzony przez Timothy McVeighna 19 kwietnia 1995 roku. Tego dnia były sierżant armii amerykańskiej, odznaczony za udział w pierwszej kampanii irackiej („Pustynna Burza”), zaparkował ciężarówkę przy budynku mieszczącym biura agencji rządowych. Eksplozja nastąpiła dwie minuty po opuszczeniu przez niego ciężarówki, w której znajdował się ładunek o wadze 2,300 kilogramów. Śmierć poniosło 168 osób – w tym 19 dzieci – a 680 odniosło rany. McVeigh został skazany na śmierć. Proces odbył się w Denver.

Harris przyznał w swoim dzienniku, że skonstruowanie bomby jest trudnym zadaniem. Mógł się tym zajmować tylko podczas nieobecności w domu jego rodziców. Prawdopodobnie mieszał benzynę z innymi substancjami, które później podgrzewał tak żeby uzyskać półpłynną konsystencję. Wszystko to było czasochłonne i ryzykowne. Jego kolega Dylan nie pomagał mu w tym zadaniu

DYLAN KLEBOLD

Klebold prawdopodobnie nie był psychopatą tak jak Eric Harris. Jego dziennik wskazuje na to, że przez długi czas zmagał się z depresją. Zaczął go pisać 31 marca 1997 roku i od początku opisywał swoją samotność. Z jego obserwacji wynikało, że różnił się od swoich rówieśników i że według niego był od nich bardziej utalentowany. Nie miało to jednak większego znaczenia, ponieważ jego wyjątkowość powodowała, że był samotny.

Klebold wierzył w życie pozagrobowe i wiązał z tym życiem nadzieje. Miało być mu lepiej tam gdzie trafi po śmierci.

„Thinking of suicide gives me hope that i'll be in my place wherever i go after this life...”

(pisownia oryginalna)

„Myśli o samobójstwie dają mi nadzieję, że trafię po śmierci w lepsze miejsce...”

(tłumaczenie autora notki)

Nie ma dowodów na to, że Klebold próbował popełnić samobójstwo przed 20 kwietnia 1999 roku, chociaż w swoim dzienniku opisuje zawód miłosny jaki go spotkał, gdy dowiedział się, że dziewczyna o imieniu Harriet udawała zainteresowanie nim – nie wiadomo w jakim celu miałaby to robić. Jeden z jego kolegów zeznał później, że mniej więcej w tym samym czasie Klebold próbował zdobyć broń.

W przeciwieństwie do Harrisa miał on plany na przyszłość – chciał zostać informatykiem. Po zakończeniu szkoły średniej miał kontynuować edukację na University of Arizona. Żeby pokryć swoje wydatki pracował w fast foodzie o nazwie Blackjack Pizza za stawkę 6.50$ na godzinę. Harris był także pracownikiem tego samego baru szybkiej obsługi, chociaż jako pracownik z większym stażem lub na wyższym stanowisku zarabiał 7.50$ na godzinę.

Klebold w swoim dzienniku obiecywał samemu sobie poprawę, a miało się to objawiać tym, że przestanie zaczepiać młodszych uczniów, co zadaje kłam tezie, że był on ofiarą nękania przez innych. A nawet jeśli był, to robił to samo słabszym od siebie. Jednym z wybryków był wulgarny rysunek lub napis na szafce jednego z pierwszoklasistów. Była też obietnica złożona w dzienniku dotycząca zaprzestania oglądania pornografii.

Matka Dylana Sue Klebold z domu Yassenoff karierę zawodową zaczęła jako nauczycielka, by później zdobyć specjalizację w pracy z niepełnosprawnymi. Była koordynatorem w programie, który miał umożliwić niepełnosprawnym uczniom zdobycie takich kwalifikacji, dzięki którym mogliby po zakończeniu edukacji podjąć normalną pracę. Tom Klebold był geofizykiem pracującym w przemyśle naftowym. W 1990 roku Kleboldowie kupili dom do generalnego remontu poza miastem, który został przez Toma doprowadzony do stanu umożliwiającego w nim zamieszkanie. To doświadczenie doprowadziło do założenia przez Kleboldów agencji nieruchomości, która kupowała tego typu domy, które następnie po odnowieniu były sprzedawane jako gotowe do zamieszkania.

Starszy brat Dylana Byron pracował jako sprzedawca używanych samochodów.

PRZYGOTOWANIA

Tuż przed Nowym Rokiem Wayne Harris odebrał telefon od sprzedawcy broni z firmy Green Mountain Guns, który poinformował go, że może odebrać zamówione przez niego magazynki. Zdziwiony Wayne odpowiedział, że nie zamawiał żadnych magazynków i że musiało dojść do pomyłki. Na tym rozmowa została zakończona. Eric, który był świadkiem tej telefonicznej wymiany zdań, napisał później w dzienniku, że gdyby jego ojciec się zorientował, że magazynki zostały zamówione przez niego, zniweczyłoby to cały misterny plan.

Eric Harris prawdopodobnie próbował stworzyć większą grupę, która wzięłaby udział w zamachu. Chris Morris, który był uczniem tej samej szkoły, zeznał później, że Harris próbował go zwerbować, chociaż wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdy byli na kręglach Harris miał go zapytać, czy według niego dałoby się wysadzić szkołę w powietrze podkładając bomby pod generatory prądu. Morrisowi wydawało się to wtedy tylko głupim żartem. Harris miał go też poprosić o przechowanie w swoim domu napalmu, na co Morris się nie zgodził.

Harris w ogóle miał problemy ze zdobyciem odpowiedniej ilości napalmu, więc próbował sam go wyprodukować. Poprosił o pomoc kolegę, niejakiego Zacka Hecklera, z którym pojechał do supermarketu by kupić sodę i wybielacz. Okazało się jednak, że Zack nie wie w jaki sposób połączyć sodę i wybielacz tak by powstał z tego napalm.

Harris i Klebold ćwiczyli też swoje umiejętności strzeleckie. Nie używali jednak profesjonalnej strzelnicy, co mogłoby zwrócić na nich uwagę. Z relacji trojga świadków, którzy towarzyszyli im podczas jednej takiej sesji wynika, że trening strzelecki odbywał się w rejonie gdzie mieszkał Dylan. Strzelali do kręgli skradzionych z kręgielni Belleview Lanes. Harris i Klebold skrócili lufy swoich strzelb piłą łańcuchową, przez co mieli problemy z opanowaniem broni z powodu zbyt silnego odrzutu. Podobno po czasie Harris doszedł do takiej wprawy, że odrzut nie był dla niego problemem. 20 kwietnia 1999 roku okazało się jednak, że odrzut był po prostu dla nastolatka zbyt silny. Po jednym ze strzałów lufa złamała mu nos.

PISANIE KREATYWNE

Państwo Harris zaczęli coraz bardziej naciskać na syna, żeby ten zaczął wreszcie planować swoją przyszłość. Eric Harris co prawda dostał awans na menadżera zmiany w Blackjack Pizza, ale syn rodziców z klasy średniej powinien jednak mierzyć trochę wyżej. Nastolatek oświadczył, że zamierza iść w ślady ojca i zwiąże się z wojskiem. Jednak w tym celu musiał najpierw przejść rekrutację, a to w jego przypadku oznaczało spotkanie z sierżantem Markiem Gonzalesem w punkcie rekrutacyjnym. Eric uznał, że musi wyglądać poważnie, więc ubrał się na czarno i założył wojskowe buty. Sierżant Gonzales przeprowadził najpierw „screening test”, który polegał na zrobieniu w określonym czasie jak największej liczby pompek i przysiadów oraz prawdopodobnie sprawdzono ile razy kandydat na żołnierza potrafi podciągnąć się na drążku. Jego wynik był zadowalający. Następnie sierżant Gonzales kazał nastolatkowi wybrać spośród cech mu przedstawionych te, które najbardziej do niego pasują. Harris wybrał: „sprawność fizyczna”, „samodzielność” i „samodyscyplina”. Na pytanie co najbardziej go interesuje w związku ze służbą wojskową odpowiedział: broń i ładunki wybuchowe. Sierżant Gonzales poinformował go, że musi przeprowadzić wywiad środowiskowy, co w praktyce oznaczało rozmowę z rodzicami Erica.

Dylan Klebold uczęszczał na zajęcia kreatywnego pisania. Nauczycielka Judy Kelly zwróciła uwagę na opowiadanie przez niego napisane. Główną postacią był morderca, który mścił się na ludziach za doznane krzywdy. W opowiadaniu oprócz broni palnej pojawiły się też bomby. Bohater opowiadania przeprowadził rekonesans, aby poznać zwyczaje swoich ofiar. Klebold napisał opowiadanie bez akapitów, bez sprawdzenia błędów, w pośpiechu. Pani Kelly nie po raz pierwszy czytała opowiadanie pełne przemocy napisane przez ucznia, ale to co napisał Klebold trudno było porównać z czymkolwiek innym. Nigdy bowiem nie czytała opowiadania, w którym celem ataku była ludność cywilna. Klebold tłumaczył się, że na zajęciach z kreatywnego pisania stara się być po prostu „kreatywny” i że sztuki Szekspira też są pełne przemocy. Pani Kelly zadzwoniła do rodziców Dylana, którzy nie wydawali się tym zaniepokojeni. Prawdopodobnie traktowali to jako wygłup nastolatka. Nauczycielka zaniosła opowiadanie do wychowawcy Dylana, przed którym chłopak musiał się tłumaczyć. Bagatelizował całą sprawę.

W domu państwa Harrisów pojawił się sierżant Gonzales. Rodzice Erica mieli wiele pytań na temat możliwości rozwoju jakie czekają ich syna w Marines. Pani Harris chciała wiedzieć, czy antydepresanty jakie zażywa Eric mogą stanowić problem w siłach zbrojnych. Przyniosła pojemnik z lekarstwem i pokazała je sierżantowi. Gonzales zapisał w notatniku: „Luvox”. Obiecał to sprawdzić i oddzwonić. Rzeczywiście zrobił to następnego dnia. Ponieważ Eric nie odebrał, zostawił wiadomość na automatycznej sekretarce prosząc o kontakt. Eric Harris nigdy nie oddzwonił do sierżanta Gonzalesa. Gdyby to zrobił, dowiedziałby się, że został wykreślony z listy kandydatów do Marines.

STUDNIÓWKA

Rok szkolny powoli dobiegał końca, przed uczniami ostatnich klas rysowała się perspektywa pierwszego kroku w dorosłość. W Ameryce szybciej się dojrzewa, między innymi dlatego, że już licealiści przyjeżdżają do szkoły swoimi samochodami. To znaczy nie swoimi, tylko kupionymi przez rodziców. Columbine była szkołą ludzi zamożnych, więc większość uczniów miała tam samochody. Ponieważ zbliżał się bal maturalny stanowiło to pewien problem, którym było połączenie alkoholu i jazdy pod jego wpływem. W piątek 16 kwietnia 1999 roku dyrektor szkoły Frank DeAngelis wygłosił przemówienie do swoich uczniów. Wymienił w nim trzy tragedie z własnego życia, kiedy był świadkiem lub dowiedział się o śmierci kogoś mu bliskiego właśnie w wyniku wypadku samochodowego. Wspomnienie tych tragedii musiało wyzwolić w dyrektorze silne emocje, ponieważ powiedział swoim uczniom, że ich kocha. I że chce ich wszystkich widzieć z powrotem w szkole w poniedziałek rano.

Dylan Klebold był nieśmiały, co stanowiło problem w kwestii balu maturalnego. Nie miał dziewczyny, więc musiał poprosić jakąś o towarzyszenie mu na studniówce. Łatwo powiedzieć - rozmowa z dziewczynami stanowiła dla niego wyzwanie. Postanowił zapytać Robyn Anderson, tę samą, która kupiła dla niego i Erica dwie strzelby oraz pistolet maszynowy. Panna Anderson była akurat na wycieczce w Waszyngtonie, ale obiecała wrócić do Denver przed weekendem. I tak też się stało.

Bal maturalny był udany i odbył się bez incydentów, na co wpływ mogła mieć obecność niektórych rodziców, którzy odgrywali role fotoreporterów. Były limuzyny, były szykowne kreacje, był też oczywiście alkohol. Po części oficjalne odbyło się coś co się nazywa „after prom party”. Można było wpaść w szpony hazardu grając w ruletkę, pokera i blackjacka. Klebold i Harris mieli przy sobie gotówkę, ponieważ dzień wcześniej wzięli zaliczkę od swojego szefa z Blackjack Pizza: Harris 200$, Klebold 120$. Ale pieniądze nie były im akurat wtedy potrzebne, bo „kasyno” było formą zabawy: za żetony nie trzeba było płacić, a krupierami byli rodzice. Klebold wrócił do domu nad ranem. Matce powiedział, że nie wypił dużo, impreza jeszcze trwa, ale on już jest zmęczony i kładzie się spać. Przespał większość niedzieli.

Harris dołączył do Klebolda dopiero podczas części nieoficjalnej studniówki. Powód jego absencji na balu był prozaiczny: żadna dziewczyna nie zgodziła się mu towarzyszyć.

PONIEDZIAŁEK

Eric Harris przygotował 35 podręcznych ładunków wybuchowych zwanych „pipe bombs”. Oprócz tego 45 „krykietów” - były to kartridże wypełnione prochem. Dodatkowo 9 „koktajli Mołotowa”.

Większym zagrożeniem były bomby skonstruowane przy użyciu 9 kilogramowych zbiorników z propanem. Miały one zostać zdetonowane na szkolnej stołówce oraz w samochodach zamachowców. Łącznie przy konstrukcji bomb użyto ośmiu takich zbiorników.

Harrisowi ciągle brakowało amunicji. Żeby zdobyć więcej nabojów próbował skontaktować się z Markiem Manesem od którego kupił wcześniej pistolet automatyczny TEC-9. Manes zgodził się rozłożyć płatność na raty, przyjmując zaliczkę w wysokości 300$. Harris wywiązał się z umowy i kilka tygodni później przekazał przez wspólnego kolegę Phila Durana pozostałe 200$. Sam Manes kupił broń za 491$. Zysk w wysokości 9$ przypłacił 6-letnim wyrokiem więzienia. Phil Duran został skazany na 4.5 roku.

Harris szukał Manesa od czwartku i w poniedziałek nadal miał „tylko” 700 nabojów. Potrzebował więcej, ale Manes jakby zapadł się pod ziemię. Poniedziałek minął więc na kręglach, zajęciach w szkole i na wspólnym obiedzie z kolegami w lokalu o nazwie Outback Steakhouse. Klebold miał kilka kuponów, który umożliwiły im zamówienie posiłków po niższej cenie. Wreszcie wieczorem odezwał się Manes. Miał pięćdziesiąt nabojów do TEC-9 i Eric mógł je odebrać. Koszt – 25$.

Gdy Harris zjawił się w domu Manesa, żeby odebrać amunicję ten zapytał go, czy zamierza dzisiaj strzelać. Harris odpowiedział: „może jutro”.

Ciekawe jest to, że Harris nie pojechał do sklepu Kmart, żeby osobiście kupić dodatkowe naboje. Od dziesięciu dni był pełnoletni.

WTOREK


CNN prowadziło relację na temat bombardowania Kosowa przez siły powietrzne NATO. Naloty lotnicze przeprowadzane z baz we Włoszech i amerykańskich lotniskowców na Morzu Adriatyckim trwały od czterech tygodni i zaangażowały wszystkich członków Paktu Północnoatlantyckiego z wyjątkiem Grecji. Relacja wojenna zawsze oznaczała dla serwisu informacyjnego dużą oglądalność, a jednak o godzinie 11:54 CNN zdecydowało się ją przerwać. Połączono się z reporterem w powiecie Jeffco i prowadzono stamtąd bezpośrednią transmisję przez całe popołudnie.

Policja i służby ratunkowe powiatu były przeciążone zgłoszeniami pod numerem 911. Część reporterów z lokalnych mediów obstawiła szpitale, czekając na przyjazd karetek pogotowia z rannymi. Reporterzy będący na miejscu tragedii przeprowadzali wywiady ze świadkami, którzy potwierdzali, że są zabici i ranni. Jedna uczennica powiedziała, że zamachowcy zastrzelili trzy osoby, a jeden z nich rzucił granat, który eksplodował.

Nie wiadomo było ilu jest zamachowców. Według relacji świadków było ich kilku – strzelali w różnych miejscach: na parkingu, na stołówce, na schodach prowadzących na piętro, a nawet na dachu (później się okazało, że na dachu nie było żadnego zamachowca, tylko wystraszony mechanik konserwujący wentylację).

Uczniowie, którzy zdołali wydostać się na zewnątrz zaczęli dzwonić do rodziców, informując ich o tym co się stało. Rodzice, którzy zostali poinformowani jako pierwsi dzwonili do następnych i tak w krótkim czasie cała społeczność, a przynajmniej większa jej część, wiedziała, że w szkole doszło do zamachu.

Jeden z uczniów Nate Dykeman miał w zwyczaju „urywać” się na długiej przerwie do domu na obiad. Gdy tego kwietniowego dnia wrócił do szkoły teren był już obstawiony przez policję. Od kolegów dowiedział się, że w szkole są zamachowcy, którzy strzelają do uczniów i nauczycieli. I wtedy coś sobie przypomniał – coś co początkowo nie zwróciło jego uwagi. Otóż przed opuszczeniem szkoły widział Erica Harrisa idącego w stronę budynku z parkingu dla nauczycieli w czasie długiej przerwy. Zdał sobie sprawę, że było to dziwne zachowanie. Zarówno Harris jak i Klebold nie pojawili się rano w szkole.

Szkoła średnia Columbine zatrudniała uzbrojonego strażnika Neila Gardnera, który miał w zwyczaju jeść swoje posiłki na stołówce razem z uczniami. Tego dnia jednak nie odpowiadało mu menu, więc na przerwie pojechał do Subwaya, żeby zamówić kanapki na wynos i zjeść je w swoim samochodzie, przy okazji obserwując ulubione miejsce szkolnych palaczy. W trakcie posiłku został wywołany przez krótkofalówkę przez woźnego. Coś się działo na parkingu. Gdy wysiadł z samochodu zobaczył dwóch nastolatków z bronią. Jeden z nich strzelił w jego kierunku. Gardner schował się za samochodem. Odpowiedział czterema strzałami oddanymi w stronę napastników. Widział jak wchodzą do budynku. Nie poszedł za nimi.

Funkcjonariusz policji Paul Smoker prowadził służbę patrolową na motocyklu. W czasie wypisywania mandatu za przekroczenie dozwolonej prędkości otrzymał zgłoszenie o strzałach oddanych na terenie szkoły średniej. Wsiadł na swój motocykl i pojechał na skróty przez boisko do piłki nożnej i baseballa w stronę Columbine. Zaparkował za budynkiem gospodarczym, gdzie schronienie znalazł ranny nastolatek, który powiedział mu, że został postrzelony przez „Neda Harrisa”. Smoker zauważył, że człowiek ubrany w uniform ochroniarza (Gardner) strzela do kogoś stojącego w drzwiach. Smoker i Gardner nawiązali kontakt wzrokowy. Gardner zaczął krzyczeć: „tam jest!”, ale Smoker nie mógł zauważyć zamachowca znajdującego się w tzw. martwym punkcie. Zarówno policjant jak i ochroniarz widzieli uczniów wybiegających ze szkoły. Nie zdecydowali się wejść do budynku.

Na miejscu zamachu pojawiało się coraz więcej samochodów policyjnych i część przerażonych nastolatków szukała za nimi schronienia. Policjanci zdecydowali się utworzyć z radiowozów barierę bezpieczeństwa, za którą można by udzielić pomocy rannym, a także przesłuchać tych, którzy byli w stanie dostarczyć policji informacji na temat tego, co dzieje się w środku. Jednak poszkodowanych było tak dużo, że podjęto decyzję o ich ewakuacji. Ponieważ służby medyczne nie nadążały z opatrywaniem rannych policjanci prosili chłopaków o zdejmowanie koszulek, które podarte na kawałki służyły za opaski uciskowe.

Później policzono, że średnio co minutę na miejscu zamachu pojawiało się sześciu funkcjonariuszy policji. Zresztą nie tylko policji, bo dzięki mediom wiadomość o tym, że ktoś strzela do uczniów rozniosła się po całym mieście. Ludzie starali się pomóc jak mogli. Pod szkołę podjechała opancerzona furgonetka prywatnej agencji ochrony Loomis Fargo. Po prostu jej kierowca doszedł do wniosku, że może na coś się przydać. Problemem było to, że nie było głównodowodzącego akcją, dlatego na miejscu panował chaos.

Policyjna grupa szturmowa SWAT dotarła pod szkołę tuż po godzinie dwunastej, czyli około 40 minut od pierwszego zgłoszenia. Zdecydowali, że muszą wejść do budynku, gdzie nadal ginęli ludzie. Mimo że do dyspozycji była opancerzona furgonetka, jako tarczy użyli wozu strażackiego. Za kierownicą siedział jeden policjant, dwunastu skryło się za wozem, który wolno przemieszczał się w stronę głównego wejścia. Gdy byli przy drzwiach rozdzielili się: sześciu pozostało na zewnątrz, sześciu weszło do środka. Kilka minut później dołączyła do nich kolejna 6-osobowa grupa funkcjonariuszy. Dowodzący grupą porucznik Terry Manwaring był już w szkole wcześniej i wydawało mu się, że grupa szturmowa znajduje się blisko stołówki. To tam spodziewano się znaleźć najwięcej ofiar. Nie wiedział, że szkoła została przeprojektowana i stołówka znajdowała się teraz po drugiej stronie budynku. To zdezorientowało funkcjonariuszy. Dodatkowo w szkole cały czas włączony był alarm przeciwpożarowy, co utrudniało komunikację pomiędzy poszczególnymi członkami grupy szturmowej.

Na zewnątrz policjanci z trudem panowali nad powiększającym się tłumem zdesperowanych rodziców, którzy chcieli dowiedzieć się, co się dzieje z ich dziećmi. Pytanie brzmiało: w którym kierunku uciekli uczniowie, którzy jako pierwsi opuścili szkołę? Mieli oni dwie opcje. Pierwsza to Clement Park. Okazało się, że tylko nieliczni uciekli w tamta stronę. Druga opcją było osiedle na Pierce Street. Tam właśnie za budynkami i pod samochodami można było znaleźć przerażonych nastolatków. Okazało się, że w takich sytuacjach ludzie szukają jakiegoś schronienia. Czegoś za czym można się schować.

Po zachodniej stronie szkoły policjanci, strażacy i medycy mieli trudniejsze zadanie. Od tej strony dochodziły odgłosy wystrzałów. Z tej też strony na zewnątrz budynku czworo ciężko rannych uczniów walczyło o życie. Medycy, którzy próbowali się do nich dostać ryzykowali życiem, ponieważ jeden z zamachowców (Harris) ostrzeliwał ich z okna biblioteki. Anne Marie, Lance i Sean zostali ewakuowani. Danny Rohrbough został uznany za martwego i jego ciało zostawiono na trawniku.

Ci policjanci z grupy szturmowej, którzy zostali na zewnątrz zaczęli powoli metr po metrze okrążać budynek używając wozu strażackiego jako osłony. Richard Castaldo czekał na ich pomoc przez godzinę i piętnaście minut. Rachel Scott została uznana za martwą i zostawiona w miejscu, gdzie ją znaleziono (jej ciało leżało tam do środy). Policjanci zobaczyli leżącego na trawniku Danny'ego i podjęli próbę jego ratunku. Ten przykład pokazuje, że nie było właściwej komunikacji pomiędzy poszczególnymi grupami ratunkowymi. Jedyne co się zmieniło w przypadku tragicznie zmarłego Danny'ego Rohrbougha to przesunięcie jego ciała z trawnika na chodnik. Tak jak w przypadku Rachel Scott jego ciało zostało tam do następnego dnia.

O godzinie 13.15 kolejna grupa szturmowa SWAT weszła do budynku, tym razem od strony pokoju nauczycielskiego. Ta grupa szybko dostała się na stołówkę, która wydawała się być zupełnie opuszczona. Na stolikach znajdowały się tace z niedokończonymi posiłkami. Książki i plecaki były rozrzucone po całym pomieszczeniu, które zostało podtopione przez system przeciwpożarowy. Ogień zniszczył niektóre krzesła i osmalił sufit. Policjanci nie zauważyli podręcznych toreb, w których znajdowały się ładunki wybuchowe. Na stołówce nie było zabitych i rannych. Nie było też śladów krwi. Było za to – co w końcu zauważono - sporo ludzi, którym jakoś udało się wyjść cało z tragedii. Część z nich nie była dobrze widoczna, ponieważ schowała się pod stolikami. Niektórych wyciągnięto z szaf na produkty spożywcze. Dwóch mężczyzn ukryło się w chłodni – byli tak zmarznięci, że ledwo mogli unieść swoje ręce. Policjanci ewakuowali poszkodowanych przez okno, którym dostali się do środka. Na początku szło to sprawnie, ale w miarę jak poruszali się w głąb budynku, część funkcjonariuszy musiała zabezpieczać trasę ewakuacji, co spowolniło cały proces.

Nad szkołą krążyły helikoptery stacji telewizyjnych które relacjonowały wydarzenia na żywo. Policja zażądała by przerwano transmisję z nich ponieważ w klasach znajdowały się telewizory i zamachowcy mogli oglądać serwisy informacyjne, żeby sprawdzić jak przebiega akcja ratunkowa i gdzie znajdują się oddziały grupy szturmowej.

Punkt dowodzenia akcją ratunkową został zaimprowizowany w Clement Park. Głównodowodząca od pewnego momentu akcją oficer policji Kate Battan znała już wystarczająco dużo relacji świadków, żeby wytypować głównych podejrzanych. Postanowiła wysłać funkcjonariuszy do ich domów, co nastąpiło około godziny 13.15.

Państwo Harris zostali powiadomieni przez policję o swoich podejrzeniach i zdążyli dotrzeć do domu przed funkcjonariuszami. Okazało się, że Harrisowie nie chcą współpracować z policją, odmawiając im nawet wstępu do domu. Policjanci jednak nalegali i w końcu zostali wpuszczeni do środka. Od razu wyczuli gaz i zadzwonili do dostawcy energii, żądając jego odłączenia. W pokoju Erica znaleźli odciętą lufę strzelby, naboje, fajerwerki i materiały do produkcji ładunków wybuchowych. W innym miejscu znaleźli też wydrukowany arkusz papieru ze strony internetowej The Anarchist Cookbook i opakowanie po zbiorniku z gazem. Zabezpieczanie śladów trwało do godziny pierwszej w nocy.

Państwo Kleboldowie wykazali chęć współpracy z organami ścigania. Ojciec Dylana chętnie odpowiadał na pytania policji dotyczącego przeszłości jego syna. Twierdził, że nie zauważył żadnych zmian w jego zachowaniu. Według niego mieli bardzo dobre relacje. Tak jak u Harrisów przeprowadzono przeszukanie całego domu. Znaleziono ładunki wybuchowe. Zabezpieczono dziennik Dylana oraz twardy dysk jego komputera, który – jak się okazało – został przez niego wyczyszczony.

Policjantom z grupy szturmowej SWAT trzy godziny zajęło dotarcie do znajdującej się na drugim piętrze biblioteki. Tam znaleźli ciała zamachowców. Obaj popełnili samobójstwo. Harris strzelił do siebie ze strzelby. Klebold oddał samobójczy strzał z pistoletu automatycznego. Według relacji świadków żył po nim jeszcze przez kilka minut.

Dwanaścioro uczniów i jeden nauczyciel poniosło śmierć. Dwadzieścia cztery osoby zostały ranne.

PATRICK IRELAND

17-letni Patrick Ireland opuścił Craig Hospital 2 lipca 1999 roku. Był wyczerpany rehabilitacją, którą tam przeszedł. Musiał z powrotem nauczyć się mówić. Miał problemy z pamięcią. Terapeuci wymieniali listę dwudziestu rzeczy, które Patrick musiał powtórzyć w tej samej kolejności. Gdy bezsilnie wygrażał im pięścią, ci zapisywali to w jego karcie pacjenta. To co wcześniej było dla niego naturalne, teraz musiało zostać przywrócone poprzez intensywny trening.

Rodzice byli dla niego wsparciem. Zawsze jedno z nich zostawało z nim na noc, śpiąc przy jego łóżku na rozkładanym fotelu. Tylko w ich obecności Patrick był w stanie się zrelaksować. Potrzebował tego, ponieważ zbyt często zdarzały mu się napady gniewu. Było to niestety typowe dla ludzi z ciężkimi obrażeniami głowy.

Patrick nie był gotowy na powrót do szkoły po przerwie wakacyjnej. Nadal przechodził rehabilitację, która powoli przywracała go do normalnego stanu. Jego krok stawał się stabilny. Mówił płynniej, a pauzy kiedy szukał właściwego słowa były krótsze. Czasami nawet udawało mu się wypowiedzieć płynnie całe zdanie. Robił postępy.

Pewnego dnia Patrick poprosił swojego ojca, żeby ten zabrał go nad jezioro. Chciał obejrzeć swoją siostrę podczas treningu na nartach wodnych. Gdy wypłynęli łodzią na środek jeziora Patrick stracił nad sobą kontrolę. Zaczął przeklinać. Ojciec próbował go uspokoić. Bezskutecznie. Po chwili nastrój Patricka zmienił się diametralnie. Ojciec tym razem nie zareagował. Pozwolił mu płakać.

Dzisiaj Patrick Ireland ma 37 lat, jest mężem i ojcem trojga dzieci. Pracuje jako doradca finansowy.

Mieszka pół godziny drogi od Columbine. Twierdzi, że wybaczył ludziom, którzy próbowali go zabić.

POST SCRIPTUM

Śledztwo wykazało, że w noc poprzedzającą zamach Eric Harris prawdopodobnie w ogóle nie spał (a przynajmniej nie przed godziną drugą w nocy) nagrywając na kasetę magnetofonową swoje „refleksje”. Dylan Klebold opuścił dom około godziny 5.15 nie żegnając się z rodzicami, jeśli nie liczyć wypowiedzianego tuż przed wyjściem „bye”. Pożegnał się jednak z nimi nagrywając w piwnicy domu Harrisa na kasetę VHS wiadomość dla nich, którą mieli obejrzeć już po jego śmierci:

„Hej mamo, muszę już iść. Za półgodziny rozpocznie się Dzień Sądu. Chcę was przeprosić za cały ten syf, który na was spadnie. Idę tam, gdzie będzie mi dobrze. Obrzydło mi życie i wiem, że będę szczęśliwy gdziekolwiek trafię. Do widzenia.”

(tłumaczenie autora notki)

Harris też miał coś do powiedzenia swoim rodzicom:

„Chciałbym przeprosić wszystkich, których kocham. Wiem, że moja mama i mój tata będą... będą przerażeni tym wszystkim. Przepraszam. Nic nie mogę na to poradzić.”

(tłumaczenie autora notki)

Harris do końca próbował zwiększyć siłę rażenia swoich bomb. Kamery monitoringu uchwyciły go dwie godziny przed zamachem na stacji benzynowej, gdzie kupował kolejny zbiornik z propanem. Kwestią zasadniczą z punktu widzenia zamachowców było jak umieścić bomby na stołówce tak, żeby eksplodowały podczas długiej przerwy. Postanowili wnieść je na teren szkoły w podręcznych torbach. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Później wrócili do swoich samochodów i czekali w nich na godzinę 11.17, kiedy według obliczeń Harrisa na stołówce większość stolików była już zajęta. Ładunki wybuchowe nie eksplodowały z powodu „błędów konstrukcyjnych”. Około 11.20 padły pierwsze strzały.

Cassie Bernall, 17

Steven Curnow, 14

Corey DePooter, 17

Kelly Fleming, 16

Matthew Kechter, 16

Daniel Mauser, 15

Daniel Rohrbough, 15

William Sanders, 47

Rachel Scott, 17

Isaiah Shoels, 18

John Tomlin, 16

Lauren Townsend, 18

Kyle Velasquez, 16

Na podstawie: „Columbine” Dave Cullen, wydawnictwo Twelve, 2009

Beverley
O mnie Beverley

były korwinista, obecnie trochę socjaldemokrata

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo