Jestem właśnie po lekturze dwóch artykułów autorstwa Piotra Zychowicza w numerach 35 i 36 tygodnika „Do Rzeczy” pod tytułami „Hitler był lewakiem” i „Lewicy problem z Hitlerem”. To, że Hitler był wybitnym przywódcą socjalistycznym wiedziałem już od dawna i nie trzeba było mnie przekonywać jaką pozycję na scenie politycznej zajmował „wódz” Narodowo-socjalistycznej Robotniczej Partii Niemiec. A jednak z przyjemnością czytałem o tym, że członkowie NSDAP zwracali się do siebie per „towarzyszu”, a sam Hitler mówił o sobie, że jest rewolucjonistą. Zresztą trzeba też pamiętać o innych osławionych postaciach w partii narodowo-socjalistycznej takich jak np. Joseph Goebbels, który mówił:
„Narodowe i socjalistyczne! Co najpierw, a co potem? Dla nas nie może być wątpliwości. Najpierw nastąpi socjalistyczne wybawienie, potem, jak huragan, przyjdzie narodowe wyzwolenie.”
Towarzysz Goebbels, jak widzimy, stawiał na pierwszym miejscu socjalizm.
Problem jest taki, że przez ostatnich kilkadziesiąt lat to lewica panowała nad mediami, szkolnictwem i przemysłem rozrywkowym, dlatego miała ogromne możliwości wbijania ludziom do głów tez swojej propagandy. Nie wiem, czy to się da odwrócić, chociaż pewną nadzieję stwarza tutaj Internet. Być może kolejne pokolenia nie będą już zatrute marksizmem kulturowym i nie trzeba będzie ich przekonywać do tego, że ktoś, kto wierzy w socjalizm, nie może być prawicowcem.
Internet to jedno, ale jest też inny ważny czynnik, który powoduje, że lewicowa propaganda nie jest już tak skuteczna jak kiedyś. Po lewej stronie jest pełno starych „pierdzieli”, którzy nie rozumieją dzisiejszej rzeczywistości. Widać to przecież na marszach „obrońców demokracji”, czyli pokolenia 50+, którym wystarczy podsunąć mikrofon i pozwolić mówić - sami się skompromitują. Lewica to była zawsze młodość, bunt, dynamizm. Wiadomo, że łatwiej jest coś zniszczyć niż zbudować, a wyburzanie wieżowca wygląda efektowniej niż jego budowanie. Tego typu „ideologia” powinna z zasady przyciągać młodych ludzi. Przynajmniej tak było do tej pory. Według mnie to się skończyło z prozaicznego powodu – lewica nie jest już w stanie obiecać młodym awansu społecznego. To znaczy obiecać to „se” oczywiście może, tylko już nikt w to nie wierzy. Jeśli ktoś ma przed sobą perspektywę pracowania za najniższą krajową nie wiadomo jak długo, to wywołuje to u niego frustrację. A jak widzi ludzi elyty, którzy podsuwają mu rady typu „zmień pracę, weź kredyt” to się frustruje jeszcze bardziej. Ja wiem, że w latach 90-tych perspektywy awansu dla młodych były mniej więcej takie jak dzisiaj, a młodzi tej propagandzie się poddawali. A było to przecież pokolenie wyjątkowo liczne – ludzie urodzeni przed lub w czasie stanu wojennego. Tylko jak się okazało to pokolenie to były wyjątkowe przygłupy, które dzisiaj okupują taśmy produkcyjne w brytyjskich fabrykach. Więc propaganda typu „jest źle, bo kościół i Rydzyk do tego doprowadzili” do nich trafiała. Tak na marginesie – duże nadzieje wiąże się z powrotem do Polski emigrantów z wysp brytyjskich. Jeśli ci ludzie po Brexicie wrócą do Polski no to mamy koalicję rządową PO-Nowoczesna. Więc lepiej niech zostaną tam gdzie są.
Wracając do obu tekstów Zychowicza. Z lewicą trzeba walczyć jej własną bronią. Trzeba wbijać ludziom do głów coś, co nam wydaje się oczywiste (np. lewicowość Hitlera), ale dla większości jest to prawdą objawioną. Nie można zakładać, że większość myśli tak jak my. Otóż nie myśli i zanim to się zmieni, to my będziemy już na zasłużonej emeryturze (jeśli oczywiście ZUS nie zbankrutuje). To, że dzisiejsza młodzież jest nastawiona patriotycznie nie oznacza, że nie czeka nas powtórka z rozrywki, czyli rządy jakichś „obywatelskich” i „nowoczesnych”. A przykład – według mnie – trzeba brać z ludz takich jak Zychowicz. Bo do prostego ludu trafia tylko prosty i jednoznaczny przekaz – taki jak ten z Hitlerem z sierpem i młotem zamiast swastyką na okładce tygodnika „Do Rzeczy”.
Inne tematy w dziale Kultura