Gen. Tadeusz Bór-Komorowski (14 lipca 1944 r.):
„Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce, ich przygotowaniach przeciwpowstaniowych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędów, w obronne fortece z bunkrami i drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia. Może ono udać się jedynie w wypadku załamania się Niemców i rozkładu wojska. W obecnym stanie przeprowadzenie powstania, nawet przy wybitnym zasileniu w broń i współdziałaniu lotnictwa i wojsk spadochronowych, byłoby okupione dużymi stratami.”
Gen. Tadeusz Bór-Komorowski na pytanie Jana Nowaka-Jeziorańskiego jaki moment z Powstania utkwił mu najbardziej w pamięci:
„Pamiętam jak mi żołnierze przyniesli do PKO ze sklepu Hiszpańskiego piękne kawaleryjskie buty z cholewami.”
Jan Nowaka-Jeziorański (1 sierpnia 1944 r.):
„Rano wpada Kazimierz Gorzkowski „Wolf”, kierownik Akcji Specjalnej w „N”. Załamuje ręce, pogrążony jest w skrajnej rozpaczy. „Cóż oni robią, biada, przecież w tej sytuacji powstanie nie ma żadnego sensu. Mamy pomagać bolszewikom w zajmowaniu Warszawy? Cóż za tragiczny paradoks!”
Pułkownik Janusz Bokszczanin:
„Tak naprawdę „Bór” nigdy nie został komendantem. W najlepszym wypadku rozstrzygał, lecz przeważnie kierowli nim inni. Najpierw Pełczyński, potem Okulicki, a w końcu „Monter”. Wychowany w armii carskiej był przyzwyczajony do żelaznej dyscypliny i muszę przyznać, że to, co się działo, atmosfera spisku i przymusu, te ledwie maskowane szantaże, wywoływały u mnie bardzo nieprzyjemne uczucia. Czy można sobie wyobrazić w jakiejkolwiek armii grupę oficerów sprzymierzających się w celu zmuszenia dowódcy do decyzji, którą on, nie bez racji, uważa za przedwczesną?”
Pułkownik Janusz Bokszczani (31 lipca 1944 r.):
„Z kolei ja zabrałem głos. Mówiłem bardzo krótko, powtarzając, że nie możemy nic zrobić do czasu, aż Niemcy zostaną pobici przez wojska sowieckie. Wówczas wstał Okulicki i bijąc pięścią w stół, znów nawał nas tchórzami. „Bór” zakrył twarz rękami i nic nie odpowiedział. Ja oświadczyłem Okulickiemu, że bitwa, której pragnie, będzie improwizacją.
- Cała nasza walka jest improwizacją, a zwycięzca będzie zawsze miał rację – odpowiedział. - Armia niemiecka jest ukresu sił, ludność rozbije ją swoją masą. Nie potrzeba nam ani planów, ani przygotowań. Potrzebny jest tylko rozkaz, a milion warszawiaków rzuci się na Niemców z karabinem, butelką, kijem. Trzeba tylko, abyśmy mieli odwagę ten rozkaz wydać.
Ktoś odpowiedział mu, że nie jest to kwestią odwagi, lecz poczucia odpowiedzialności.
„Bór” był kompletnie zagubiony. Widać było, iż nie wie, co ma robić. Namyślał się, a potem zaproponował, aby głosować za lub przeciw natychmiastowemu wybuchowi powstania.”
Felicjan Majorkiewicz, cichociemny skierowany do sztabu AK. Otrzymał do wglądu plan powstania:
„Zostałem zaskoczony przede wszystkim słabym uzbrojeniem oddziałów. Niektóre kompanie posiadały w swoim uposażeniu zaledwie po kilka karabinów lub w ogóle ich nie miały, a broń maszynowa stanowiła znikomy procent ogólnego stanu uzbrojenia. Następną zaskakującą rzeczą była koncepcja użycia oddziałów. Zamiast koncentracji sił i środków zastosowano ich rozwodnienie.”
Jan Herbich, żołnierz koncentrującego się na Mokotowie „Granatu”:
„Dzień 1 sierpnia 1944 roku zapisał się w mojej pamięci jako czarna noc. Rano pojechałem na Żoliborz, żeby sprawdzić wiarygodność dnia i godziny wybuchu Powstania. Niestety to prawda, straszna prawda. „Karol” był wręcz zrozpaczony. Nie mamy już żadnych szans na zaskoczenie Niemców ani na przechwycenie Warszawy. Czas paniki u Niemców już minął. Punktem zbiórki dowodzonej przeze mnie baterii był dom przy ulicy Łowickiej. Naprzeciw nas znajdował się dom SGGW, zajęty przez oddział SS. Byliśmy bezbronni. Trudno bowiem uznać prywatną zdobycz Wacka Kwiatkowskiego: zardzewiały pistolet bez amunicji i sidolkę, za uzbrojenie. Jest nas chyba dwudziestu. Nikt nami się nie interesuje.”
Wiesław Chrzanowski:
„Nasza kompania miała za zadanie zdobycie koszar żandarmerii. Ale gdy major Ludwik Gawrych dowiedział się od pułkownika „Radwana”, że nie będzie przewidzianego przydziału broni, odmówił wykonania rozkazu. Zagrożono mu sądem wojennym, ale on powiedział, że sam gotów jest ponieść wszelką odpowiedzialność, ale nie będzie narażał podwładnych na oczywistą śmierć. Bardzo go za to ceniłem, bo w pierwszej godzinie powstania była największa rzeź, dlatego że wielu dowódców ślepo wypełniało samobójcze rozkazy. Niektóre oddziały w ciągu kilkunastu minut straciły połowę stanu.”
Na podstawie wspomnień jednego z uczestników szturmu na Dom Akademicki:
„Około 60 ludzi zostało uzbrojonych w 1 karabin z 10 pociskami, 1 pistolet z 1 magazynkiem i trzy granaty. Porucznik „Gustaw” wydał rozkaz zdobycia koszar na placu Narutowicza i cała ta masa ludzi, w ogromnej większości nieuzbrojona, ruszyła na rzeź. Nie dotarli nawet do połowy odległości, jaka dzieliła ich od budynku koszar. Zostali zmasakrowani w taki sposób, że w przeciągu 2-3 minut plac Narutowicza wraz z ulicami do niego dochodzącymi pokrył się ciałami ponad 300 osób.”
Podpułkownik Mieczysław Niedzielski dowodzący oddziałami na Żoliborzu:
„Cały czas liczyliśmy się z tym, że akcja zacznie się w nocy. A tu powstanie w biały dzień! A my byliśmy w willowej dzielnicy, z ogrodami, z odkrtymi, obszernymi terenami. To było zabójstwo! Nasze pozycje wyjściowe to były szerokie arterie i pola, które trzeba było przechodzić...”
Generał Antoni Chruściel:
„Brak broni zastąpi furia odwetu.”
„Nie posiadających broni uzbroić w kije, siekiery i łomy.”
Magdalena Grodzka-Gużkowska:
„Ja będę to powtarzać do końca życia, że największymi bohaterami byli cywile, którzy na czas powstania przenieśli się do piwnic. Oni się tam rodzili i umierali w strasznych warunkach. Nie mając co jeść, nie mając co pić. Ja uważam, że to święci ludzie, że nam gardeł nie poderżnęli. Dlatego że wsadziliśmy ich do tych piwnic. I trwało to tak długo, i nie zaopiekowaliśmy się nimi. Jak człowiek jest chory, jak się rodzą dzieci i umierają dzieci, to człowiek tylko o tym myśli. Ci ludzie mieli prawo nas autentycznie nienawidzić za to, że ich w to wepchnęliśmy. Słyszałam kiedyś opowieść pewnej pani, której matka i dziecko umarły w piwnicy. To było potworne.”
Halina Degórska „Iga”:
„Odwrócenie się ludności cywilnej od nas, walczących, było najgorszym przeżyciem. Wycofywaliśmy się z Muranowa, na jednym z podwórek matki z dziećmi mówiły do nas: „Wy bandyci, zostawcie nas”.
Jadwiga Gac „Jadzia”:
„Piwnice. Kiedy mogłam, to pomimo strzałów szłam górą, a nie piwnicami. Bo chroniący się w nich ludzie obwiniali nas o to, że przez nas umierają dzieci, kobiety, mężczyźni.”
Aniela Sienkiewicz „Elżbieta”:
„Moje najgorsze przeżycie z Powstania? Strach w oczach rannych, zostawionych na Starówce. Te obłąkane ze strachu oczy.”
Jan Ciechanowski:
„Pozostała tylko legenda i długie szeregi żołnierskich grobów na cmentarzu powązkowskim. Leży tam pokotem kwiat warszawskiej młodzieży, kwiat Armii Krajowej. Leży batalion za batalionem, kompania za kompanią, pluton za plutonem. Leżą tam ci, których dzisiaj tak bardzo nam brakuje.”
PS Wszystkie cytaty pochodzą z książki Piotra Zychowicza „Obłęd 44”.
Inne tematy w dziale Kultura