Kevin Durant wyznaczył nowy trend w National Basketball Association – jeśli nie możesz ich pokonać to się do nich przyłącz. W jego przypadku oznaczało to zamianę Oklahoma City na Oakland, co „gwarantuje” mu zdobycie pierwszego w karierze mistrzostwa. Jego nowa drużyna Warriors wygrała w poprzednim sezonie 73 mecze, bijąc tym samym rekord Chicago Bulls z 1996 roku. W serii finałowej Warriors prowadzili już 3-1. Później prowadzili już tylko 3-2. Przegrali szósty mecz w Cleveland. W czwartej kwarcie decydującego meczu najlepsza ofensywa NBA rzuciła tylko 13 punktów i zeszła z boiska pokonana. Aha, jeszcze jedno – ich lider Stephen Curry został pierwszym zawodnikiem w historii NBA, którego wybrano jednogłośnie MVP (most valuable player). Tym samym za nim i za jego kolegami jeszcze długo będzie się ciągnął „smród legendy”.
W 2016 roku na emeryturę przeszła stara gwardia – Kobe Bryant, Kevin Garnett i Tim Duncan. Według mnie na największy szacunek zasługuje ten ostatni.
1.Duncan grał w drużynie bez tradycji mistrzowskich. Ludzie w San Antonio nie wiedzieli jeszcze „jak to się robi”, więc ten proces był prawdopodobnie boleśniejszy niż na przykład w takim Los Angeles, gdzie Kobe Bryant trafił do organizacji z 11 tytułami mistrzowskimi. Chociaż prawdą też jest, że swoje pierwsze mistrzostwo Duncan zdobył już w drugim sezonie gry w NBA.
2. Duncan całą karierę spędził w jednej drużynie, co w czasach „wolnej agentury” jest osiągnięciem samym w sobie. Bryant oczywiście też grał tylko dla Lakers, ale niech każdy sam sobie odpowie na pytanie, gdzie wolałby spędzić 20 lat życia – w Los Angeles czy San Antonio?
3.Duncan podniósł się z niebywałej porażki jaką była seria finałowa 2013 roku. Nie będę się rozpisywał, napiszę tylko, że komisarz ligi David Stern (czyli prezes) schodził już wręczyć puchar O'Briena chłopakom z San Antonio. Schodził, schodził... a później zawrócił, żeby obejrzeć dogrywkę. A później musiał jeszcze zostać dwa dni dłużej w Miami, żeby obejrzeć mecz nr 7 i wręczyć puchar drużynie Heat. Duncan nie mówi publicznie o swoich emocjach, ale jego kolega z drużyny Manu Ginobili skomentował to krótko: „I'm devastated.” Każdy by był. Rok później to Heat byli „devastated”, a Spurs świętowali mistrzostwo. Czy Kobe Bryant i Kevin Garnett byliby w stanie podnieść się po takiej porażce? Wątpię.
Duncan przeszedł na emeryturę, ale w San Antonio nic się nie zmieniło – nadal są w czołówce. Spotkałem się z opinią, że Spurs to najlepsze co mogło spotkać NBA po odejściu Jordana. Pełna zgoda, ponieważ ta drużyna to nie jest sztuczny twór, jak wspomniani na początku Warriors. Jakim osiągnięciem jest sprowadzenie do drużyny, która wygrała 73 mecze jednego z najlepszych zawodników w lidze i zdobycie mistrzostwa? Jeśli Golden State Warriors wygrają w tym sezonie, to tylko patrzeć, jak znajdą się następni chętni na łatwy sukces, poprzez przyłączenie się do tych, z którymi przegrali.
Mam taką propozycję do tych, którzy przegrają z ekipą Popovicha: weźta się chłopaki przyłączta do San Antonio Spurs. Prawdopodobnie za wami też będzie się ciągnął „smród legendy”, ale za to JAKIEJ legendy.
PS Chłopaki z San Antonio wygrali w Boże Narodzenie z Chicago Bulls. W Nowy Rok grają z Atlanta Hawks. Mecze rozgrywane w takie dni to chyba amerykański fenomen :)
Inne tematy w dziale Sport