9 listopada wstałem tak jak zwykle o 4.30. Było jeszcze ciemno za oknami, mgła snuła się po mieście. Zjadłem to co zwykle, jak zwykle się nie myłem (dbam o higienę, ale o tak wczesnej porze nie ma na to czasu). Wyszedłem z domu, przednią szybę samochodu ze szronu oskrobałem. Na trasie A15 jak zwykle o tej porze był ruch – droga ta “obsługuje” kilka fabryk. Brytyjska drogówka jak zwykle stała w tym samym miejsu – przy wyjeździe z miasta, więc dość szybko można było przekroczyć dozwoloną prędkość i wymijać spowalniające ruch TiR-y. Dzień jak co dzień.
Byłem oczywiście świadomy tego, że za oceanem trwa liczenie głosów. Byłem też pewien, że wygra właściwy kandydat, czyli ten popierany przez media “głównego ścieku”. Jeśli nawet taka tuza amerykańskiego dziennikarstwa jak Megyn Kelly z FoxNews występowała przeciwko Trumpowi to wynik wydawał się przesądzony. Spokojnie więc wykonywałem swoje obowiązki służbowe, polegające na przerzucaniu worków z przyprawami przez detektor. Nie śpieszyłem się – mam taką “taktykę”, żeby oszczędzać się przed pierwszą przerwą.
“Trump wygrał.” Taką informację dostałem od koleżanki, która przywiozła paletę z rodzynkami sułtańskimi. Kobiety w naszej fabryce mają lepsze warunki pracy, między innymi dlatego, że pozwala im się korzystać z radia. “Skąd wiesz?” (nie wiem dlaczego zadałem to pytanie – prawdopodobnie pod wpływem tego “niusa” ogarnęła mnie chwilowo “pomroczność jasna”). “W BBC mówili.” Cytując naszego słynnego aktora Karolaka – myślałem, że śnię. Oto na moich oczach dokonał się akt sprawiedliwości dziejowej. Przedstawiciel klasy robotniczej, który pierwsze 20 mln $ dostał od ojca - człowiek wyszydzany, obrażany, a nawet znieważany przez amerykańską i europejską “elitę” został najpotężniejszym politykiem na świecie. Dla mnie osobiście był to wzruszający moment. “No to teraz będą jaja” - oczywiście nie dałem po sobie niczego poznać.
Emocje opadły. Czas na chłodną analizę. Przede wszystkim Trump miał “osuszyć szambo”, czyli wziąć się za waszyngtoński establishment. Symbolem tego miało być wyznaczenie prokuratora, który jeszcze raz zbadałby sprawę maili Hillary Clinton. I co słyszę już kilka dni po wyborach? Że małżeństwo Clintonów to “porządni ludzie”. Panie Trump, chciałeś pan zamknąć w więzieniu porządną kobietę? No chyba słowa wypowiedziane w debacie prezydenckiej przed milionami widzów do czegoś zobowiązują?
Następna sprawa to “mur na granicy z Meksykiem”, za który Meksyk miał zapłacić. Zdaje się, że władze Meksyku nie zapłacą nie tylko za mur, ale nawet za “płot”, o którym już po wyborach zaczął mówić Trump. Miało też dojść do “masowych deportacji” nielegalnych imigrantów. Wiadomo już, że te deportacje nie będą masowe. Pytanie, czy w ogóle będą jakiekolwiek?
Panie Trump, wygrałeś pan głosami klasy robotniczej. Ludzi, którzy, cytując Georga W. Busha, zabierają ze sobą do pracy drugie śniadanie. Ci ludzie pomogli ci rękami, pomogli ci zwyciężyć. I teraz co, chcesz się pan na tych wszystkich ludzi pracy wypiąć?
Istnieje jeszcze możliwość, o której wolę na razie nie myśleć, ale która pojawiła się w komentarzach odnośnie amerykańskiej kampanii długo przed wyborami. Że Trump to figurant udający niezależnego, mający na celu zebranie głosów niezadowolonych i ich spacyfikowanie. Trudno jest mi w to uwierzyć, ale jako miłośnik teorii spiskowych muszę przyznać, że w historii dochodziło już do tego typu “kombinacji”. Mam tylko nadzieję, że Amerykanie w przeciwieństwie do Polaków, nie pozwolą, żeby jakiś Donald wystawiał ich na pośmiewisko.
Inne tematy w dziale Polityka