Beverley Beverley
793
BLOG

Zasady Jordana

Beverley Beverley Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Zasady Jordana zostały ustalone przez trenera Detroit Pistons Chucka Daly'ego i jego asystentów po jednym z meczów, w którym Michael Jordan rzucił drużynie ze stanu Michigan 59 punktów. Głównym celem tej strategii obronnej była próba fizycznego „wyniszczenia” skrzydłowego Chicago Bulls, tak aby każdy punkt przez niego zdobyty okupiony był jak największym wysiłkiem. Pistons mieli odpowiednich ludzi do wykonania tego zadania, wśród których byli Dennis Rodman i Bill Laimbeer, gracze słynący z gry na pograniczu faulu. W ogóle cała drużyna z Detroit była nastawiona na fizyczną grę, w której próbowano połączyć koszykówkę z elementami zapasów. Pistons szybko stali się ekipą, z którą nikt nie chciał grać, a przydomek „Bad Boys” wydawał się odzwierciedlać ich nastawienie do gry, która z założenia miała być finezyjna, a w ich wykonaniu wyglądała jak „walka w basenie z aligatorami” (określenie jednego z amerykańskich dziennikarzy).

 

Młody Michael Jordan wierzył, że do zdobycia mistrzostwa potrzebuje jedynie pomocników i że on sam jest w stanie wziąć na siebie cały ciężar walki z przeciwnikiem. Była to woda na młyn drużyn opierających swoją grę na agresywnej defensywie. Dzięki takiej postawie Jordana można było na nim skoncentrować obronę, „odpuszczając” resztę zawodników. W jednym meczu dziennikarze sportowi naliczyli 9 sytuacji, w których MJ mógł podać do będącego na otwartej pozycji Billa Cartwrighta. Zamiast tego Jordan wolał sam oddać te rzuty. Wszystkie niecelne.

 

Jordan zdawał sobie sprawę z tego, że Pistons chcą go wykończyć fizyczną grą, w której jego atuty takie jak szybkość i skoczność zostaną zniwelowane przez (często brutalną) siłę. Gwiazda tego formatu co Jordan jest w NBA „chroniona” przez sędziów, którzy starają się wyłapać każdy faul popełniony na takim graczu (broniąc przeciwko przeciętnym zawodnikom można pozwolić sobie na więcej). Teoretycznie więc „zasady Jordana” nie powinny działać. Pistons znaleźli jednak na to sposób. Było to psychologiczne zagranie, mające na celu „przyzwyczajenie” sędziów do innego traktowania gwiazdy Bulls. Najpierw wysłano do zarządu Ligi „taśmy prawdy”, które przedstawiały sytuacje, w których sędziowie odgwizdywali wątpliwe faule popełniane na Jordanie. Według Pistons postawa sędziów nie pozwalała im na zastosowanie skutecznej obrony przeciwko niemu. Następnie skierowano się wprost do mediów, w których mówiono o tym, że Pistons opracowali nową strategię obronną, którą zastosują w meczach z Bulls, i że są oni (Pistons) jedyną drużyną, która jest w stanie zatrzymać lidera „Byków”. Było to powtarzane na tyle często, żeby do sędziów dotarła wiadomość (i żeby zdążyli się z nią oswoić), że Michael Jordan może i jest najlepszym zawodnikiem w Lidze, ale są sposoby, żeby go zatrzymać. Dla Jordana oznaczało to jedno: długie mecze przeciwko Pistons. Co prawda pracował ze swoim osobistym trenerem Timem Groverem nad nabraniem masy mięśniowej, jednak ze względu na specyfikę koszykówki, w której bardzo ważna jest tzw. „pamięć mięśniowa”, był to proces rozłożony w czasie. Według Grovera Jordan nie powinien zwiększać masy mięśniowej o więcej niż 2.5 kg rocznie. Pistons nie musieli się liczyć z takimi ograniczeniami.

 

Przed sezonem 1990-91 Bulls zmierzyli się z Pistons w rozgrywkach playoffs (serie do czterech zwycięstw) trzykrotnie i za każdym razem wygrywała drużyna „Tłoków”. Najbardziej zacięta była seria w 1990 roku, kiedy do rozstrzygnięcia potrzeba było aż siedmiu meczów. Nadzieje przed decydującym starciem były ogromne. W szatni „Byków” mówiło się o okazji, która zdarza się raz w karierze (mecz ten miał rozstrzygnąć o awansie do serii finałowej) i ostatecznym pokonaniu znienawidzonego rywala. Nadzieje były duże, ale skończyło się tak jak zwykle – zwycięstwem Pistons 93-74. Mecz ten jest głównie pamiętany z powodu migreny Scottiego Pippena, który miał podobno problemy z odróżnieniem swoich kolegów z drużyny od zawodników przeciwnika. Jordan miał na ten temat własną teorię: według niego Pippen tylko udawał niedyspozycję zdrowotną, a tak naprawdę nie wytrzymał presji przed najważniejszym meczem w karierze. W następnym sezonie, gdy Bulls przegrali z Pistons jeden z meczów Jordan miał powiedzieć do Pippena: „Jak tam Scottie, znowu bolała cię głowa?”.

 

Z Jordanem grało się ciężko, ponieważ jego styl gry nie pozwalał na rozwinięcie skrzydeł pozostałym zawodnikom. Rozgrywający Bulls John Paxson w każdej innej drużynie miałby problemy z utrzymaniem się w pierwszej piątce, ale wśród „Byków” jego pozycja była niezagrożona. Wynikało to z tego, że ograniczał swoją rolę w ofensywie do podawania Jordanowi i czekania na dystansie na podanie „zwrotne” w razie gdyby „Jego Powietrzność” (His Airness), nie był w stanie oddać rzutu. Oczywiście w większości przypadków takiego podania nie otrzymywał. Podobnie było z innymi zawodnikami, którzy skarżyli się, że cała chwała za zwycięstwa przypada Jordanowi, natomiast krytykę za porażki zbierają oni. Jeden z weteranów Ligi ostrzegał swojego młodszego kolegę, który dostał propozycję podpisania kontraktu z Bulls, żeby tego nie robił, ponieważ on jako strzelec grający u boku Jordana nie będzie miał wielu okazji do rzutu. Wspomniany już Paxson porównywał czas spędzony w San Antonio z tym, czego doświadczał w Chicago. Spurs byli wtedy przeciętną drużyną, ale zawodnicy czerpali radość z gry, natomiast w pretendujących do mistrzostwa Bulls większość graczy (w tym Paxson) mówiła o tym, że najchętniej przenieśliby się gdzie indziej.

 

Jordan widział to oczywiście inaczej. Według niego jego koledzy z drużyny mieli co prawda talent, ale nic poza tym. Jordan chciał zdobyć mistrzostwo, co pozwoliłoby w końcu na zamknięcie ust krytykom, według których nie był graczem formatu Earvina „Magica” Johnsona czy Larry'ego Birda, ponieważ nie potrafił podnieść poziomu gry swoich kolegów, co powinno cechować lidera. Według Jordana była to ocena niesprawiedliwa, właśnie ze względu na otoczenie, które miał w Bulls. Grając z kimś takim jak Kevin McHale czy James Worthy nie musiałby dźwigać całego ciężaru gry na własnych barkach, natomiast grając z Pippenem czy Horacem Grantem mógł się spodziewać jednego: braku wsparcia w najważniejszych meczach. Jordan był charakterologicznie kimś innym niż jego koledzy, ponieważ – jak sam zauważył – nie mógłby się wygłupiać i żartować na treningu dzień po przegraniu ważnego meczu.

 

Osobą równie ambitną jak Jordan był GM (general manager) „Byków” Jerry Krause. Uważał że Jordana można spokojnie poświęcić w imię dobra drużyny, czyli tego, żeby Jerry Krause zdobył wreszcie swój upragniony mistrzowski pierścień (w 1998 r. Krause miał powiedzieć po kolejnej wygranej przez Bulls serii finałowej: „Ja i Jerry [Reinsdorf – właściciel drużyny] dokonaliśmy tego po raz szósty!”). Pierwsza piątka jego mistrzowskiej drużyny miała wyglądać tak: Mitch Richmond, Rik Smits, Kevin Johnson, Scottie Pippen, Horace Grant. Tym samym ułożyłby ostatnie klocki układanki i zakończył proces budowania drużyny rozpoczęty draftem 1987 roku, kiedy do drużyny dołączyli (dzięki oczywiście Krausemu) Pippen i Grant. GM „Byków” czekał tylko na zielone światło od Jerry'ego Reinsdorfa, który kupił większość udziałów w podupadającej drużynie za 9 mln $ w 1984 roku. W tym samym, w którym czerwoną koszulkę z numerem 23 założył Michael Jordan. Już w pierwszym sezonie liczba widzów na trybunach Chicago Stadium niemal się podwoiła. I nie miało znaczenia to, że Bulls nadal przegrywali większość meczów. Ludzie przychodzili oglądać Jordana. To on zapewniał widowisko nie tylko wspaniałą grą, ale także charyzmatyczną osobowością. Sprzedanie kogoś takiego nie mogło spotkać się z aprobatą kibiców.

 

Krause kibicami gardził („Słuchaj kibiców, a będziesz siedział tam gdzie oni.”). Nie wiadomo jaki stosunek do nich miał Reinsdorf, być może taki sam jak jego GM, jednak Reinsdorf był przede wszystkim biznesmenem. Musiał więc dbać o reputację. A było pewne, że Chicago znienawidziłoby go, gdyby oddał Jordana innej drużynie. Chociaż faktem jest, że rozważał taką ewentualność.

 

Stosunki Jordana z Krausem były napięte nie z powodu próby przebudowania drużyny kosztem Jordana (o czym MJ nie wiedział), ale z powodu niezdolności Krausego do wzmocnienia drużyny jakimś weteranem, najlepiej takim, który wiedział, jak się zdobywa mistrzostwo. Problem z GM-em „Byków” polegał na tym, że miał on złą reputację wśród innych GM-ów. Jednemu z nich proponował wymianę, w wyniku której tenże GM miał otrzymać zawodnika, którego sam zamierzał wybrać w drafcie (sic!). Różnica polegała na tym, że wybrałby go z niższym numerem. Na pytanie co on miał na tym zyskać Krause odpowiedział: „Wybierając go z niskim numerem, nie będziesz musiał mu tyle płacić.” Poza tym Krause naraził się Jordanowi wymieniając Charlesa Oakleya za Billa Cartwrighta. Oakley był jedynym kumplem Jordana w drużynie, a zarazem jego „ochroniarzem”, który chronił lidera Bulls w meczach przeciwko Pistons. Dla Jordana nie miało znaczenia to, że Cartwright był wszechstronniejszym koszykarzem niż Oakley. Interesowało go (co zrozumiałe), kto będzie odpierał ataki Pistons na jego osobę („Kto? Horace Grant? Sam mu mogę nakopać.”).

 

No i jeszcze sprawa Toniego Kukoca. Krause osobiście odbył kilka wycieczek do Europy, by przekonać Chorwata do podpisania kontraktu z Bulls. Kukoc był najlepszym koszykarzem na europejskich parkietach i Krause chciał go mieć w swojej drużynie. Wszyscy widzieli jak bardzo angażuje się w sprawę, o wiele bardziej niż w dbanie o interesy własnych zawodników, którzy grając na znacznie wyższym poziomie niż w Europie, uczynili z Bulls jedną z najlepszych drużyn w NBA. Jordan powiedział: „Wiem, że Kukoc dobrze prezentuje się na boisku. Ale tylko w grze przeciwko zawodnikom na poziomie college'u. Dostanie raz łokciem w twarz od Billa Laimbeera i odechce mu się koszykówki.” Sam Kukoc chyba zdawał sobie z tego sprawę, bo zwodził Krausego w sprawie decyzji o przeprowadzce do Chicago. W końcu zdesperowany Krause poprosił Jordana, by zadzwonił do Kukoca i namówił go na zmianę barw klubowych. Odpowiedź Jordana była krótka: „Nie znam jugosłowiańskiego.”

 

W sztabie trenerskim Bulls narastała świadomość, że w ofensywę drużyny trzeba zaangażować więcej zawodników. Po prostu Jordan musiał zacząć dzielić się piłką. Trenerem „Byków”w 1989 r. został Phil Jackson, były zawodnik New York Knicks (zdobył z nimi dwa tytuły mistrzowskie w 1970 i 1973r.) oraz trener Albany Patroons, których doprowadził do mistrzostwa ligi CBA w 1984 r. Zastąpił on na tym stanowisku Douga Collinsa, który poprowadził Bulls do finału konferencji wschodniej 1989 roku, co było znaczącym sukcesem, biorąc pod uwagę fakt, że poprzedni występ Bulls na tym etapie rozgrywek miał miejsce w latach 70-tych. Collinsowi podziękowano za ten wyczyn zwalniając go z funkcji trenera. Podobno powód był jeden: brak autorytetu trenera wśród zawodników, a w szczególności u lidera drużyny. Po jednym z meczów sezonu zasadniczego rozegranym w Charlotte Collins był tak zdegustowany postawą graczy, że zarządził trening zaraz po powrocie do Chicago (obecność obowiązkowa). Takie sytuacje się zdarzają. Trenerzy muszą od czasu do czasu pokazać „kto tu rządzi”, żeby utrzymać dyscyplinę. Działo się to jednak w okresie przedświątecznym. Miało to o tyle znaczenie, że jeden z zawodników miał rodzinę w Północnej Karolinie i zamierzał spędzić z nią święta. Gdy cały skład Bulls stawił się już na lotnisku Collins zebrał drużynę i ogłosił, że odwołuje trening właśnie ze względu na święta, aby każdy miał czas, żeby się do nich przygotować. Zawodnicy odetchnęli z ulgą. Jako że lot do Chicago nie był już konieczny, Jordan opuścił halę odlotów. Uwadze jego kolegów nie umknął fakt, że nie miał on założonych skarpetek. Z tego prosty wniosek, że wcale nie wybierał się do mroźnego Chicago. Widocznie znał decyzję trenera przed jej ogłoszeniem.

 

Jackson nie miał pomysłu na zaangażowanie pozostałych graczy w ofensywę „Byków”, ale miał go jego asystent Tex Winter, który w swojej pracy trenerskiej udoskonalił system zwany „ofensywą trójkątów” (triangle offense). Trójkąt w tym systemie to oczywiście sposób w jaki ustawiają się zawodnicy, czyli środkowy jak najbliżej kosza, na skrzydle skrzydłowy, w rogu obrońca, rozgrywający i drugi skrzydłowy w odwodzie na tzw. słabej stronie. Głównym celem jest „spacing”, czyli wytworzenie przestrzeni do padań i ścinania w stronę kosza. „Ofensywa trójkątów” jest podobno trudna do nauczenia, ponieważ wymaga od zawodników zapamiętania wielu zagrywek a także umiejętności „czytania” obrony rywali. Dodatkowo wysocy zawodnicy muszą umieć podawać, co nie jest często spotykane i być skuteczni grając tyłem do kosza. W drużynie powinno być wielu strzelców, tak aby obrona musiała reagować na ruch piłki. Według Jordana ten system był dobry, ale w czasach młodości Wintera, kiedy zawodnicy nie byli na tyle wyszkoleni, aby samemu wykreować pozycję do rzutu. Jordan wiedział, że wprowadzenie „trójkątów” będzie oznaczało dla niego mniej okazji do zdobywania punktów i uzależni go od innych zawodników. Nie miał zamiaru funkcjonować w kieracie ograniczającym jego „wolność”. Także Winter, który znał „triangle offense” jak nikt inny nie upierał się za jego wprowadzeniem. Według niego zawodnicy powinni wierzyć w skuteczność systemu zanim się go im narzuci. Jackson jednak się uparł: „Sprawię, że w niego uwierzą.”

 

Pippen był najbardziej sfrustrowanym zawodnikiem Bulls w trakcie sezonu 1990-91. Powód? Lista płac drużyny z tego okresu:

 

  1. Michael Jordan 2, 500, 000 $

  2. Bill Cartwright 1, 100, 000 $

  3. Horace Grant 1, 000, 000 $

  4. Stacey King 1, 000, 000 $

  5. Dennis Hopson 915, 000 $

  6. Scottie Pippen 765, 000 $

 

Pippen pochodził z wielodzietnej rodziny (miał jedenaścioro rodzeństwa) w małej miejscowości Hamburg w stanie Arkansas. Mimo talentu do koszykówki nie wzbudził zainteresowania trenerów z liczących się collegów. Jedynie Don Dyer z University of Central Arkansas dostrzegł w nim potencjał, dzięki czemu mógł on grać w podrzędnej lidze uniwersyteckiej NAIA. Tam osiągnął wzrost 2. 03 m i statystyki w ostatnim sezonie na poziomie 23.6/10/4.3 (punkty, zbiórki, asysty). To wreszcie spowodowało, że zainteresowali się nim skauci z NBA. Wybrany z numerem 5. w drafcie w 1987 r. trafił do Chicago Bulls, gdzie z roku na rok udoskonalał swoją grę, stając się gwiazdą ligi (w 1990 r. po raz pierwszy zagrał w Meczu Gwiazd). Wspaniała historia człowieka, który dzięki uporowi, wyrzeczeniom i ciężkiej pracy odniósł sukces mimo wielu przeciwności. A jednak po 3 latach gry w najlepszej koszykarskiej lidze świata Pippen miał prawo zadać sobie pytanie: co poszło nie tak? Jest drugim zawodnikiem w drużynie, a zarabia mniej niż rezerwowi Stacey King i Dennis Hopson. Według jego agenta Jimmy'ego Sextona Pippen ciągle się bał, że jakaś poważna kontuzja zakończy jego karierę. Chciał mieć gwarancję, że nie zostanie z niczym, jeśli nie będzie zdolny do gry w koszykówkę na profesjonalnym poziomie. Dlatego podpisał długoletni kontrakt, mimo że ostrzegano go, że nowa umowa z telewizją NBC wywinduje zarobki graczy do niespotykanego dotąd poziomu. Tak też się stało. Średnie wynagrodzenie wzrosło z 700, 000 do 1, 000, 000 $. Pippen się na to niestety nie załapał (gwarancje socjalne nie zawsze spełniają swoją rolę :).

 

Sezon 1990-91 był wyjątkowo trudny, ponieważ Bulls kończyli proces kształtowania drużyny, która miała sięgnąć po mistrzostwo. Były takie dni, kiedy Jordan nie odzywał się do kolegów i sztabu trenerskiego. Nie chciał grać „ofensywy trójkątów”, a dodatkowo Jackson zasugerował mu, że wcale nie musi zdobywać tytułu króla strzelców. Wiedząc że będzie musiał częściej dzielić się piłką, postanowił oddawać więcej rzutów w pierwszej połowie meczu. Zaczął nawet brać udział w przedmeczowych sesjach rzutowych, czego wcześniej nie robił. Chciał być odpowiednio rozgrzany, by większość swoich punktów zdobywać w początkowej fazie gry, kiedy nie było takiego rygoru związanego z nową strategią.

 

Jordanowi ukrócono też możliwość swobodnego wypowiadania się dla mediów. Konkretnie zrobił to Jerry Reinsdorf, który zapytał go retorycznie, czy nadal oczekuje, że klub dokona transferów wzmacniających drużynę, jeśli publicznie podważa wartość zawodników, którzy są do tych transferów przeznaczeni. Rozmowa odbyła się w domu Reinsdorfa i był to ponoć jedyny przypadek, kiedy Reinsdorf zaprosił zawodnika do swojej posiadłości.

 

Do żadnych transferów jednak nie doszło i był to jeden z elementów podnoszących morale drużyny.

 

W drodze do serii finałowej w fazie playoffs Bulls przegrali tylko jeden mecz. Rozprawili się ze znienawidzonymi Pistons w czterech spotkaniach, którzy podziękowali im za lata zażartej rywalizacji schodząc z boiska na kilka sekund przed syreną kończącą ostatni mecz serii (chodziło oczywiście o okazanie braku szacunku wobec Bulls). Sam finał reklamowano jako pojedynek między Jordanem a Magiciem Johnsonem. Tak było tylko w pierwszym meczu przegranym przez Bulls 93-91. Phil Jackson postanowił, że Johnsona będzie krył Pippen, który był wyższy od Jordana i miał większy zasięg ramion. Okazało się to przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, ponieważ pozwoliło spowolnić ofensywę Lakers (słynny showtime) i wygrać mecz nr 2 różnicą 21 punktów. Mecz nr 3 był bardzo wyrównany i wymagał od Jordana skutecznej akcji w samej końcówce regulaminowego czasu gry, kiedy oddał celny rzut doprowadzając do dogrywki w której zdobył 6 punktów (104-96 dla Bulls). W meczu nr 4 Lakers stracili z powodu kontuzji Byrona Scotta i Jamesa Worty'ego. W drugiej i trzeciej kwarcie trafili łącznie 12 z 41 rzutów i mimo że ruszyli od odrabiania strat w czwartej kwarcie to i tak najmniejsza różnica w tej części gry wynosiła 7 punktów.

 

Po czterech meczach Jordan miał tyle samo asyst co Johnson (najlepszy podający NBA). Zamknęło to usta krytykom, twierdzącym że Jordan jest zbyt egoistycznym graczem, nie będącym w stanie współpracować z pozostałymi w drużynie. Jednak największa próba w tym względzie miała nadejść w meczu nr 5. Osłabieni Lakers wyszli na prowadzenie w czwartej kwarcie 93-90 (Jackson do Jordana podczas timeout'u: „Kto jest niekryty?”. Jordan: „Pax”. Jackson: „Więc podaj mu tę pieprzoną piłkę!”).

 

John Paxson zdobył w ostatnich minutach czwartej kwarty 10 punktów, co zapewniło Bulls zwycięstwo i pierwsze mistrzostwo w historii klubu. „Ofensywa trójkątów” zadziałała i zapoczątkowała dominację Chicago Bulls na parkietach National Basketball Association. W latach 1991-98 „Byki” zdobyły 6 tytułów mistrzowskich. W sezonie 1995-96 drużyna z „Wietrznego miasta” pobiła rekord wygrywając w sezonie zasadniczym 72 mecze. Magic Johnson ogłosił zakończenie kariery w listopadzie 1991 r. z powodu wykrycia u niego wirusa HIV. Chuck Daly poprowadził „Dream Team” do wygrania turnieju olimpijskiego w Barcelonie w 1992 r. Toni Kukoc dołączył do drużyny w 1993 r. Zdobył z nią 3 tytuły mistrzowskie. Jordan, Pippen, Jackson i Winter zostali wybrani do koszykarskiego Hall of Fame.

 

Jerry Krause przeszedł na emeryturę w 2003 r. Obecnie zajmuje się wyszukiwaniem talentów dla baseball'owej drużyny Arizona Diamondbacks.

 

Beverley
O mnie Beverley

były korwinista, obecnie trochę socjaldemokrata

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości