Prezydent Lech Wałęsa po rozwiązaniu parlamentu 31 maja 1993 roku ogłosił wybory, które miały umożliwić powrót do władzy postkomunistom spod szyldu SLD. Pytanie czy TW “Bolek” podpisując dzień później nową ordynację wyborczą, zmieniającą sposób liczenia głosów, wykonywał zadanie zlecone mu przez “grupę trzymającą władzę”, czy też wierzył, że popierany przez niego Bezpartyjny Bolk Wspierania Reform wyjdzie zwycięsko z kampanii wyborczej. Stanisław Michalkiewicz zaproponował na posiedzeniu komisji nadzwyczajnej wprowadzenie jednomandatowej ordynacji wyborczej, która wyłaniałaby zwycięzcę w drugiej turze, jeśli w pierwszej nikt nie zdobyłby wiekszości głosów. To miało doprowadzić do utworzenia wszędzie tej samej koalicji – wszyscy przeciwko SLD. Wydawało się, że przeciwko takiej propozycji będą tylko zasiadający w komisji Leszek Miller i Włodzimierz Cimoszewicz. Komisja pod przewodnictwem Krzysztofa Króla z KPN odrzuciła jednak projekt Michalkiewicza. W tym okresie TW “Bolek” mógł być pod wpływem silnego stresu, spowodowanego odkryciem dokonanego przez funkcjonariuszy UOP, którzy 5 marca aresztowali majora SB Jerzego Frączkowskiego, podejrzanego o próbę sprzedaży materiałów promieniotwórczych. Takich materiałów nie znaleziono, ale w ręce Urzędu Ochrony Państwa wpadły mikrofilmy, na których znajdowały się skopiowane materiały archiwalne Służby Bezpieczeństwa. Najwięcej z nich dotyczyło Lecha Wałęsy. Do musiało dać urzędującemu prezydentowi wiele do myślenia. Kwestią otwartą pozostaje czy miało to coś wspólnego z ciągiem wydarzeń, które ostatecznie doprowadziły do “czarnego września”, czyli powrotu PZPR (wtedy już SLD) do władzy.
Po co ten przydługi wstęp w notce o hokeju na lodzie? Po to, żeby uzmysłowić czytelnikom ile czasu minęło od ostatniego triumfu kanadyjskiej drużyny w Pucharze Stanleya. W czerwcu 1993 roku Montreal Canadiens pokonali po pięciomeczowej serii Los Angeles Kings, kończąc tym samym - jak się później miało okazać - dominację kanadyjskich drużyn w lidze NHL. Od tego czasu liga powiększyła się o pięć drużyn – wszystkie ze Stanów Zjednoczonych – powodując tym samym, że na 31 drużyn 24 ma siedziby w amerykańskich miastach. Od przyszłego sezonu liga powiększy się o kolejną drużynę – oczywiście także amerykańską. Rynek jest w tej kwestii bezlitosny. Trzeba jednak pamiętać, że w hokeja nadal grają głównie Kanadyjczycy, którzy stanowią 44% wszystkich grających w NHL. Amerykanów jest w tej lidze tylko 28%. Występuje tutaj kolejny rynkowy mechanizm, polegający na tym, że pracownicy nie mogący znaleźć pracy we własnym kraju, wyjeżdżają za chlebem tam, gdzie zapotrzebowanie na ich usługi jest większe. W kraju takim jak Polska nie trzeba chyba tego tłumaczyć.
Montreal Canadiens to sensacja tegorocznych rozgrywek playoffs. Właściwie to powinni byli zostać wyeliminowani już w pierwszej rundzie, kiedy przegrywali w serii z Toronto Maple Leafs 1-3. Tylko że Maple Leafs to drużyna specyficzna. Co sezon są faworytami. Co sezon wszyscy czekają na to, że to oni zdejmą klatwę ciążącą od 1993 roku na kanadyjskim hokeju. I co sezon przegrywają.
Ćwierćfinały zaczęły się dla Canadiens od dramatycznego incydentu do którego doszło w ostatniej minucie pierwszego meczu przeciwko Winnipeg Jets. Kiedy wynik był już rozstrzygnięty sfrustrowany lider Jets Mark Schaeffel wjechał na pełnej prędkości w ustawiającego się do oddania strzału Jake'a Evansa. Evans nie był w stanie opuścić lodowiska o własnych siłach. Scheaffel został zawieszony na cztery mecze. Oznacza to, że nie zagra w pierwszym meczu następnego sezonu, ponieważ jego drużyna została wyeliminowana z playoffs przegrywając serię 0-4.
Po bratobójczej walce w dwóch pierwszych rundach, Canadiens wreszcie stanęli do walki z drużyną ze Stanów Zjednoczonych – Las Vegas Golden Knights. Potrzebowali sześciu meczów, żeby odesłać “Złotych Rycerzy” na zasłużony urlop. Chociaż trzeba podkreślić, że była to dramatyczna seria w której 3 mecze zostały rozstrzygnięte dopiero po dogrywce. W szóstym meczu Golden Knights dwukrotnie przegrywali, wyjeżdząjąc na trzecią tercję przy wyniku 2-1 dla Canadiens. Wiedzieli, że od zakończenia długiego sezonu dzieli ich tylko 20 minut gry. Nie odpuścili i już na początku tercji doprowadzili do remisu. Do rozstrzygnięcia meczu potrzebna była dogrywka. Drużyna z Nevady oddała w sumie 39 strzałów na bramkę – w tym dwa na początku dogrywki – jednak Canadiens wystarczył trwający 6 sekund kontratak i celny strzał Artturi Lehkonena, by po trwającej 28 lat przerwie awansować do finału Pucharu Stanleya.
Jakie szanse w finale mają Canadiens? Niewielkie. Co prawda jest to drużyna, która świetnie się czuje jako czarny koń i widać to nawet wtedy, gdy z powodu nałożonej kary grają w osłabieniu – drużyną z Montrealu wybroniła się 30 razy z rzędu grając czterech na pięciu – ale broniący tutułu Tampa Bay Lightning to po prostu najlepsza drużyna w NHL. Lightning też przegrywają mecze i potrzebowali długiej siedmiomeczowej serii, żeby wyeliminować New York Islanders, jednak drużyna z Florydy ostatni raz przegrała dwa mecze z rzędu w fazie playoffs w 2019 roku. Porażka 0-4 w pierwszej rundzie przeciwko Columbus Blue Jackets była z pewnością dla nich upokorzeniem, szczególnie że już wtedy byli faworytami do tytułu. Porażka jest matką sukcesu, jeśli wyciągnie się z niej wnioski. Od tego czasu zagrali 7 serii playoffs i wszystkie wygrali. Czy wygrają tym razem? Wiele na to wskazuje. Kanadyjscy kibice hokeja będą prawdopodobnie musieli poczekać kolejny rok na następną szansę. Ale jest to oczywiście sport i parafrazując klasyka – dopóki krążek w grze wszystko jest możliwe.
Pierwszy mecz dzisiaj w nocy.
Inne tematy w dziale Sport