Do nieformalnych współpracowników feldmarszałka Luftwaffe Hermanna Göringa należał szwedzki biznesmen Birger Dahlerus. Podczas wizyty w rezydencji Carinhall w 1936 roku, jako szef firmy Electrolux, podarował on Göringowi zmywarkę do naczyń. Carinhall zostało zbudowane na polecenie Göringa po przejęciu władzy w Niemczech przez narodowych socjalistów, po tym gdy jego wizyta w Sztokholmie na grobie żony Carin została zakłócona przez tamtejszych komunistów. Göring postanowił przenieść szczątki Carin do Niemiec, a na jej cześć wybudować rezydencję, która niemieckich podatników kosztowała 15 mln marek. Odwiedzający go tam oficjele dobrze wiedzieli o jego upodobaniu do luksusu i wykorzystywali to do wkupienia się w łaski jednego z najpotężniejszych ludzi III Rzeszy. Dahlerus być może spłacał tym samym dług wdzięczności, jaki zaciągnął wobec Göringa w 1934 roku, gdy ten umożliwił mu otrzymanie pozwolenia na ślub z obywatelką Niemiec. Jednak obywatel Szwecji, państwa neutralnego przed i w trakcie II wojny światowej, zapisał się w historii nie dzięki oryginalnemu prezentowi wręczonemu człowiekowi nazywanego przez Führera swoim przyjacielem, ale poprzez rolę łącznika pomiędzy rządami brytyjskim a niemieckim. Gdy 23 sierpnia w Moskwie podpisano pakt Ribbentrop-Mołotow, ambasador Wielkiej Brytanii sir Nevile Henderson zjawił się w posiadłości Hitlera w Obersalzbergu, by wręczyć mu list od premiera Chamberlaina. Gdy Hitler zapoznał się z jego treścią, w obecności brytyjskiego ambasadora wygłosił tyradę, z której wynikało, że rząd brytyjski zamierza eksterminować naród niemiecki. Dwa dni później, gdy już ochłonął, Hitler powiedział Hendersonowi, że porozumienie z Wielką Brytanią zostanie zawarte zaraz po rozstrzygnięciu konfliktu z Polską. Gdy ambasador brytyjski poleciał do Londynu na konsultacje, Hitler dowiedział się, że Brytyjczycy podpisali z Polakami sojusz militarny. Ponieważ nie mógł liczyć w tej sprawie na ministra spraw zagranicznych Ribbentropa, mającego złą reputację na Wyspach Brytyjskich, Führer polecił Göringowi, aby ten znalazł kogoś, kto mógłby w Londynie prowadzić negocjacje w imieniu nazistowskiego rządu. Dahlerus usłyszał w brytyjskiej stolicy, że rząd Chamberlaina byłby w stanie zagwarantować pokojowo wynegocjowaną granicę pomiędzy obiema stronami konfliktu, a także wyrazić zgodę na zwrot Niemcom ich zamorskich kolonii, będących we władaniu Ligi Narodów. O rezygnacji ze wsparcia zbrojnego walczącej Polski nie było jednak mowy.
Po raz drugi Dahlerus został wysłany do Londynu 9 października na spotkanie z Chamberlainem. Warunki brytyjskie przekazane Szwedowi brzmiały: powstanie nowego państwa polskiego, natychmiastowe zniszczenie broni ofensywnej, zorganizowanie w Niemczech plebiscytu na temat kierunku niemieckiej polityki zagranicznej. To były warunki trudne do zaakceptowania dla przywódcy III Rzeszy, jednak podczas spotkania z Dahlerusem w Berlinie 10 października Hitler poinstruował go, żeby przekazał stronie brytyjskiej zgodę na ich przyjęcie. Führer miał dodać od siebie żądanie podpisania paktu o nieagresji pomiędzy Niemcami, Francją, Wielką Brytanią i Włochami. Gdy jednak Dahlerus nazajutrz pojawił się w Hadze, okazało się, że nikt na niego nie czekał. Miał jedynie przekazać propozycje Hitlera ambasadzie brytyjskiej, na które miała przyjść odpowiedź z Londynu. W Berlinie potraktowano to jako dobry omen i kazano Dahlerusowi pozostać w Holandii do czasu uzyskania odpowiedzi rządu brytyjskiego. Ta odpowiedź nadeszła publicznie 12 października, gdy premier Neville Chamberlain wygłosił w Izbie Gmin przemówienie, z którego wynikało, że rząd brytyjski czeka w pierwszej kolejności na niemieckie ustępstwa. Wściekły Hitler wezwał Göringa, Milcha i Udeta (najwyżsi dowódcy Luftwaffe) i rozkazał wznowienie produkcji bomb lotniczych w najbliższym możliwym terminie. Dahlerus został wezwany z powrotem do Berlina, gdzie usłyszał od Hitlera, że III Rzesza będzie walczyła z imperium brytyjskim wszelkimi dostępnymi metodami. Misja Dahlerusa zakończyła się niepowodzeniem.
Szwedzki biznesmen okazał się jednak potrzebny raz jeszcze podczas wojny o norweski port w Narwiku. 15 kwietnia 1940 roku Dahlerus przyleciał do Berlina wraz z wiceadmirałem Fabianem Tammem, dowódcą szwedzkiej marynarki wojennej, na rozmowę z Göringiem w budynku Ministerstwa Lotnictwa. Tamm ostrzegł feldmarszałka, że Szwedzi są gotowi bronić swojego terytorium przed agresorami. Göring zapytał, jak zareaguje szwedzki rząd, jeśli tymi agresorami okażą się Brytyjczycy. Tamm odpowiedział, że każdy kto będzie próbował zająć szwedzkie terytorium, spotka się z ze zdecydowaną reakcją szwedzkich sił zbrojnych.
W tym samym czasie Hitler rozważał wydanie rozkazu generałowi Dietlowi, aby wraz ze swoimi żołnierzami opuścił Narwik i skierował się na południe do Trondheim. Szef sztabu generalnego gen. Alfred Jodl skomentował ten pomysł wodza jako próbę zorganizowania wyprawy polarnej. Według niego port w Narwiku mógł być broniony przez długi czas nawet tak niewielkimi siłami (2 tys. żołnierzy). Hitler utracił jednak wiarę w zwycięstwo i chcąc zminimalizować straty, polecił szefowi Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu generałowi Keitlowi przygotowanie rozkazu o ewakuacji niemieckich żołnierzy z Narwiku. Jodl i jego sztabowcy byli oburzeni postawą Hitlera, który w chwili kryzysu okazał się niezdolny do zapanowania nad swoimi nerwami. Pewnie dlatego pułkownik Bernhard von Lossberg, gdy rano 15 kwietnia rozkaz znalazł się na jego biurku, odmówił przekazania go generałowi Dietlowi. Cała kampania miała przecież na celu zabezpieczenia dostaw rudy żelaza ze Szwecji przez cały rok, a bez niezamarzającego portu w Narwiku nie było to możliwe. Jodl przypomniał Lossbergowi, że jest to rozkaz Führera, a Keitel, nie chcąc być świadkiem niesubordynacji jednego z wyższych oficerów, opuścił biuro sztabowe. Bezpośrednim przełożonym Dietla był dowódca wojsk lądowych gen. Brauchitsch, więc za zgodą Jodla Lossberg postanowił namówić go do wyperswadowania Hitlerowi jego pomysłu wycofania niemieckich wojsk z Narwiku. Jednak Brauchitsch miał tak złe doświadczenia w osobistych kontaktach z wodzem, że odmówił Lossbergowi współpracy. Nie chciał fatygować się do Kancelarii Rzeszy, którą nazywał „speluną”. W takich okolicznościach Lossberg postanowił zastosować pewien wybieg, który wiązał się z tym, że Hitler nominował Dietla na generała dywizji, a kurtuazja wymagałaby, żeby Brauchitsch pogratulował swojemu podwładnemu awansu w depeszy wysłanej do Narwiku. Na jej końcu, według sugestii Lossberga, dowódca wojsk lądowych powinien wyrazić swoje przekonanie, że port w Narwiku będzie broniony do ostatniego żołnierza. Rozkaz przygotowany przez Keitla na polecenie Hitlera został podarty na strzępy i trafił do kosza.
W dniach 14-17 kwietnia na Kremlu toczyła się konferencja militarna na temat przebiegu Wojny Zimowej. Miała ona przesądzić o losie szefa wywiadu wojskowego Iwana Proskurowa. Swoją karierę zawdzięczał on Wielkiej Czystce podczas której pięciu szefów wywiadu RKKA utraciło swoje stanowiska. Ostatni z nich Aleksandr Orłow uzyskał nominację dzięki protekcji komisarza obrony Klimienta Woroszyłowa. Orłow, jak to często ma miejsce w pracy wywiadowczej, działał pod przykrywką dyplomaty. W roku 1933 wysłano go na placówkę do Paryża, a w 1935 trafił do Berlina. Pobyt za granicą nie był wystarczającym środkiem zabezpieczającym przed wpadnięciem w tryby nasilonego przez Stalina i szefa NKWD Jeżowa terroru (który, jako narzędzie prowadzenia polityki, obowiązywał od samego początku istnienia ZSRS), ponieważ dyplomata mógł w każdej chwili zostać wezwany do Moskwy na „konsultacje”. A trzeba pamiętać, że w Związku Sowieckim przebywała rodzina każdego funkcjonariusza reżimu. Jednak Orłowowi udało się przetrwać okres „jeżowszczyzny” i po upadku Siemiona Giendina, aresztowanego 22 października 1938 roku na mocy decyzji Biura Politycznego, został pełniącym obowiązki szefa wywiadu wojskowego. Utrzymał się na tym stanowisku przez pół roku. Cały czas pisano na niego donosy:
„Orłow był w dobrych stosunkach z Giendinem. Tegoż dnia gdy opublikowano dekret rządowy o nagrodzeniu ich orderami demonstracyjnie objęli się i ucałowali.”
Po dymisji skierowano go na posadę szefa Katedry Języków Obcych w Akademii Artyleryjskiej im. Dzierżyńskiego. W czerwcu 1939 roku aresztowano go za działalność antysowiecką i szpiegostwo. Oznaczało to, że jego dni są policzone – został skazany na śmierć i rozstrzelany w styczniu 1940 roku.
Po likwidacji starej gwardii nadszedł czas młodych wilków do których należał 32-letni as lotnictwa Iwan Proskurow. Tacy ludzie w normalnych czasach musieliby długo piąć się po kolejnych szczeblach kariery, a i tak skończyliby pewnie na stanowisku, co najwyżej, szefa któregoś z wydziałów. Tylko że skala czystki przeprowadzonej na rozkaz Stalina była ogromna: z czterdziestu funkcjonariuszy, którzy jeszcze w styczniu 1937 roku sprawowali stanowiska od zastępcy szefa wydziału wzwyż, przetrwało tylko siedmiu. Stąd 32-letni szef wywiadu wojskowego nie powinien dziwić. Po zakończeniu represji wobec kadry oficerskiej, reżimowi potrzebny był okres stabilizacji, co mogło oznaczać w przypadku Proskurowa długą karierę na kierowniczym stanowisku. Musiałby się jednak obronić przed zarzutami wysuwanymi pod jego adresem w związku z ogromnymi stratami Armii Czerwonej podczas Wojny Zimowej.
Stalin chciał poznać odpowiedzi na kilka pytań. Po pierwsze: dlaczego wywiad wojskowy nie dzielił się informacjami na temat modernizacji fińskich sił zbrojnych, o których rozpisywała się prasa zachodnia? Odpowiedź Proskurowa: ponieważ te artykuły zawierały oszczerstwa pod adresem Związku Sowieckiego. Po drugie: dlaczego mapy Finlandii były tak niedokładnie wykonane? Odpowiedź Proskurowa: mapy fińskiego terytorium na którym toczyły się działania wojenne nie odbiegały jakością od map Leningradzkiego Okręgu Wojskowego. Proskurow miał rację – zarówno jedne jak i drugie były marnej jakości. Po trzecie: dlaczego plany umocnień tzw. Linii Mannerheima nie uwzględniały zmian dokonanych na niej tuż przed wybuchem wojny? Odpowiedź Proskurowa: to nie miało znaczenia, ponieważ plan gen. Miereckowa nie zakładał, że zespół fińskich umocnień obronnych będzie stanowił poważną przeszkodę dla wojsk inwazyjnych.
Wojna Zimowa dokonała poważnej szkody na wizerunku Armii Czerwonej. Sam dyktator nie mógł tego ukrywać przed swoimi współpracownikami. Według niego łatwa kampania w Polsce utwierdziła korpus oficerski w przekonaniu, że niczego nie trzeba zmieniać, a podstawą ścieżki kariery dowódcy powinny być jego zasługi wyniesione jeszcze z czasów wojny domowej. Wojny prowadzonej bez artylerii, lotnictwa, czołgów i samolotów. Te czasy już minęły.
Ktoś jednak musiał ponieść konsekwencje wojennej kompromitacji. Iwan Proskurow podzielił los swoich poprzedników. Jego następca Filip Golikow przyznał później otwarcie:
„Meldowałem się i bałem się go [Stalina]. Nabrał przekonania, że póki Niemcy nie zakończą wojny z Anglią, nie napadną na nas. Znając jego charakter, formułowaliśmy nasze wnioski pod to założenie.”
Golikow zjawiał się na Kremlu z dwiema teczkami pełnymi raportów. Zanim zdecydował z którą teczką wejść do gabinetu Stalina, próbował dowiedzieć się od pracowników sekretariatu w jakim nastroju znajdował się dyktator.
Na podstawie:
„Hitler's war 1939-1942” David Irving, Papermac, 1983
„Göring“ David Irving, Macmillan London Limited, 1989
„Stalin: waiting for Hitler 1929-1941” Stephen Kotkin, Penguin Books, 2018
„Między dwoma wrogami” Paweł Wieczorkiewicz, LTW, 2014
Inne tematy w dziale Kultura