W listopadzie 1939 roku propaganda nazistowska zaczęła przygotowywać Niemców na przedłużającą się wojnę pomiędzy Trzecią Rzeszą a aliantami zachodnimi, która jeszcze niedawno wydawała się bliska zwycięskiego końca. Goebbels poinstruował redaktorów naczelnych gazet, żeby nie informowali opinii publicznej o propozycjach pokojowych skierowanych do niemieckiego rządu. Reżim potrzebował nastrojów bojowych, a nie złudnych nadziei na podpisanie traktatu kończącego wojnę w Europie. Gdy 1 listopada szef Wydziału Zagranicznego NSDAP Alfred Rosenberg przekazał Hitlerowi informacje o tym, że w brytyjskim ministerstwie lotnictwa pojawiły się naciski na zawieszeni broni pomiędzy Wielką Brytanią a Trzecią Rzeszą, Führer rozpoczął tyradę o tym, że pozbawiony charakteru premier Chamberlain poddał się wpływom żydowskim, którym nie zależy na takim porozumieniu. Według niego jeśli nawet Brytyjczycy znajdą się w obozie zwycięzców, to na wojnie najbardziej skorzystają Stany Zjednoczone, Japonia i Związek Sowiecki.
Hitler był przekonany, że wśród dowódców Wehrmachtu są spiskowcy gotowi odsunąć go od władzy. Po zakończeniu działań wojennych w Polsce pozwolił na nawiązanie kontaktów z rezydentami brytyjskiego wywiadu w Holandii. Zadaniem agentów Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy kierowanego przez Reinharda Heydricha było udawanie spiskowców, działających wewnątrz Trzeciej Rzeszy. Prowokacja prowadzona przez niemiecki wywiad rozwijała się pomyślnie. Doszło nawet do spotkania pomiędzy brytyjskimi agentami a nazistowskimi prowokatorami przysłanymi przez Heydricha. Stwarzało to możliwość skompromitowania zarówno Brytyjczyków jak i Holendrów. Potrzebny był jednak dowód, który można było przedstawić światowej opinii publicznej na potwierdzenie, że brytyjskie służby wykorzystują terytorium Holandii do prowadzenia gry wywiadowczej z opozycją w Niemczech. Postanowiono, że agenci brytyjskiego wywiadu zostaną porwani podczas spotkania w pobliżu holendersko-niemieckiej granicy i przewiezieni do Niemiec. Hitler konsultował się w tej sprawie z Ribbentropem i prawą ręką Heydricha doktorem Wernerem Bestem. Uznano, że na tym etapie wojny byłoby to zbyt ryzykowne posunięcie.
Dowództwo Wehrmachtu stanęło przed problemem związanym ze zbliżającą się wojną na Zachodzie. Na drodze jednostek pancernych stała belgijska twierdza Eben Emael, znajdująca się za kanałem Alberta, przez który miała przedostać się 6. Armia gen. Reichenaua. Belgowie prawdopodobnie nie czekaliby, aż jednostki pancerne Wehrmachtu podejdą pod samą twierdzę, tylko wcześniej wysadziliby mosty zaprojektowane tak, by można było umieścić w nich ładunki wybuchowe. Kompleks obronny, którego załoga liczyła tysiąc żołnierzy, znajdował się 30 kilometrów od granicy Rzeszy, tak więc Belgowie mieliby wystarczająco dużo czasu na przeprowadzenie takiej operacji. Wtedy Niemcom pozostawała opcja przedostania się na drugą stronę rzeki w holenderskim Maastricht, ale tamte mosty także mogłyby zostać wcześniej zniszczone. Pomysłem Hitlera było stworzenie przez wywiad wojskowy batalionu przebranego w mundury holenderskiej straży granicznej. Tacy przebierańcy mogliby podejść do mostów na Mozie nie wzbudzając podejrzeń i następnie rozbroić ładunki wybuchowe, zanim doszłoby do ich detonacji. Plan był pomysłowy, ale okazało się, że wyzwaniem było zdobycie w Holandii mundurów tamtejszej straży granicznej. Oddział Abwehry w Münster postanowił po prostu kupić większą ich partię, co zwróciło uwagę tamtejszych służb. Oficer wywiadu wojskowego Trzeciej Rzeszy został aresztowany podczas próby przemytu mundurów przez granicę, a całą sprawę nagłośniły media. W gazetach pojawiły się nawet karykatury przedstawiające Hermanna Göringa przymierzającego mundur holenderskiej straży granicznej.
Naczelny dowódca wojsk lądowych gen. Walther von Brauchitsch próbował przekonać Hitlera, że jego wojsko nie jest gotowe do przeprowadzenia inwazji na Francję z powodu zaniku dyscypliny podczas przerzutu wojsk ze wschodu na zachód. Dochodziło nawet do gorszących scen na dworcach kolejowych z udziałem pijanych żołnierzy Wehrmachtu. Hitler wpadł we wściekłość i zażądał wymienienia konkretnych jednostek zaangażowanych w takie incydenty. Dodał też, że nigdy żaden dowódca frontowy nie zgłaszał mu problemów z zanikiem ducha bojowego. Wieczorem tego samego dnia Führer podyktował swojej sekretarce dymisję generała Brauchitscha, ale szef Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu gen. Wilhelm Keitel wyperswadował mu ten pomysł, twierdząc że tuż przed rozpoczęciem działań wojennych na Zachodzie taka decyzja zaszkodziłaby armii. Hitler podyktował tego dnia też inny dokument, w którym opisał spotkanie z naczelnym dowódcą wojsk lądowych. Dokument ten umieścił w sejfie – opis tego spotkania mógł mu się jeszcze przydać.
Hitler musiał wrócić do Monachium, by wygłosić tam przemówienie do członków partii z okazji szesnastej rocznicy nieudanego puczu w tym mieście, który kosztował życie łącznie 20 osób (16 puczystów i 4 policjantów). Opuścił Bawarię w sierpniu, kiedy decydowały się losy państwa polskiego. Listopad miał przynieść rozszerzenie konfliktu o kraje Europy zachodniej, dlatego Führer powinien był zostać w stolicy, a jednak 7 listopada wsiadł do pociągu zmierzającego w kierunku Monachium. Miał zostać w mieście do 9 listopada, aby wziąć udział we wszystkich uroczystościach, po czym wrócić do Berlina samolotem. Jednak 8 listopada rano jego adiutanci odebrali wiadomość z Berlina, że dowódcy Wehrmachtu spodziewali się następnego dnia jego decyzji w sprawie inwazji na Francję. Prognoza pogody nie dawała większych szans na lot z Monachium do Berlina, więc jedynym rozwiązaniem było doczepienie wagonów wodza Trzeciej Rzeszy do składu pociągu jadącego do stolicy. Dzięki temu Hitler mógłby dotrzeć do Berlina o godzinie 10:30 rano.
Uroczystość rozpoczęła się punktualnie o godzinie 20:00. Führer został powitany w piwiarni Bürgerbräukeller przez partyjną orkiestrę, a Christian Weber, jeden z czołowych działaczy nazistowskich w Bawarii, wygłosił krótką mowę wstępną. Hitler zwykle przemawiał przez półtorej godziny, ale tym razem musiał zakończyć przemówienie po około godzinie. Była to tyrada przeciwko Wielkiej Brytanii, którą miała kierować zazdrość, wobec osiągnięć Trzeciej Rzeszy, która w ciągu sześciu lat doszła do tego, na co Brytyjczycy potrzebowali stuleci. Hitler opuścił piwiarnię o 21:12, co pozwoliło mu zdążyć na pociąg odjeżdżający do Berlina o 21:31.
Już na pierwszej stacji w Augsburgu do wagonu Hitlera dotarły informacje, że w piwiarni doszło do jakiegoś incydentu, po tym gdy Führer, wraz ze swoimi przybocznymi, opuścił salę. Na stacji w Norymberdze szef tamtejszej policji złożył raport, że o godzinie 21:20 w Bürgerbräukeller doszło do eksplozji – było wielu rannych i zabitych. Hitler połączył się telefonicznie z szefem policji w Monachium Karlem von Ebersteinem, którego miał uspokoić, że nie obwinia go za zamach na swoje życie. Przed dotarciem do Berlina Hitler wiedział już, że w eksplozji zginęło sześć osób (ostatecznie osiem), a ponad sześćdziesiąt zostało rannych. Gdy dojechał do Kancelarii Rzeszy kuloodpornym Mercedesem, powiedział swojemu sekretarzowi Martinowi Bormannowi, że w przyszłości zamierza podróżować tylko tym samochodem.
Sprawcą zamachu okazał się 36-letni zegarmistrz Georg Elser, który został zatrzymany podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy ze Szwajcarią, mniej więcej w tym samym czasie, gdy Hitler przemawiał w monachijskiej piwiarni. Miał on zainstalować w filarze głównej sali ładunek wybuchowy przez siebie skonstruowany. Podczas przesłuchania wyznał, że przystąpił do ruchu komunistycznego dziesięć lat wcześniej, ale stracił zainteresowanie polityką. Głównym motywem jego działania był narastający w nim żal za pauperyzację, spotykającą pod rządami narodowych socjalistów takich jak on rzemieślników. Potrzebował trzydziestu nocy, żeby dłutem wybić wnękę w filarze i umieścić tam bombę. Był dumny z własnej pomysłowości przy jej konstrukcji, ponieważ użycie zwykłego korka pozwoliło na zagłuszenie mechanizmu zegarowego odmierzającego czas do detonacji. Upierał się, że działał na własną rękę, chociaż strażnicy graniczni, którzy go aresztowali zeznali, że po szwajcarskiej stronie czekał na niego mężczyzna w jasnym płaszczu.
Dzień po zamachu Hitler przełożył termin rozpoczęcia inwazji na Francję, a 13 listopada wydał rozkaz o niepodejmowaniu działań ofensywnych na Zachodzie przed 22 listopada. Pozostała jeszcze sprawa prowokacji prowadzonej przez agentów Heydricha. Dziewiątego listopada w Venlo, po holenderskiej stronie granicy, agenci SS otworzyli ogień do nadjeżdżającego w ich stronę samochodu w którym siedzieli Brytyjczycy. W wyniku strzelaniny śmiertelnie ranny został oficer holenderskiego wywiadu, a kierowca i brytyjscy agenci zostali porwani i przewiezieni do Niemiec. Rząd Holandii zażądał zwrotu ciała zmarłego oficera. Hitler miał powiedzieć, że użyje tego incydentu do usprawiedliwienia naruszenia neutralności Holandii. Dowodzący akcją major SS został przez niego odznaczony Krzyżem Żelaznym.
Na podstawie:
„Hitler's war 1939-1942” David Irving, Papermac, 1983
Inne tematy w dziale Kultura