"Żeby prowadzić wojnę potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy."
Napoleon Bonaparte
Niemcy idąc na wojnę z Wielką Brytanią i Francją musiały brać pod uwagę, że potencjał gospodarczy III Rzeszy i Włoch nie stanowił nawet połowy PKB Wielkiej Brytanii i Francji. Wojna więc musiała być krótka, jeśli nie miał powtórzyć się scenariusz sprzed dwudziestu lat, kiedy Niemcy nie były w stanie prowadzić działań wojennych, pomimo tego, że ich wojska okupowały część Francji. Trzeba było uniknąć wojny na wyniszczenie. Stąd nacisk Hitlera, żeby po szybkim pokonaniu Polski rozpocząć inwazję na Francję, zanim ta zdąży przygotować się do odparcia ataku Wehrmachtu. Nowa koncepcja wojny zwana Blietzkriegem nakazywała współpracę wojsk lądowych z lotnictwem, a to właśnie Luftwaffe nie było gotowe do podjęcia działań ofensywnych ze względu na jesienną pogodę i podtopione lotniska. Dodatkowo pojawił się problem zaangażowania w konflikt Stanów Zjednoczonych. Do udziału w wojnie największej gospodarki świata było jeszcze daleko, ale 3 listopada 1939 roku prezydent Roosevelt podpisał ustawę „cash and carry”, dzięki której Amerykanie mogli sprzedawać broń walczącej Europie. Teoretycznie każdej ze stron. Trzeba było spełnić tylko dwa warunki: mieć własną flotę morską i dolary. Według zespołu ekonomicznego Wehrmachtu Wielka Brytania i Francja zgromadziły rezerwowy dolarowe w kwocie 7,37 mld, a Niemcy nie posiadały nawet 10% tych zasobów. Kriegsmarine nie była też zdolna do zabezpieczenia konwojów płynących ze Wschodniego Wybrzeża przez Atlantyk do portu w Hamburgu. Trzeba więc było rozstrzygnąć wojnę, zanim Francuzi i Brytyjczycy zdołają w pełni wykorzystać przychylne wobec nich nastawienie Amerykanów.
Hitler był gotowy na ograniczenie konsumpcji ludności cywilnej, jeśli dzięki temu miałaby poprawić się produkcja zbrojeniowa. Szef zamówień wojsk lądowych generał Karl Becker usłyszał od niego: „Wojny z Anglią nie można wygrać kuchenkami i pralkami”. Według obliczeń Ministerstwa Gospodarki, jeśli Niemcy prowadziłyby wojnę defensywną, zapasy surowców wystarczyłyby na trzy lata. To jednak oznaczało oddanie inicjatywy wrogom i pozwolenie Stanom Zjednoczonym na pełne zaangażowanie w wojnę. Kalkulacja Hitlera była taka, że trzeba przykręcić śrubę ludności cywilnej, co spowoduje pogorszenie nastrojów, ale zwycięstwo w wojnie przeciwko Francji i Wielkiej Brytanii przywróci poparcie reżimowi narodowo-socjalistycznemu.
Według raportów Gestapo ludność otwarcie wyrażała swoje oburzenie na działanie władz na dworcach kolejowych, a powodem tego było odwoływanie kursów pociągów i ich częste opóźnienia. Koleje niemieckie były niedoinwestowane, ponieważ priorytet nadano budowie autostrad i rozwojowi transportu drogowego. W latach 1933-37 Reichsbahn kupował poniżej 2 tys. otwartych wagonów rocznie, co oznaczało spadek liczby wagonów towarowych z 670 tys. sztuk do 575 tys. Węgiel z Zagłębia Ruhry i Śląska jakoś jednak trzeba było przewozić, a przerzut wojsk najpierw na wschód, a później na zachód tylko potęgował problemy. Tworzyły się zatory, co wzmagało presję, żeby nadrobić opóźnienia. Doprowadziło to do dwóch katastrof kolejowych w grudniu 1939 roku, które wstrząsnęły opinią publiczną - zginęło łącznie 230 ludzi. Charakterystyczne jest to, że właśnie w 1939 roku w wypadkach kolejowych w Niemczech zginęło 1920 osób, a rany odniosło 4523, co daje 100% wzrost w porównaniu z rokiem 1937. W tym samym miesiącu (grudniu) kopalnie zostały poinformowane, że nie będzie możliwe odbieranie od nich wydobytego węgla zgodnie z harmonogramem, co skutkowało decyzjami o zmniejszeniu wydobycia. Mimo że przemysł zbrojeniowy uzyskał priorytet, to działający w Berlinie Rheinmetall nie mógł w pełni skorzystać z dostaw, które już do niego dotarły, ponieważ zdesperowani mieszkańcy stolicy - z udziałem lokalnych władz - rekwirowali zapasy węgla podczas mroźnej zimy.
Teoretycznie główny ciężar walk z Wielką Brytanią miał spaść na marynarkę wojenną, jednak Plan Z przewidujący jej rozbudowę został zarzucony zaraz po wybuchu wojny, a priorytet przyznano produkcji bombowców Ju 88. Marynarka wojenna nigdy nie miała większego niż 15% udziału w wydatkach zbrojeniowych i stała w kolejce do funduszy publicznych za armią i Luftwaffe. Stocznie w Hamburgu, Bremie i Kilonii rozpoczęły produkcję U-bootów, których miały wodować 25 miesięcznie. Wynikałoby z tego, że w ciągu roku do służby miało trafiać 300 okrętów podwodnych. W rzeczywistości w najlepszym pod tym względem roku 1943 niemieckie stocznie zwodowały 182 okręty. I nie były to tylko okręty podwodne.
Jak widać na powyższych przykładach, zarówno produkcja cywilna jak i wojskowa musiała być ograniczana z powodu niewystarczających środków finansowych państwa, które jeszcze kilka lat wcześniej zmagało się z dotkliwymi skutkami kryzysu gospodarczego. Jest jednak oczywiste, że wydatki wojskowe w budżecie państwa w czasie wojny, musiały być pokryte z wydatków na „inne” cele. Przed wojną III Rzesza przeznaczała 20% dochodu narodowego na armię, a po jej wybuchu już ponad jedną trzecią. Ludność cywilna w Niemczech dobrze pamiętała skrajnie trudne warunki materialne z czasów pierwszej wojny światowej, tak więc w ostatnich miesiącach pokoju robiono zapasy, wydając pieniądze z książeczek oszczędnościowych na artykuły pierwszej potrzeby. Jednak w systemie w którym takie artykuły podlegały racjonowaniu (stało się tak po wybuchu drugiej wojny światowej) ilość pieniędzy w rękach prywatnych nie miała większego znaczenia, jeśli nie robiło się zakupów na czarnym rynku, co było nielegalne. Tak więc pieniądze znowu zaczęły spływać do banków, gdyż nie było możliwości ich wydawania. Przez cały 1940 rok banki niemieckie odnotowywały wpłaty na konta oszczędnościowe w wysokości ponad miliarda marek miesięcznie. Pytanie komu banki miały pożyczać pieniądze? Najlepiej tym, którzy chcieli kupić dom lub mieszkanie. Tu pojawił się kolejny problem, ponieważ budownictwo wojskowe pochłaniało tyle zasobów surowcowych, że ilość oddawanych mieszkań spadła z 320 tys. w roku 1937 do 206 tys. w roku 1939. Rok 1940 to kolejny spadek do 105 tys. oddanych mieszkań. Znalazł się jednak ktoś kto bardzo chętnie pożyczał pieniądze ulokowane przez Niemców na lokatach i książeczkach oszczędnościowych. Tym kimś były oczywiście Reichsbank i Ministerstwo Finansów Rzeszy. Tylko jeden bank Sparkassen przeznaczył w 1940 roku na prowadzenie wojny 8 mld marek swoich klientów. Rok później było to już 12,8 mld marek.
Tak jak w Związku Sowieckim, także w Niemczech wprowadzono Plan 4-letni w celu zwiększenia produkcji zbrojeniowej. Skutek tego był taki, że w 1938 roku III Rzesza produkowała miesięcznie 5,4 tys. ton materiałów wybuchowych. Dużo to czy mało? W 1918 roku cesarskie Niemcy produkowały miesięcznie 13,6 tys. ton materiałów wybuchowych. Zbrojenia wymagały też ogromnych przydziałów stali, co Hitler obiecywał od listopada 1937 roku, ale miał problemy z wywiązaniem się z tej obietnicy. Wreszcie latem 1938 roku przeznaczono dla Wehrmachtu 36% produkowanej w Niemczech stali, co odbiło się na innych gałęziach przemysłu, ale było zgodne z doktryną państwa przygotowującego się do prowadzenia wojny przeciwko mocarstwom europejskim.
Minister finansów Rzeszy Schwerin von Krosigk wiedział, że państwa niemieckiego nie stać na prowadzenie tak rozbudowanego programu zbrojeniowego i już w marcu 1938 roku zaprzestał zadłużania się poprzez sprzedaż obligacji rządowych. Razem z prezesem Reichsbanku Schachtem uzgodnili, że wszelkie wydatki będą pokrywane z wpływów podatkowych. Zarówno Hitlera jak i Göringa, który był odpowiedzialny za Plan 4-letni, te uzgodnienia nie obchodziły. Jeszcze w tym samym roku tylko wojska lądowe otrzymały 5% dochodu narodowego, co było możliwe dzięki emisji krótkoterminowych bonów skarbowych.
Jedynym pozytywnym efektem tak prowadzonej polityki fiskalnej było zlikwidowanie bezrobocia. Na przykład w Berlinie w ostatnim kwartale 1938 roku urzędy pracy zarejestrowały 35 tys. bezrobotnych. Kwestią sporną było kogo w III Rzeszy uznawano za osobę bezrobotną, ponieważ z tych 35 tys. pracę mogło podjąć jedynie 6 tysięcy, z czego 2 tys. to byli wszelkiej maści artyści, czyli ludzie opłacający składki członkowskie w państwowej korporacji pracowników kultury. Urzędnicy skarżyli się, że próby nakłonienia takich osób do podjęcia regularnej pracy, kończyły się „wybuchami gniewu” i „zabierającymi czas narzekaniami”. Praca urzędnika urzędu pracy w żadnym systemie, nawet totalitarnym, do przyjemnych nie należy.
Na podstawie:
„Cena zniszczenia. Wzrost i załamanie nazistowskiej gospodarki” Adam Tooze, Napoleon V, 2017
Inne tematy w dziale Kultura