Hitler jako naczelny dowódca przebywał blisko linii frontu, co być może wynikało z jego doświadczeń wojennych jako szeregowego, a później kaprala podczas pierwszej wojny światowej. Już 3 września 1939 roku wsiadł do pociągu „Ameryka”, specjalnie zaprojektowanego pod potrzeby wodza III Rzeszy. Pociąg składał się z co najmniej dwunastu wagonów, z których pierwszy przewoził działo przeciwlotnicze o średnicy 20 mm. Wagon Hitlera znajdował się zaraz za nim. Führer miał w nim do dyspozycji salon, sypialnię i łazienkę, a także adiutantów i służbę, dla których wydzielono cztery przedziały. Pozostałe wagony mieściły kuchnię, stołówkę, salę konferencyjną oraz przedziały ochrony, lekarzy, dziennikarzy i gości przewożonych pociągiem na osobiste życzenie Hitlera. Minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop i szef SS Heinrich Himmler podróżowali innych pociągiem „Heinrich”. Dowódca Luftwaffe Hermann Göring miał do dyspozycji pociąg „Azja”, który czekał na niego w jego kwaterze głównej w Poczdamie. W pociągu Hitlera najważniejszy był wagon dowodzenia, w którym połowę miejsca zajmował stół konferencyjny z rozłożonymi na nim mapami sztabowymi, a drugą połowa zajęta była przez dalekopisy i radiostacje, zapewniające stały dostęp do informacji od dowództwa Wehrmachtu i poszczególnych ministerstw. Hitler na ogół zjawiał się w wagonie dowodzenia o dziewiątej rano by wysłuchać raportu składanego przez gen. Alfreda Jodla, a następnie przestudiować mapy sztabowe. Tak samo jak w Kancelarii Rzeszy dostęp do niego był utrudniony na tyle, że nawet gen. Erwin Rommel, dowódca kwatery głównej Führera musiał czekać w kolejce, aby uzyskać audiencję u swojego bezpośredniego przełożonego.
O godzinie ósmej rano 4 września 1939 roku, kiedy „Ameryka” zbliżyła się do linii frontu, dowódca Grupy Armii „Północ” gen. Fedor von Bock dołączył do gen. Rommla i razem z Hitlerem ruszyli na inspekcję oddziałów frontowych. Hitler wsiadł do sześciokołowego Mercedesa jadącego na czele kolumny, a reszta oficerów i żołnierzy ochrony podążała za nim w sześciu identycznych samochodach. Oczywiście kolumna była ubezpieczana przez kilka pojazdów opancerzonych. Te pojazdy zabezpieczały przejazd Führera, ale nie członków partii i urzędników ministerialnych, którzy podążali za wodzem, tworząc własną kolumnę, przemierzającą nieutwardzone drogi Pomorza. Gdy Hitler dotarł do kwatery głównej 4. Armii, zaczęło się przepychanie wśród oficerów i co ważniejszych dygnitarzy, aby zająć jak najlepszą pozycję do pamiątkowej fotografii. Kiedy sekretarz wodza Martin Bormann zwrócił uwagę Rommelowi na zachowanie jego ludzi, ten miał odpowiedzieć, że nie jest przedszkolanką i jeśli Bormann chce, to sam może interweniować w tej sprawie. Samemu Hitlerowi to jednak nie przeszkadzało. Prawdopodobnie traktował to jako dowód na rodzący się już wtedy kult jego osoby.
Hitler wrócił do swojego pociągu 6 września około godziny 22:00, aby wysłuchać raportu pułkownika Nikolausa von Vormann na temat sytuacji na froncie zachodnim. Nic nie wskazywało na to, żeby Francja miała wykorzystać inwazję Niemiec na Polskę do ataku liczniejszymi siłami francuskimi na III Rzeszę. Pułkownik Vormann powiedział też, że z militarnego punktu widzenia wojna z Polską jest już zakończona.
9 września pociąg „Ameryka” opuścił Górny Śląsk, by dotrzeć do stacji w Iławie. Sekretarka Hitlera Christa Schroeder wspominała, że upał panujący pod koniec lata sprawiał, że przebywanie w rozgrzanych wagonach było nie do zniesienia. Hitler często je opuszczał, żeby przeprowadzać kolejne inspekcje swoich wojsk. Miało to podnosić morale żołnierzy Wehrmachtu. Jak napisała w swoim pamiętniku panna Schroeder Führer miał powiedzieć, że wojna z Polską zakończy się w ciągu dziesięciu dni, a wtedy zaprawiony w bojach na froncie wschodnim Wehrmacht ruszy na Zachód, by rozprawić się z Francją i Wielką Brytanią.
12 września Hitler wezwał do siebie Göringa, Brauchitscha i Keitla. Zabronił im podejmowania jakichkolwiek działań, które mogłyby sprowokować Francuzów. Tego samego dnia po południu
Hitler spotkał się z szefem wywiadu wojskowego admirałem Wilhelmem Canarisem, aby zapoznać się z wiedzą wywiadowczą na temat mobilizacji armii francuskiej. Według Canarisa Francuzi przegrupowali swoje siły, żeby zaatakować w okolicach Saarbrücken. Hitler uznał to za dezinformację, ponieważ według niego to właśnie na tym odcinku fortyfikacje niemieckie były najsilniejsze. Według Hitlera znacznie bardziej prawdopodobne było przeprowadzenie ofensywy przez Ren, a nawet pogwałcenie neutralności Belgii i Holandii, poprzez atak z północy. Ostatecznie na ten właśnie wariant zdecydowali się Niemcy osiem miesięcy później.
Führer zdawał się nie przejmować zagrożeniem jakie wynikało dla niego i jego ludzi z podróży tak blisko linii frontu. Gdy dowiedział się, że trasa jego konwoju, zmierzającego do kwatery głównej 8. Armii została zaplanowana w ten sposób, żeby ominąć Łódź, rozkazał w drodze powrotnej przejazd konwoju przez centrum miasta. Rozkaz Hitlera musiał zostać wykonany, ale dla uniknięcia próby zamachu, usunięto ludność z ulic trasy przejazdu, a sam konwój jechał ulicami Łodzi z prędkością 80 km/h.
16 września Hitler omawiał z gen. Jodlem plany zdobycia Warszawy. Zależało mu na tym, żeby zdobyć stolicę Polski, zanim zbierze się na posiedzenie kongres Stanów Zjednoczonych. Walki w Warszawie mogły być wyjątkowo krwawe, jeśli Wehrmacht musiałby zdobywać miasto ulica po ulicy. Według Hitlera sama groźba użycia artylerii i zbombardowania miasta przez Luftwaffe powinna skłonić polskie władze do kapitulacji. W tym czasie w Warszawie trwała już mobilizacja zarówno wojska, jak i ludności cywilnej. Budynki na przedmieściach były wzmacniane z użyciem prowizorycznych betonowych konstrukcji, a także workami z piaskiem i zasiekami z drutu kolczastego. Pianista Władysław Szpilman dołączył do grupy mężczyzn, którzy kopali rowy przeciwczołgowe. Wspominał, że wśród nich był stary Żyd, który szybko opadł z sił, ale nie przerywał pracy. Szpilman poradził mu, żeby wrócił do domu i odpoczął. Ten miał mu odpowiedzieć, że tego nie zrobi, ponieważ nie chce oglądać jak jego sklep jest plądrowany przez Niemców. Polskie dowództwo nie chciało nawet przyjąć niemieckich posłańców z ultimatum, zmuszającym do bezwarunkowej kapitulacji.
W nocy z 16 na 17 września polski ambasador w Moskwie Wacław Grzybowski został wezwany na 3 rano do Komisariatu Spraw Wewnętrznych. Spodziewał się, że zostanie mu zakomunikowane wypowiedzenie paktu o nieagresji. Tymczasem zastępca Mołotowa Władimir Potiomkin odczytał mu uzgodniony z Berlinem dokument. Wynikało z niego, że państwo polskie i jego rząd przestały istnieć, a tym samym umowy zawarte pomiędzy Związkiem Sowieckim a Polską już nie obowiązywały. W celu ochrony zamieszkującej Polskę ludności białoruskiej i ukraińskiej, rząd sowiecki wydał rozkaz Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej na przekroczenie granicy polsko-sowieckiej. Los Polski został tym samym przypieczętowany.
Tak wyglądał początek wojny. Hitler był panem sytuacji – jego wojska wspólnie z sojuszniczym Związkiem Sowieckim podbijały Polskę. Będące w sojuszu z Polską Francja i Wielka Brytania nie zamierzały wykorzystać sytuacji, w której wszystkie siły niemieckie zostały przerzucone na front wschodni. Führer mógł podróżować specjalnie dla niego zaprojektowanym pociągiem, by z bliska obserwować kolejne zwycięstwa wykonującego jego rozkazy Wehrmachtu. Koniec wojny wyglądał diametralnie inaczej. Nie było już pociągu „Ameryka” a jedynie bunkier pod Kancelarią Rzeszy. Nie było już wokół niego dygnitarzy, przepychających się do pamiątkowego zdjęcia. Z najbliższych pracowników zostali przy nim tylko Goebbels i Bormann. Mieszkańcy bunkra przyzwyczajeni do obecności Führera nie zwracali już na niego uwagi. Ponieważ nie mieli żadnego zajęcia, pozwalali sobie na przesiadywanie na korytarzach i ostentacyjne picie alkoholu, podczas którego rozważali jaki sposób na popełnienie samobójstwa byłby lepszy: połknięcie cyjanku czy strzał z broni palnej. Większość z nich nie zakładała – tak jak ich wódz - opuszczenia bunkra jako żywi. Trzeba jednak pamiętać, że warunki panujące w bunkrze były o wiele lepsze od tych panujących w piwnicach i schronach przeciwlotniczych na terenie Berlina. Nadal jego mieszkańcy mieli dostęp do wody, a generatory zapewniały energię elektryczną. Kuchnie na terenie Kancelarii Rzeszy serwowały ciepłe posiłki, podczas gdy ludność stolicy głodowała.
Było jednak coś, czego sztabowi ludzi pracujących w bunkrze nie udało się odtworzyć z czasów, gdy nie musieli ukrywać się pod ziemią przed nacierającym wrogiem. Tym luksusem był dostęp do informacji. Adiutanci Hitlera nie dysponowali dalekopisami i radiostacjami tak jak to było w pociągu „Ameryka”. Żeby ustalić, jakich postępów dokonały wojska Armii Czerwonej, musieli dzwonić do prywatnych mieszkań, korzystając ze zwykłej książki telefonicznej. Jeśli po drugiej stronie ktoś odebrał i zgodził się udzielić im takich informacji, wtedy mogli złożyć raport Hitlerowi. Jeśli nikt nie odebrał to właściwie można było zakładać, że mieszkańcy nie żyją, uciekli lub dostali się do niewoli, a więc teren na którym mieszkali był już stracony dla III Rzeszy. Czasami zdarzało się, że dzwoniący słyszeli po drugiej stronie któryś z języków, używanych przez mieszkańców Związku Sowieckiego. Wtedy odpowiedź na ich pytanie była oczywista.
Na podstawie:
„Berlin – The Downfall 1945” Antony Beevor, Viking, 2002
„Hitler's War 1939-1942” David Irving, Papermac, 1983
„Historia polityczna Polski 1935-1945” Paweł Wieczorkiewicz, Zysk i S-ka, 2014
Inne tematy w dziale Kultura