Amerykanie i Brytyjczycy nie mogli przepuścić takiej okazji, jaką były urodziny wodza III Rzeszy – zarówno USAAF jak i RAF przeprowadziły tego dnia naloty bombowe na Berlin. Dodatkowym czynnikiem była sprzyjająca pogoda oraz zaangażowanie obrony przeciwlotniczej w odpieranie ataków sowieckiego lotnictwa. Wojna dobiegała końca także dla sił powietrznych – był to przedostatni nalot przeprowadzony przez aliantów zachodnich na stolicę Niemiec. Zwykle tego dnia Adolf Hitler otrzymywał telegramy z życzeniami przesyłanymi do Kancelarii III Rzeszy z całej Europy. A także prezenty – wśród których tak oryginalne jak jajo strusia, przesłane przez dyrektora berlińskiego ZOO. Tym razem nawet Benito Mussolini miał ważniejsze sprawy na głowie. Duce dwa dni wcześniej wybrał się do Mediolanu w celu podjęcia negocjacji z ruchem oporu. A egzotyczne zwierzęta, jeśli nie zostały wcześniej zjedzone przez głodujących berlińczyków, to same przymierały głodem w zniszczonym przez naloty bombowe berlińskim ZOO.
Piątkowy dzień 20 kwietnia 1945 roku rozpoczął się pracowicie dla Hermanna Göringa, który musiał dopilnować, by zrabowane na jego rozkaz dzieła sztuki zostały wywiezione z zajmowanej przez niego posiadłości Karinhall znajdującej się pod Berlinem. Do tego celu użyto ciężarówek należących do Luftwaffe, które z pewnością mogłyby być użyte do odciążenia walczącego wojska. Reichsmarshall postanowił osobiście wysadzić dom w którym mieszkał, dlatego czekał aż saperzy skończą instalować ładunki wybuchowe, aby móc wcisnąć tłok, który spowoduje detonację. Gdy to już nastąpiło, nie oglądając się za siebie, ruszył w kierunku limuzyny mającej zawieźć go do Kancelarii Rzeszy.
Nie tylko Reichsmarschall zmierzał w tamtym kierunku. Oprócz niego złożyć życzenia Führerowi postanowili: Ribbentrop, Himmler, Kaltenbrunner, Speer, Keitel, Jodl, Krebs i Dönitz. Wyżej wymienieni zjawili się w Kancelarii Rzeszy przed południem. Musieli być przygnębieni widokiem swojego przywódcy, który skończył tego dnia 56 lat, a wyglądał na 15-20 lat starszego. Nalegali by udał się do Bawarii, póki jeszcze była taka możliwość. Hitler oznajmił im, że Sowieci poniosą w bitwie o Berlin swoją największą porażkę, dlatego on nie zamierza opuszczać stolicy. Pożegnał serdecznie Karla Dönitza, który zmierzał w stronę Hamburga. Natomiast jego ostatnia rozmowa z Göringiem była chłodna. Być może Hitler był rozczarowanym postawą Reichsmarschalla, który postanowił organizować obronę w Bawarii i sprawiał wrażenie, że spieszno mu było do wyjazdu. Trzeba jednak podkreślić, że nie tylko on nie zamierzał czekać w Berlinie na Sowietów. Z Hitlerem pozostali jedynie minister propagandy Joseph Goebbels i sekretarz wodza Martin Bormann.
Dla mieszkańców Berlina ten dzień był taki jak każdy inny. Kobiety przede wszystkim próbowały zdobyć cokolwiek do jedzenia. Ustawiły się w kolejkach do sklepów po porannym nalocie bombowym (83. od początku lutego). Wieści głosiły, że z okazji urodzin Führera mają zostać rozdane racje żywnościowe z takimi rarytasami jak: ryż, boczek, kiełbasa, cukier i fasola. Mężczyźni chcieli uzyskać jakieś informacje na temat postępów wojsk sowieckich. W tym celu czekali przy kioskach na dostawę porannej prasy. Wyglądała ona tak, że na jednym arkuszu papieru zadrukowanym z obu stron znajdowała się propaganda partyjna, z której trzeba było wyłowić potrzebne informacje. Najbardziej użyteczne były komunikaty podawane przez Wehrmacht, które tego dnia wymieniały Müncheberg, co oznaczało, że wojska sowieckie przedarły się przez niemiecką linię obrony. Wspomniane miasto znajdowało się 17 kilometrów za Wzgórzami Seelow. Taka „gazeta” mogła być już później użyta jako podpałka do ognia rozpalonego na balkonie, w celu ugotowania nadgniłych ziemniaków. W mieście mieszkańcy musieli radzić sobie bez gazu i elektryczności. Pocieszano się, że w tych prymitywnych warunkach można jeszcze jakoś egzystować. Berlińczycy obawiali się, że po nadejściu Sowietów będą musieli – według plotek do nich docierających – jeść trawę i korzenie tak jak mieszkańcy Śląska.
Do dowódcy 1. Frontu Białoruskiego marszałka Gieorgija Żukowa dotarły już wieści o przyczynach zbyt wolnych postępów jego wojsk. Według raportów część żołnierzy Armii Czerwonej była zbyt zajęta szabrowaniem, by zajmować teren opuszczony przez oddziały wroga. Żukow wydał rozkaz 3. Armii Uderzeniowej otwarcia ognia artyleryjskiego w kierunku Berlina. Zadanie to spadło na 79. Korpus Strzelecki gen. mjr Pieriewiertkina, który znajdował się zbyt daleko od miasta, by pociski wystrzelone przez jego artylerię spowodowały poważne zniszczenia. Dodatkowo Żukow dowiedział się o postępach 1. Frontu Ukraińskiego marszałka Iwana Koniewa nacierającego na miasto od południa. Wysłał więc rozkaz do dowódcy 1. Gwardyjskiej Armii Pancernej gen. płk Katukowa oraz 2. Gwardyjskiej Armii Pancernej gen. płk Bogdanowa. Ich zadanie teoretycznie było proste: przebić się do miasta i zawiesić w jego centrum sztandar Związku Sowieckiego. Przedmieścia Berlina mieli opanować nad ranem następnego dnia. W praktyce pierwsze oddziały pancerne pojawił się na rogatkach miasta wieczorem 21 kwietnia.
Na południu marszałek Koniew popędzał z kolei gen. por. Pawła Rybałkę, by jego 3. Gwardyjska Armia Pancerna opanowała miasto Bareth znajdujące się 80 km od centrum Berlina. Pierwsza próba była nieudana, ale po reprymendzie Koniewa, który nazwał wojska Rybałki „szlauchem”, druga ofensywa zakończyła się sukcesem w ciągu zaledwie dwóch godzin.
Cudzoziemcy walczący w obronie III Rzeszy w pułkach „Dania” i „Norwegia” bronili lotniska w znajdującym się 30 km od Berlina Strausberg. Kiedy dowódca „Danii” zginął podczas walk, jego żołnierze położyli ciało Obersturmbannführera Klotza w kaplicy znajdującej się niedaleko cmentarza. Nie było czasu, żeby go pochować. Z kolei wycofujący się pułk „Norwegii” omijał główne drogi, które były zapchane pojazdami wojskowymi i furmankami z uchodźcami uciekającymi w stronę Berlina. Wyczerpani żołnierze, którzy od pięciu dni pozbawieni byli racji żywnościowych, włamywali się do opuszczonych domów w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jeśli udało im się znaleźć jakieś pożywienie - paradoksalnie było to na ich zgubę. Tracili czas na posiłek, a później sen, mając wreszcie do dyspozycji łóżka i dach nad głową. Pobudka oznaczała dla nich często sowiecką niewolę. Pewien nastolatek był tak zmęczony, że po zapadnięciu w sen obudziły go dopiero odgłosy toczonej w pobliżu bitwy.
Sam Führer liczył na to, że obronić stolicę pomogą mu fanatyczni członkowie Hitlerjugend. Dbał o nich w tym sensie, że nagradzał tych, którzy byli gotowi oddać za niego życie. W dniu swoich urodzin opuścił bunkier znajdujący się pod Kancelarią Rzeszy, żeby wręczyć odznaczenia tym, którzy niszczyli za pomocą panzerfaustów sowieckie czołgi. Hitler był główną postacią tej ceremonii, ale nie był w stanie osobiście przypiąć Żelaznego Krzyża najbardziej zasłużonym. Prawdopodobnie choroba Parkinsona spowodowała, że jego lewa ręka była bezużyteczna – nie mógł opanować jej drżenia. Po to by ukryć ten fakt, trzymał ją za plecami. Jedyne co mógł zrobić to poklepać młodzieńców po ramieniu, a najmłodszych złapać za policzek. Po uroczystości był zmęczony na tyle by – wbrew swojemu zwyczajowi kładzenia się spać nad ranem – po krótkim spotkaniu z najbliższym otoczeniem dzielącym z nim bunkier, udać się do swojego pokoju.
Ewa Braun nie zamierzała kłaść się spać tak wcześnie. Młoda kobieta (urodzona w 1912 roku) szukała możliwości rozrywki nawet w ostatnim okresie swojego życia. Była tego świadoma, ponieważ w liście wysłanym do przyjaciółki Herty Ostermayr Schneider wspomniała, że prawdopodobnie po raz ostatni rozmawiała ze swoją siostrą Gretl. Przerażała ją myśl o dostaniu się w ręce Sowietów i wraz z sekretarkami Hitlera ćwiczyła strzelanie na dziedzińcu zniszczonego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Tego dnia – 20 kwietnia 1945 roku – Ewa Braun wyprowadziła mieszkańców bunkra do Kancelarii Rzeszy, aby urządzić coś, co można określić jako przyjęcie z okazji urodzin Führera. Wśród zaproszonych gości znaleźli się sekretarz Hitlera Martin Bormann i jego osobisty lekarz Theodor Morell. Jeden ze stołów został zastawiony jedzeniem i alkoholem. Można było wypić szampana, a nawet potańczyć. Niestety repertuar muzyczny był bardzo ograniczony. Towarzystwo miało do dyspozycji tylko jedną płytę gramofonową.
Na podstawie:
„Armageddon – The Battle for Germany 1944-45” Max Hastings, Pan Books, 2015
„Berlin – The Downfall 1945” Antony Beevor, Viking, 2002
Inne tematy w dziale Kultura