Beverley Beverley
1127
BLOG

Upadek Berlina. Kontrofensywa w Ardenach

Beverley Beverley Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Wojna powoli dobiegała końca, z czego musieli zdawać sobie sprawę nawet nazistowcy fanatycy. Berlin był bombardowany dwa razy w ciągu doby – za dnia przez Amerykanów, w nocy przez Brytyjczyków. Członek Hitler Jugend Lothar Loewe wchodząc do sklepu przywitał ludzi stojących tam w kolejce oficjalnym pozdrowieniem „Heil Hitler!”. Nikt mu nie odpowiedział. To był ostatni raz kiedy Loewe użył tego pozdrowienia nie będąc na służbie. Propaganda nazistowska próbowała podnieść morale, stosując jedyny już chyba chwyt jaki pozostał w jej repertuarze – strach przed nadciągającą Armią Czerwoną. Jako przykład podawano wieś Nemmersdorf w Prusach Wschodnich, gdzie kobiety zostały zgwałcone, a mężczyźni zamordowani przez żołnierzy sowieckich.  

Ponad 3-milionowa populacja stolicy Niemiec nie miała wystarczającej liczby schronów przeciwlotniczych, ale nie tylko to było powodem, że nie wszyscy znaleźli schronienie podczas nalotów bombowych. Pewien mężczyzna odwiedzał regularnie swoją kochankę i nie schodził do schronu, ponieważ bardziej niż bomb bał się tego, że ktoś doniesie jego żonie o tym, że ją zdradza.

Pewnej nocy na budynek spadła bomba brytyjskiego RAF. Mężczyzna przeżył. Nie mógł jednak wydostać się o własnych siłach spod gruzowiska. Gdy został odkopany i oddany pod opiekę lekarza, 14-letni Erich Schmidtke dostał za zadanie poinformowanie żony nieszczęśnika o tym, co się stało. Kobieta była bardziej wzburzona faktem zdrady małżeńskiej, niż zmartwiona stanem zdrowia małżonka.

Berlin był miastem z największą liczbą przeciwników nazistowskiego reżimu. Ta opozycja wyrażała się jedynie słowami a nie czynem. Większość była przerażona wiadomością o zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 roku. W prywatnych listach z tamtego okresu można znaleźć fatalistyczny punkt widzenia, że bez względu na wszystko, trzeba słuchać rozkazów Führera. Niektórzy nadal pokładali nadzieje w wunderwaffe, która miała uratować Niemcy.

Rzeczywiście, taka broń istniała i była już używana. 13 czerwca, czyli tydzień po lądowaniu aliantów w Normandii, Niemcy wystrzelili w stronę Londynu 10 pocisków Fi-103. Tylko jeden z nich trafił w pobliże wyznaczonego celu, zabijając sześciu cywili. Najbardziej narażony na działanie nowej broni był Londyn, ale w praktyce najbardziej zbombardowanym miastem było Croydon, leżące kilkanaście kilometrów na południe od brytyjskiej stolicy. To tam uderzały pociski, którym przedwcześnie kończyło się paliwo, lub też zostały strącone przez myśliwce i artylerię. Niemały udział w zniszczeniu Croydon miał też brytyjski wywiad, który zdołał przekonać niemieckie dowództwo, że pociski spadają za Londynem, dlatego skrócono ich zasięg. Mimo to londyńczycy masowo uciekali z miasta – latem 1944 roku 1,3 mln mieszkańców opuściło stolicę Wielkiej Brytanii. Zasięg Fi-103 był ograniczony do zaledwie 250 kilometrów, tak więc najlepszą bronią przeciwko tym pociskom była brytyjska armia lądowa, zajmująca kolejne wyrzutnie. Wieczorem 8 września Niemcy wystrzelili pierwszy pocisk, który przełamywał barierę dźwięku – V-2. Pierwsza rakieta spadła na dzielnicę Chiswick, zabijając trzy osoby, w tym trzyletnią Rosemary Clarke. Nie tylko Londyn był celem ataku wunderwaffe. Atakowano belgijską Antwerpię, która była główną bazą zaopatrzeniową dla alianckich wojsk w Europie. Brytyjczycy i Amerykanie zgromadzili tutaj więcej artylerii przeciwlotniczej niż w Londynie. Mimo wszystko nie udało się uniknąć ofiar. Najtragiczniejszy był dzień 16 grudnia, gdy V-2 uderzyło w belgijskie kino Rex, zabijając 537 osób.

Następnym krokiem ku zwycięstwu miała być kontrofensywa w Ardenach, rozpoczęta 16 grudnia 1944 roku o godzinie 5.20 nad ranem, czyli trzy godziny przed świtem. Większość amerykańskich żołnierzy spała jeszcze w okupowanych gospodarstwach rolnych, leśniczówkach, stajniach i stodołach, gdy 6. Armia Pancerna SS dowodzona przez oberstgruppenführera Josefa Dietricha otworzyła ogień z dział artyleryjskich. Co ciekawe 5. Armia Pancerna dowodzona przez gen. Hasso von Manteuffela nie rozpoczęła ataku od ostrzału artyleryjskiego, ponieważ jej dowódca uważał takie działanie za pozbawione sensu. Linie obronne były słabo obsadzone, a ostrzał artyleryjski mógł tylko zaalarmować Amerykanów, że właśnie rozpoczął się atak armii pancernych. Manteuffel znał zwyczaje panujące w armiach aliantów zachodnich i postanowił wykorzystać fakt, że żołnierze nieprzyjaciela wracali na pozycje obronne dopiero godzinę przed świtem. A to oznaczało, że te pozycje obronne można było zająć bez wszczynania alarmu. Dopiero gdy jego żołnierze ruszyli do ataku, użyto reflektorów, których promienie odbite od niskiej podstawy chmur tworzyły sztuczne oświetlenie. W tym samym czasie saperzy budowali już most na rzece Our - dzięki temu na drugą stronę przeprawiły się trzy dywizje pancerne.

Amerykanie rzeczywiście dali się zaskoczyć tym atakiem, który wywołał w ich szeregach panikę, jednak nie wszyscy stracili głowę. Dowódca plutonu mającego swoje stanowisko w pobliżu przygranicznej wsi Lanzerath porucznik Lyle J. Bouck poinformował telefonicznie dowództwo pułku, że zostali zaatakowani przez Niemców – jak się później okazało dywizję pancerną SS. Bouck otrzymał rozkaz rozpoznania sił przeciwnika. Zabrał więc ze sobą trzech żołnierzy i ruszył w stronę Lanzerath. Po wschodzie słońca grupa rozpoznania zobaczyła kolumnę wojsk powietrznodesantowych maszerujących główną drogą. Bouck wrócił biegiem do stanowiska radiooperatora i zażądał, by drogę prowadzącą do Lanzerath ostrzelała artyleria. Otrzymał odpowiedź odmowną. Dowództwo nie wierzyło, że właśnie rozpoczęła się niemiecka kontrofensywa, co też pokazuje jak niesprawny bywał amerykański wywiad wojskowy w trakcie II wojny światowej. Amerykanie po raz drugi w ciągu trzech lat dali się zaskoczyć przeciwnikowi.

Wracając jednak do młodego porucznika Boucka (następnego dnia będzie – w niemieckiej niewoli - obchodził swoje 21. urodziny), który został pozostawiony sam ze swoim plutonem. Nie mając właściwie innego – poza ucieczką - wyjścia, postanowił zorganizować zasadzkę. Jego zadanie wydawało się łatwe, pomimo liczebnej przewagi przeciwnika, ponieważ Niemcy maszerowali drogą, nie zdając sobie sprawy z tego, że w pobliżu wioski znajduje się amerykański pluton. Amerykanie zajęli swoje pozycje i czekali aż wystarczająca – ich zdaniem – grupa niemieckich żołnierzy znajdzie się w zasięgu strzału. Byli już gotowi do ataku, gdy ze znajdującego się przy drodze domu wybiegła 13-letnia dziewczynka, wskazując na wzgórze na którym znajdował się porucznik Bouck ze swoim żołnierzami. Gdyby on i jego ludzie otworzyli w tym momencie ogień oznaczałoby to śmierć belgijskiego dziecka. Wydawało się, że zasadzka nie udała się, ponieważ Niemcy skoczyli do rowów po obu stronach drogi. Na szczęście dla Amerykanów niemiecki dowódca okazał się durniem wysyłającym swoich ludzi do frontalnego ataku na pozycje wroga. Tak więc pomimo braku wsparcia ze strony artylerii pluton porucznika Boucka zdołał zadać atakującym Niemcom poważne straty. A konkretnie kosztem jednego zabitego Amerykanina, zabito i raniono około 400 Niemców. Być może ważniejsze jednak było opóźnienie szybkich postępów dywizji pancernej SS.

Hitler wierzył w to, że koalicja Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego rozpadnie się, ponieważ różnice ideologiczne między tymi państwami czyniły taki sojusz „nienaturalnym”. Potrzebny był jednak impuls, który by rozpad takiej koalicji znacznie przyśpieszył. Atak przeprowadzony liczbą trzydziestu dwóch dywizji na wschodzie, łatwo zostałby zatrzymany przez potężną liczebnie Armię Czerwoną. Jednak te same siły użyte na Zachodzie miałyby szanse na odniesienie zwycięstwa. Celem kontrofensywy w Ardenach było rozdzielenie sił aliantów i zdobycie portu w Antwerpii. To spowodowałoby wycofanie się Kanadyjczyków z wojny, a być może również Brytyjczyków zagrożonych drugą Dunkierką. Führer wybrał Ardeny jako miejsce ataku, ponieważ były one słabo obsadzone przez wojska amerykańskie. Poza tym łatwo można było przeprowadzić w tamtejszych lasach koncentrację wojsk, nie narażając się na wykrycie przez lotnictwo aliantów. Tak jak w 1940 roku wszystko miało się opierać na zaskoczeniu przeciwnika. Cała operacja miała zostać utrzymana w tajemnicy do tego stopnia, że z najwyższych dowódców tylko gen. Jodl znał jej szczegóły. Początkowo kontrofensywa była zaplanowana na listopad. Był to miesiąc, w którym można było spodziewać się występowania częstych mgieł, a tym samym uniemożliwić lotnictwu aliantów atakowania nacierających dywizji pancernych. W praktyce okazało się, że zgromadzenie zaplanowanych do ataku sił nie było możliwe przed pierwszą połową grudnia. Mnogość alianckich ośrodków decyzyjnych miała być atutem, z którego skorzystaliby Niemcy. Według Hitlera głównodowodzący siłami aliantów zachodnich gen. Dwight Eisenhower potrzebowałby kilku dni na konsultacje i podjęcie odpowiednich decyzji.

Głównodowodzący siłami niemieckimi na froncie zachodnim gen. Gerd von Rundstedt był przeciwny planowi Hitlera, który uważał za zbyt ambitny. Rundstedt uważał, że jedynym realnym rozwiązaniem jest próba odcięcia Pierwszej Armii gen. Hodgesa i części Dziewiątej Armii gen. Simpsona. Hitler upierał się, że celem powinno być zdobycie Antwerpii i nie przyjmował do wiadomości, że zgromadzone przez Niemców siły nawet jeśli zdobędą – co było wątpliwe - belgijski port, to nie są w stanie wytrzymać kontruderzenia aliantów. Dodatkowym problemem były zapasy paliwa zgromadzone do kontrofensywy w Ardenach. Generał Manteuffel zdając sobie sprawę w jak trudnym terenie będzie operowała jego Piąta Armia, zażądał paliwa na przebycie 500 km. Otrzymał zapasy potrzebne na przebycie jedynie 150 km. Generał stwierdził już po wojnie, że nie zamierzał wykonać rozkazów Führera, a te nakazywały mu zajęcie Brukseli. Sam sobie wyznaczył cel, a było nim zdobycie znajdującego się 180 kilometrów na południe od belgijskiej stolicy miasta Meuse. Nawet tego nie udało się zrealizować.

Hitler jak zwykle nie chciał przyjąć do wiadomości faktów, nawet po załamaniu się zaplanowanej przez niego kontrofensywy. W efekcie nawet element zaskoczenia nie okazał się czynnikiem sprzyjającym siłom niemieckim, których straty (zabici, ranni, zaginieni) przekroczyły 80 tys. żołnierzy. Straty aliantów wyniosły 77 tys. żołnierzy, w tym 8,607 zabitych. Największe straty poniosła słynna Kompania Braci, czyli 101 Dywizja Powietrznodesantowa armii amerykańskiej w której poległo 535 żołnierzy. Gdyby Niemcy siły zmarnowane do podjęcia ostatniej ofensywy tej wojny wykorzystali do obrony Berlina przed Armią Czerwoną, ich los nie byłby tak okrutny. Lepiej było skapitulować przed Amerykanami niż Sowietami, o czym mieszkańcy Berlina mieli się kilka miesięcy później przekonać.

Na podstawie:

„Ardennes 1944 – Hitler's last gamble” Antony Beevor, Viking, 2015

„Berlin – The downfall 1945” Antony Beevor, Viking, 2002

„Fiasko wunderwaffe” Tymoteusz Pawłowski, Historia Do Rzeczy, Nr 1(83)/2020 

Beverley
O mnie Beverley

były korwinista, obecnie trochę socjaldemokrata

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura