W Betanii Jezus został prawdopodobnie przyjęty triumfalnie ze wzlędu na niedawny cud wskrzeszenia Łazarza. Wieczorem w szabat urządzono na Jego cześć ucztę w domu Szymona zwanego Trędowatym. Musiał on być jednym z ludzi zamożniejszych w tej wiosce, a przydomek swój zawdzięczał przebytej chorobie, z której, być może, uleczył go Jezus. Między zaproszonymi nie mogło braknąć, i rzeczywiście nie brakło, Łazarza. Siostra jego, gospodarna Marta, pełniła funkcje gospodyni na tej uczcie. Druga siostra, Maria, mniej doświadczona w sprawach kulinarnych, z własnej inicjatywy postara się uświetnić ową ucztę. Ucztujący spoczywali na swoich miejscach zwróceni głowami ku wspólnemu stołowi, a nogi wysuwając na zewnątrz, w sposób opisany uprzednio (§ 341).
Maria weszła w czasie uczty do sali niosąc alabastrowe naczynie o wysokiej szyjce; w naczyniach takich starożytni przechowywali zazwyczaj wonne olejki wysokiej wartości. Pliniusz podaje nawet powód używania alabastrowych naczyń. Pisze mianowicie, że alabastercavantadvasaunguentaria, quoniamoptimeservareincorrupta dicitur -„drążą na naczynia do olejków, ponieważ podobno w nich najlepiej się przechowują (Natur.hist.XXXVI, 26).Naczyńko, które przyniosła ze sobą Maria, zawierało librę, czyli około327 gramów „nardu autentycznego o wielkiej wartości". Słowo „autentyczny" albo, jak mówi tekst grecki: „niepodejrzany" (pistike) jest tu celowo dodane, gdyż wspomnianynaturalistarzymski mówi, że olejek nardu można było łatwo fałszować — adulteratur et pseudonardo her ba quaeubiquenascitur - podrabiają go fałszywym nardem, który rośnie wszędzie (dz. cyt. XII, 26).Autentyczny nard był bardzo drogi. Sporządzano go z trawiastej rośliny Nardostachys jatamans z rodziny Valeriana, zarówno z krzeni jak i z dolnej części łodygi. Roślina ta występuje szczególnie w Indiach
Judasz, który musiał widocznie znać się na jego wartości, ocenił go na „więcej niż trzysta denarów". Pliniusz mówi, że we Włoszech libra nardu kosztowała 100 denarów, gorsze gatunki mniej, ale gdzie indziej wspomina, że były wonności, za które płacono od 25 do 300 denarów za librę. To była ogromna cena równa zapłacie za 300 dni pracy ówczesnego robotnika
Maria przystąpiwszy do miejsca, gdzie spoczywał Jezus, nie usunęła laku, którym zalana była długa szyjka flakonu, ale po prostu rozbiła ją na znak całkowitego oddania i hojności i wylała zawartość flakonu najpierw na głowę Jezusa, a potem na nogi. Wreszcie — również na znak wyjątkowego szacunku — naśladując bezimienną grzesznicę (Łk 7,39) osuszyła zroszone olejkiem nogi Mistrza własnymi włosami. „I napełnił się dom wonią olejku" (J. 12,3).
Czyn Marii nie był czymś nadzwyczajnym. Wybitnym gościom, których zapraszano na ucztę, podawano po umyciu rąk i nóg wonności w dobrym gatunku, by się nimi natarli. Czyn ten był zupełnie naturalny u Marii, która pragnęła odwdzięczyć się Jezusowi za dobrodziejstwo wskrzeszenia brata Łazarza. Poświęciła ona ogromną ilość wonnego olejku, ale zewnętrzna obfitość była symbolem hojności ducha.
Rozrzutność ta zaskoczyła niektórych uczniów, a szczególnie tego, który był niejako skarbnikiem całej grupy — Judasza Iszkariotę. On to, jak celowo zaznacza Jan, (podczas gdy inni ewangeliści mówią o uczniach w ogólności), zaprotestował głośno, oczywiście pod pozorem troski o ubogich. „Na cóż taka strata olejku? Można było, bowiem olejek ten sprzedać drożej niż za trzysta denarów i rozdać ubogim" (Mk 14,4—5). Ale do tych słów Judasza Jan Ewangelista, człowiek praktyczny i równocześnie uduchowiony, dodaje następującą uwagę: „A mówił to nie dlatego, żeby się troszczył o ubogich, ale że był złodziejem i mając trzos, nosił to, co wkładano" (J. 12,6).
Z uwagi tej wynika, że grupa stałych uczniów Jezusa prowadziła wspólne gospodarstwo, oczywiście razem z Mistrzem, a każdy z jej członków wszelkie osobiste dochody wkładał do wspólnego „trzosa"(glossokomon).
Trzos ten powierzono Judaszowi, który zarządzał jego zawartością. Tę wspólną kasę zapewne nieraz zasilały pobożne niewiasty, które według możliwości towarzyszyły grupce Jezusowej troszcząc się o jej byt materialny.
Ale Judasz był złodziejem i okradał wspólny trzos. Ten proceder, chociaż prowadzony przez czas dłuższy, nie mógł być wykryty przez apostołów, którzy całkowicie oddawali się swej pracy misyjnej pozostawiając Judaszowi troskę o resztę. Pobożne niewiasty jednak mogły zauważyć jego malwersacje, gdyż dokonując zakupów, a także dostarczając większej części pieniędzy orientowały się zapewne, jakie były wpływy i wydatki ze wspólnego trzosa, i zauważyły, że zawartość jego wydatnie się zmniejszyła. Być może zawiadomiły o tym innych apostołów i samego i Jezusa. Od tego czasu nieuczciwego skarbnika baczniej obserwowano, ale I pominięto milczeniem te informacje i pełnił on nadal swoje funkcje; spodziewano się, bowiem, że nie napiętnowany publicznie poprawi się. Ale stało się inaczej; dlatego to z okazji roztrwonienia cennego olejku zaperzył się ogromnie. Jak to! Ponad 300 denarów, prawie całoroczny zarobek robotnika, zmarnować w ten sposób! Gdy więc ów złodziej zauważył, że tak duża suma mignęła mu przed oczyma i przepadła, uniósł się udając troskę o biedaków. Wyznawca mamony przywdział szatę wyznawcy Boga (§ 485).
Wysłuchawszy protestu Judasza Jezus powiedział: „Dozwólcie jej, aby to na dzień pogrzebu mego uczyniła. Ubogich, bowiem macie zawsze pośród siebie, a mnie nie zawsze macie" (J.12, 7—8; por. Mt. 26,10—13; 14,6—9). Dla Jezusa, więc namaszczenie, które otrzymał, było jakby wstępem do bliskiego już pogrzebu, do grobu, bowiem składano zwłoki tarte wonnymi olejkami. Zdaje się jednak, że apostołowie i tej przepowiedni o bliskiej śmierci Jezusa nie zrozumieli. U Mateusza i Marka zaraz po epizodzie na uczcie Judasz poszedł do arcykapłanów z inicjatywą wydania Jezusa.
Żydzi dzielili dobre uczynki na dwie kategorie: jałmużnę i inne akty miłosierdzia czy czyny pobożne (między innymi np. grzebanie umarłych) uważające te ostatnie za doskonalsze. Do największych dzieł miłosierdzia należała troska o zmarłych i o ich należyty pogrzeb. Apostołowie w czynie Marii widzieli tylko marnotrawstwo czegoś, czego spieniężenie mogło dać okazję do dania jałmużny, czyli spełnienia dobrego uczynku. Jezus dał im do zrozumienia, że w kategorii dobrych czynów kobieta spełniła czyn lepszy niż jałmużna, nadeszła po prostu taka chwila, której już nigdy nie będzie. Czyn owej kobiety będzie znany na całym świecie, bo wiąże się bezpośrednio z Jego ciałem, które wydaje na mękę by spełnić istotny akt swojej misji. Było to dzieło miłości nad najbiedniejszym Jezusem, który niebawem pójdzie na mękę i śmierć. Ubogich nigdy nie zabraknie, będzie, więc okazja do jałmużny.
Inne tematy w dziale Kultura