O tym projekcie trudno było nie słyszeć, mocno napompowana kampania, zdawkowe uchylanie rąbka tajemnicy, anonimowość zespołu budowała mile łechcącą aurę tajemniczości, która wraz z mocno mistyczno religijną symboliką prawosławną wzbudza do dziś poruszenie wśród metalowej braci. Koniec ubiegłego roku bez wątpienia należał do Batushki i płyty Litourgiya(2015). Zespół anonsowany jako sensacja ortodoksyjnego/religijnego black metalu przemieszanego z doom metalem i (anty)prawosławną otoczką na pierwszy rzut oka i ucha jawią się jako powiew świeżości. Świetna oprawa graficzna limitowanych edycji oraz singla, to wspaniałość sama w sobie, nie ma chyba kolekcjonera, którego by nie urzekły wydania w drewnianych szkatułkach, z staranną imitacją ikony, tajemniczą poligrafią wypełnioną starocerkiewną symboliką. Starszym pokoleniom łza w oku się zakręci na widok singla, który został wydany jako winylowa pocztówka…
Jak wspomniałem wyżej nie wiadome są personalia muzyków, którzy za tym stoją, z książeczki można „odszyfrować”, że jest to trio: Christoforz (git, bas, voc), Martin (drums), Car Fołomiej (voc), jak zapewnia wytwórnia są to dobrze znani muzycy.
Jak się prezentuje ta muzyczna sensacja i czy rzeczywiście jest taka sensacyjna? Album to trochę ponad czterdzieści minut, solidnego melodyjnego (nie mylić z cukierowym) black metalu o dużym potencjale przebojowości i chwytliwości na miarę pieśni liturgicznej, całość została obciążona doom metalowymi zwolnieniami i smaczkami, które dbają o dynamikę albumu. Oczywiście gwoździem programu jest liturgiczny wspaniały patos stanowiącym tło dla czarno metalowej furii toczonej przez zespół, ten element rzeczywiście chwyta za serce i buduje niesamowitą atmosferę, reszta instrumentarium – ot typowy black metal, z niestety nieczytelnymi skrzeczeniem wokalisty – chodź nie ma co się łudzić, w 100% projekt ma bluźnierczy charakter o czym świadczy typowa „antychrześcijańska” symbolika, tym razem po prostu odwrócono krzyż prawosławny. Ciekawe jaki oddźwięk tego zespołu będzie u wschodnich sąsiadów, zwłaszcza interesujące jest to, że pierwsza trasa koncertowa odbędzie się w Rosji. Wracając do kluczowej kwestii czysto muzycznej – black metalową liturgię powinno traktować się jako zwarty koncept podzielony na osiem kawałków, nie ma sensu słuchać tego albumu na wyrywki. Jak miałbym się do czegoś przyczepić, to trochę zbyt sterylne brzmienie, brakuje brudu – nie zaszkodziłby trochę bardziej uwypuklić a nawet wzbogacić „elementy prawosławne”. Jest trochę niespodzianek (niektóre partie gitary basowej wyjątkowo robią dobrze), zwłaszcza w drugiej połowie albumu, ale tego typu smaczków mogłoby być trochę więcej.
Mam nadzieję, że to nie będzie jednorazowe przedsięwzięcie i doczekamy się równie zachwycającej kontynuacji. Co prawda będzie to już jak z sequelem Sin City(2005) - zabraknie efektu świerzości, który jest clue unikatowego dzieła. W chwili powielonia i stania się konwencją niewątpliwie projekt zacznie tracić, ale może nie ma co na razie ubiegać faktów. Liczę też na obowiązkową trasę po Polsce, aby móc skonfrontować na żywoLitourgiye (2015), zwłaszcza, że sądząc po plakacie promującym, można spodziewać się bogatej, mistycznej oprawy korespondującej z treścią płyty. Już widzę długowłosą brać ubraną w koszulki z wizerunkiem ikony z okładki i konsternację osób postronnych...
Inne tematy w dziale Kultura