Stało się, sprzedali się?, jeszcze nie/wcale - niepotrzebne skreślić. W 1992 roku wraz z nowym składem zatriumfował artyzm nad śmiercią, rozwarły się wrota szerszej lukratywnej perspektywy dla Gorefest. Jest to pierwszy album wydany w jednej z najważniejszych stajni – Nuclear Blast. Możliwe, że w akcie wolnościowego podejścia do wykonywanej profesji, zespół wystrzegał się bycia niewolnikiem konwencji i postanowił podążać własną ścieżką. Zaowocowało to opus magnum tego zespołu - tak twierdzi wszelka tłuszcza z krytykami na czele, ja osobiście nie jestem tego taki pewien, bo w moim rankingu nic debiutu nie przebiło... chyba... niestety... żeby nie było to właśnie False (1992) może ewentualnie konkurować z Mindloss (1991). Drugi album posiada równie interesującą oprawę graficzną chodź w innym stylu, tym razem mamy, barwny, surrealistyczno-komiksowy obrazek pasujący do muzycznej zawartości, rzućmy więc na nią ucho. Oj jest na co, potęga brzmienia oszałamia - trudno udoskonalać doskonałe, Gorefest nawet na demach nie miało problemu, z tym jak powinien brzmieć death metal, a Mindloss (1991) może traktowany być jako wzorzec. Jednak jak słychać nie ma nieprzekraczalnych granic, tym samym holenderscy śmierć metalowcy wykuli w studiu Rona Koningsa (mixy były czynione w brytyjskim studio The Windings Residental Studio), jeden z najlepiej brzmiących albumów 1992 roku – cóż nazwisko Colina Richardsona mówi samo za siebie.
Death metalowe zespoły lubują się w przywoływaniu w swoich utworach historii różnego rodzaju zwyrodnialców, seryjnych morderców, gwałcicieli, guru najgroźniejszych sekt i innych pojebów, których czyny nie mieszczą się w głowie w miarę zdrowego człowieka. Jest to w dużej mierze spóścizna po Slayerze, który nie raz sięgał po takie barwne historie .Jest to też odpowiedź na krytykę tekstów gore inspirowanych fikcją horrorów klasy b, na której prekursorzy muzycznej ekstremy głównie wówczas się opierali. Niewątpliwie mocniej oddziałuje na wyobraźnie tekst oparty na faktach. Koledzy po fachu z Benediction mieli Davida Berkowitza, Deicide przywoływał obok oklepanego Charlsa Mansona również innego sekciarza Jima Jonsa. Przykłady można mnożyć, Gorefest postawił na Edmunda Kempera* i właśnie fragment wypowiedzi tego seryjnego mordercy otwiera jeden z najważniejszych krążków europejskiego death metalu.
* Edmund Kemper bestia w ludzkiej skórze, seryjny morderca kobiet w latach 1962-1973, , zamordował m.in. własną Babcię, Matkę, sześć autostopowiczek.
Rozpoczyna się otwierający album „The Glorius Dead” – growl Jana-Chrisa niemożliwie agresywny i brutalny a przy tym nawet czytelny. Muzycznie jest mniej gęsto podobnie jak na Promo 92 brzmienie jest przyduszone ale miło kołacze basiur – sekcja rytmiczna na tej płycie wyczynia cuda, utwór rozbudowany, zdrowo pokombinowany, perkusista – nowo nabyty Ed Warby odwala kawał porządnej roboty, nostalgiczne, piękne solówki, dopełniają całości geniuszu holenderskich mistrzów. To właśnie death metalowe „alter ego” Slasha w postaci Boudewijna Vincenta Bonebakkera sprawiło, że stylistycznie Gorefest ciążyło ku klasycznemu metalowi a nawet szerzej rozumianej muzyce rockowej. Już w tym utworze występuje zabawa z słuchaczem, swoiste niezdecydowanie czy pędzic podwójną stopą, czy kreślić melodyjne kółeczka.
Refleksyjny wstęp „State of Mind”, sprawia, że wpada się w zadumę, atmosfera utworu koresponduje z tekstem, który ma właśnie docelowo dać do myślenia. Teksty Jana-Chrisa całkowicie już pozbawione krwi, flaków i rozkładu na rzecz przemyśleń buntowniczego młodego człowieka z misją przemówienia ludziom do rozsądku. Oczywiście jak to często bywa teksty mają w sobie duży ładunek naiwności. Miarowe bicie stopy i pojedyncze uderzenia Eda rozpoczyna właściwą część programu, przechodzimy do mielenia w średnim tempie, z melodyjną niepozorną gitarą, uwypuklony bas sieje spustoszenie. Świetnie budowane napięcie i dramaturgia żonglowania nastrojami i tempem utworu. Raz jest straszliwie ponura, by z chwilę dziwnie epatować pozytywnymi wibracjami gitarowego riffu. Największymi atutami jest druzgocący bas, silna perkusja, i przebrzydły zaropiały growl.
No it wasn't real life
It never came close in a way
It's a shame you found out too late
Reality is when you die
Najdłuższym na płycie kawałkiem jest „Reality- When You Die” potężne uderzenie groove -pierwsza klasa, duszny niepokojący wstęp, utwór wolniejszy przez to masywniejszy, hipnotyczny na swój sposób magiczny, growl doskonale odhumanizowany z czytelnym bólem w głosie. Utwór przez pewien moment w wypaczony sposób można uznać za „piosenkowy” by nagle przenieść się w rejony bezwzględne ale i inteligentne poniewieranie, które ostatecznie przeradza się w nieokiełznaną furię. Przejmująca, łkająca gitara stanowi epitafium tego wspaniałego utworu.
Destined to follow
Afraid to miss any trend
The TV is your truth
You just watch and absorb
Never in any doubt
About the message it spreads
You're locked in a mental cage
For the rest of your days
Tematyka społeczna zapoczątkowana jeszcze w „Mental Misery” z debiutu, jak wspomniałem ma swoją kontynuację i rozwinięcie w praktycznie każdym utworze na False (1992). „Get-a-Life” jest jednym z najbardziej wyrazistych przykładów krzyku aby społeczeństwo zaczęło się bronić przed zniewalającą siłą manipulacji mediów, systemu etc. Muzycznie to kolejny fenomenalny i bardzo nośny utwór, z prostą gitarową melodią, i ogólną przytłaczającym skomasowanym gniewem zaklętym w każdym instrumencie. Już sam tytuł jest przewrotny i nie typowy jak na zespół kojarzony z brutalnym ociekającym krwią death metalem. Sam utwór stanowi nieszablonowy przykład death metalowego piękna.
Tytułowy „False” będący typową antyreligijną sztampą, w zasadzie przewrotnie tytuł bardzo trafnie opisuje fałszywość dyskursu w jakim porusza się Jan-Chris w swoim tekście. Zresztą pal licho tekst i jego przesłanie, nie tym się przecież album death metal się broni - wypieszczone brzmienie robi wrażenie ale wersja z Promo '92 bardziej mi odpowiadała, tutaj zabrakło retro pazura. Zwiewny riff, skoczna perkusja, kolejny death metalowy przebój z prawdziwego zdarzenia. Potężniejsze brzmienie i bardziej poukładane ścieżki wyciągają maksimum kunsztu instrumentalnego i kompozycyjnego, także wszystko ma jak zawsze swoje plusy i minusy.
Kolejny idealistyczny utwór tym razem traktujący o dwulicowości. potężna praca perkusji Eda, ciężki majestatyczny riff... „Second Face”, zaczyna przytłaczać kontrolowanym chaosem, krótka pauza i oczekiwana rozrywająca eksplozja. Narastające tempo i rozdzierające wrzaski, , kawał energetycznej szajby. W drugiej połowie mamy kolejny popis sielankowej, nieco ckliwej ale i tak wyśmienitej solówki, która przeradza się w roziskrzonego demona chaosu tym razem niczym nieskrępowanego.
Wspomniałem o istnieniu roboczych wersji kilku utworów, które ukazały się na Promo '92, o ile „False” bardziej przypasował mi, w wersji jeszcze z pierwotnym tytułem „False Exposure”tak już „Infamous Existence” nieporównanie zyskał w wersji ostatecznej. Po przegenialnym wstępie kroczące, smoliste sterylne podziały kroją rzeczywistość. Po dawce pierwszoligowego smęcenia następuje przejście w upragniony pęd, wszystkie niuanse, popisy umiejętności technicznych, solówki, czysty majstersztyk.
Mordercza precyzja i soczystość brzmienia serii na dwóch stopach, to kolejny przykład dotknięcia ideału death metalowej maestrii. Szczypta nowoczesności, w niektórych partiach gitarowych, mistrzowskie budowanie nastroju grozy i przygnębiającego patosu. „From Ignorance to Oblivion”. Próżno szukać na późniejszych albumach Gorefest takich kompozycji.
Finisz drugiego długograja z istnym wykopem. „The Mass of Insanity”, utwór, który śmiało mógłby reprezentować bardziej „uduchowioną” stronę Mindloss (1991), trochę odstaje swoim prymitywizmem (in plus), ale wszystko jest oczywiście grzecznie na swoim miejscu, niekiepska solówka, kapitalna praca perkusji, kolekcja krwiożerczych riffów. Trzeba się wgryźć w ten utwór,żeby wyciągnąć z niego jak najwięcej. Chociaż raz się zgodzę w pełni z przesłaniem tego albumu,
We still do not have democracy
Tylko zaraz się rodzi pytanie czym miałaby być ta utopia demokracji.
Jednak smutne, że nie przeskoczyli Mindloss (1991)ale nie takie było przeznaczenie tego zespołu. False (1992) to idealny #2 w dyskografii, i znów aż dziw, że nie rozwijali pomysłów na następnych dwóch płytach. Drugi album Gorefest pokazał, że zespół w nowym składzie bardzo szybko okrzepł, muzycy dojrzeli, wyszlifowali swoje umiejętności. To zaprocentowało sukcesem, trasą u boku Carcass, osiągnięcie statusu ważnego death metalowego gracza. Tempo w jakim wypracowali sobie ten triumf było iście zjawiskowe i na miarę popowych gwiazd. Jednak typowy death metal Gorefest zaczął nudzić, nadchodziło nowe - ważny rok dla ekstremalnego metalu i zmiany na które zespół był gotowy.
Inne tematy w dziale Kultura