Ignatius Ignatius
476
BLOG

Massacra: Signs of the Decline (1992) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Massacra: Signs of the Decline (1992) - RecenzjaW trzy lata Massacra stworzyła trzy arcypiekielne dzieła ziejące apokaliptycznym płomieniem. To dobry wynik, niestety Signs of the Decline wieńczy prosperitę francuskiego zespołu. Trzeci album nieformalnej trylogii podsumowuje wszystko to co zespół tworzył na przełomie 1987-1992 roku. Dobrze, że właśnie w 1992 roku ukazało się te czterdzieści minut death thrashowej maestrii. Jest to też niestety ostatnie dzieło, które zdobiły prace Formosa – Francuskiego twórcę komiksów, który dzięki bardzo charakterystycznej kreski i stosowanej mocnej kolorystyki (wyraźna dominacja koloru czerwonego) wyróżniały albumy Massacry spośród innych płyt w tamtym czasie. Wówczas kończyła się pewna epoka, nadchodziło nowe, w pełni wykrystalizowany death metal, jeszcze nie skażony groove metalem miał swoje pięć minut. Dlatego zespoły takie jak Massacra były świetnym łącznikiem, poruszającym się na pograniczu przez co, mieszanka wybuchowa proponowana przez Francuzów jest tak niestabilna i niebezpieczna. Od początku do końca przytłaczani jesteśmy nieokiełznaną brutalnością bijącą z każdego poszczególnego elementu - dewastująca perkusja nadająca wyśmienite tempo i przede wszystkim rytm nie do podrobienia. Pomimo, że miejsce pałkera - Chrisa Palengata zajął Matthias Limmer, dodam zmiana bez uszczerbku na jakości. Sprawdzone duo rzeźników uzbrojonych w gitary: Tristani i ś.p. Fred Death również co raz częściej wplatają bardziej nowoczesne rozwiązania, słychać, że na tej płycie jeszcze bardziej kładziono nacisk na wspaniały rytmiczny puls. Brzmienie albumu jest bliskie ideału dla tejże stylistyki, z lekkim pogłosem potęgujący siłę rażenie perkusji, tłusta praca gitar, czysta ale nie plastikowa. Masywna i przede wszystkim głośna jak diabli. Strona wokalna również bez zastrzeżeń, standardowo przeplatają się gardłowe growle i harshe. Signs of the Decline to kawał szczerej młócki, przyciska się przycisk P L A Y i wpadamy w ogniste tsunami. Ten krążek jest niczym bohater okładki - zbroczony krwią wrogów czarny rycerz, wszechstronnie posługujący się różnymi rodzajami broni białej, dostosowuje ją w zależności od przeciwnika z jakim ma się zmierzyć. Rycerz stanowi też symbol zamierzchłych czasów – z dzisiejszej perspektywy pewnie lepszych. Dla muzyki na pewno były to bardziej pikantne czasy, kiedy to surówka wciąż była na etapie krzepnięcia, śmiertelnie gorąca, o wysokim potencjale plastyczności.

Massacra: Signs of the Decline (1992) - RecenzjaTrudno porównywać poszczególne albumy z tejże trylogii – wszystkie albumy są równe, zbliżone stylistycznie a jednak każda ma w sobie coś dla siebie charakterystycznego. W porównaniu z poprzedniczkami trójka wypada chyba najbrutalniej, testosteron i adrenalina tryska z głośników podczas odsłuchu. To też wiele by tłumaczyło dlaczego zespół dokonał zmiany stylistycznej – prawdopodobnie zespół doszedł do wniosku, że ta formuła się wyczerpała, każdy kolejny podobny krążek byłby odcinaniem kuponów. Coś w tym jest jednak uważam, że gdyby nagrali jeszcze z dwa tego typu albumy to nic by się nie stało. Dzieje zespołu pokazały jednak co innego – zachłyśnięcie groovem zrobiło swoje. Powstały dwa krążki w 1994 i 1995 roku. Niestety dwa lata później Fred Dead, w wieku 29 lat zmarł na raka skóry. Zespół zakończył swą działalność.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura