Rok po świetnym debiucie, przyszedł pierwszy poważny egzamin z potencjału twórczego. Bardzo często profesjonalny debiut bywa na nowo nagranym materiałem z taśm demo. Już wówczas zespół posiadał rozgłos w podziemiu a więc, nic nie stało na przeszkodzie aby Massacra, będąca na fali poszła za ciosem i nagrała Enjoy the Violence. Pierwsze co się już rzuca to skrócenie czasu trwania do 35 minut. Chyba był to niepotrzebny krok bo mimo, że Final Holocausttrwał o 10 minut dłużej, to przy tak mocnych kompozycjach, łatwo traciło się poczucie czasu.
You take pleasure
In using violence
It's in your nature
Psychopathic sense
Po krótkim tajemniczym intro dostajemy rozgrzanym do białości obuchem prosto w twarz. Tytułowy otwieracz prezentuje bardziej współczesne death metalowe brzmienie i growle niż na debiucie. Thrashowość oczywiście nadal się przewija ale jednak death metal dominuje bezsprzecznie, perkusja Chrisa Palengata, pozbyła się miękkiego brzmienia, na rzecz zimnego twardszego bicia. Solóweczka krótka, ale przypominająca o potencjale wiosłowych. Druga solówka już bardziej rozbudowana ale to i tak nic przy tasiemcach z poprzednich wydawnictw.
Dla przeciwwagi „Ultimate Antichrist” jest wolniejszym utworem, przez co zyskano na ciężarze. Na uwagę zwraca bardziej sterylne, czyste brzmienie, brakuje piachu z poprzedniczki. Masywne, rozmyte riffy Tristaniego, brutalnie podszyte bluźnierczą głębią. Bardzo rytmiczny utwór, zespół poszedł krok do przodu, ale cały czas brzmi to oryginalnie i słychać, że to Massacra. Po wstępnej wolniejszej partii tempo wraca do typowej gonitwy.
Bardziej duszno i intensywnie gotują Francuzi w „Gods of Hate”, świetna zmiana brzmienia, perkusista z chirurgiczną precyzją odpala mechanicznie pociski artyleryjskie. Gitarzyści sieją transowymi i świdrującymi potylicę riffami. Łkające solówki dopełniają całości, ogólnej pożogi i zniszczenia szerzonej przez Massacrę.
Dobrym łącznikiem stylu z pierwszych demówek i bardziej współczesnego oblicza zespołu stanowi „Atrocious Crimes”.Palengat popisuje się technicznymi zagrywkami generując momentami lekki chaos, wtórują mu gitarzyści, którzy również wplatają ciekawe pomysły. Długa, klasyczna, melodyjna solówka kontrastuje z powściągliwością charakteryzującą poprzednie dwa kawałki. Nadaje to bardziej oldschoolowego sznytu. Jest to prawdopodobnie najbardziej rozbudowana i charakterystyczna kompozycja na Enjoy the Violence. Pojawia się nareszcie brudna przebojowość, która charakteryzuje ten zespół.
Dużym zaskoczeniem i wspaniałym hołdem dla lat 80 jest czyste akustyczny wstęp do „Revealing Cruelty”, ciekawe, co by było gdyby zespół poszedł mały krok dalej i nagrał massacryczną balladę. Sielski nastrój przerywa piekielny rzyg, sympatyczny groove perkusisty. Wyjątkowo rozdzierający zajadły wokal zaprezentowano w tym kawałku, sama kompozycja jest prostsza i bardziej dosadna, przytłumione riffowanie z przebłyskami bardziej klarownego znęcana się nad gitarami wraz z chorą, spazmatyczną solówką.
Your end is near
Najdłuższy na krążku „Full of Hatered” jest punktem kulminacyjnym tego albumu. Złowrogi szelest talerzy i grobowe, wręcz doomowe gitarowe intro, ponure, oszczędne uderzenia. Jest to zaskakująco najwolniejszy utwór na płycie i w dotychczasowej historii zespołu. Co ciekawe bardzo dobrze się zespół odnalazł pokazuje, że oprócz szybkiego napierdalania potrafi zwolnić. Świetna kunsztowna solówka i opętane nienawistne wrzaski.
Po najdłuższym zespół przekornie dowalił najkrótszy kawałek pt. „Seas of Blood”, w tym krótkim utworze również wiele się dzieje, m.in. sprawą zmian tempa, mamy tutaj zarówno rozpędzane ataki bestialskiego szału jak i wolniejsze bardziej klimatyczne mieszanie, z naciskiem na to pierwsze.
At death's door
Near death expirience
Odgłosy burzy, akustyczne plamy skupiają w pełni uwagę i przygotowują do kolejnej sytej uczty jaką jest „Near Death Experience”. Przetrącająca kręgosłup basowa wibracja dobitnie daje do zrozumienia, że jest to kolejna wolniejsza, bardziej klimatyczna propozycja. Niesamowicie infekujący mózg riff i raptowne przejście do typowej Massacry, z bardziej złożonymi partiami perkusji. Świetny rytm i histeryczne solówki. Totalny chaos i zniszczenie tak najlepiej określić to się wyrabia w death thrashowym pasażu, który niesie za sobą powiew przegniłego swądu lepkiego moru.
Dla mnie osobiście kwintesencją tego albumu jest, niepozorny, przedostatni, krótki utwór „Sublime Extermination” będąca kolejną jazdą bez trzymanki piekielnym rollercoasterem z poronionymi partami gitary solowej zasilanego tętnem pozostałości nieumarłego serca. Bezwzględnie druga połowa albumu kipi od pomysłów, jazda na dwa głosy, growle i harshe naprzemiennie brutalizują wydźwięk całości.
Niestety „Agonizing World” zamyka drugą część trylogii. Intensywna sieka z ciekawymi gitarowymi melodyjnymi ozdobnikami, narastająca furia, głęboki wyziew, krótka pauza i przejście do ostatecznego punktu utworu, będącym kolejnym wspaniałym oraczem ziemskiego globu przeszyty na sam koniec długim rylcem, długiej piskliwej solówki.
Jako bonus dostajemy garść numerów z próby z 1991roku, największym cymesem jest kawałek „Cyclone”, który nigdzie indziej się nie pojawił a szkoda, bo to pełnowartościowy cios na miarę tego zespołu.
Na swej drugiej płycie zespół pokazał, że idzie z duchem czasu i jest otwarty na nowinki początków lat 90 – głównie, bardziej nowoczesnego (na owe czasy) death metalu. Był to naturalny krok, skoro zespół aspirował do miana czołówki ekstremy i drugi album rzeczywiście umocnił pozycję tego zespołu. Nie pozostaje mi nic innego jak zmanierowanym głosem zachęcić do obcowanie z tą płytą, a więc…
E n j o y. . .
Inne tematy w dziale Kultura