Powstały w Franconville zespół Massacra, masakrował w latach 1986-1997 roku. W 1988 roku ukazuje się drugie demo zespołu pt. Final Holocaust (nie mylić z profesjonalnie nagranym debiutem o tym samym tytule). Jest to ostatnia taśma nagrana jako trio w składzie Jean-Marc Tristani, Pascal Jorgensen, Chris Palengat. Jest to kilkanaście minut piekielnego wyziewu w nieco lepszej jakości niż na poprzedniej demówce.
Kasetę rozpoczyna typowe, groteskowe intro, które wprowadza nas w klimat apokaliptycznej walki, po niecałej minucie odgłosu walk i bełkotu nadciąga druga odsłona „Apocaliptic Warriors”. Nadal jest brudno, demówkowo ale strawnie, wokal zyskał minimalnie na czytelności ale za to stracił na sile rażenia, to już niestety nie ten sam wysoki, przeraźliwy skrzek. Solówki, cud malina, Tristani świdruje nasze zmysły słuchu jazgotliwymi ewolucjami. Zmienił się garowy – miejsce Laurenta Davala zajął Chris Palengat, technicznie nie dostrzegam większych zmian, za to nie sposób nie pokochać uroczego pogłosu, który wali siarą, piekłem i zarzyganym kiblem w pociągu PKP.
Potencjał perkusisty za to już można usłyszeć w tytułowym „The Final Holocaust”. Totalna masakra, oldschoolowy, siarczysty thrash, trio Francuzów generuje okrutne zaciekłe dźwięki. Nagłe druzgocące zrywy, po nich kontrastujący ciężar wbijających w ziemię zwolnieniach. Wokal bardziej skrzekliwy i kolejna nostalgiczna solówka. Charyzma wokalisty poraża, ma się ochotę z nim zdzierać gardło i rytmicznie poszczekać.
Przebojowy chaos, z akcentowanym basem Jorgensena serwowany jest w „Dream of Violence” , średnie tempo thrashowa brutalna jazda, riff gitarowy poraża chwytliwością i odstaje od plugawego zepsutego wokalu, perkusista bije klasycznie, upiorne motywy gitarowe, elektryzujące solówki, które znikąd, nagle się pojawiają i giną w tej symfonii przemocy.
Przy tak sytym materiale czas znacznie przyspiesza, nie dziwi wrażenie, że taka demówka ledwo się zaczęła a już zbliżamy się do końca. Majestatyczne intro „Troop of Death” i rozszarpywani jesteśmy mechanicznym rytmem i połamaną grą Palengata, ogólnie największy progres słychać w grze sekcji rytmicznej – wyżywają się chłopaki aż miło posłuchać, tyczy się to zwłaszcza ciekawych partii gitary basowej. Gitarowy riff Tristaniego to małe arcydzieło, kolejna histeryczna solówka, i kulminacyjne przyspieszenie.
Pierwsze demówki w historii Massacry to okres klarowania się stylu,z którego zasłynie na swojej kultowej trylogii z lat 1990-1992, jest to przedsmak chwalebnego okresu umiejętnej fuzji starej ekstremy połowy lat 80 z deathmetalowymi nowinkami początku lat 90. Massacra od początku kuła w kuźni piekielnej, swój unikatowy styl, którym zaskarbił sobie szacunek i pamięć do dnia dzisiejszego.
Inne tematy w dziale Kultura