Przełom maja i czerwca to apogeum ludycznych festynów z pod znaku Dni… - w wykropkowane miejsce wpisz nazwę swojego miasta/wsi. Nie często się zdarza, żeby część artystyczna na takich pijackich spędach wpisywała się w autora „wybredny” gust ale tym razem po wielu latach absencji wybrałem się 30.05 na pierwszy dzień Dni Dąbrowy Górniczej, gdzie pohałasowały zespoły Frontside i Luxtorpeda – stanąłem przed dylematem, czy nie wybrać się do Katowic na Kult ale ostatecznie zwyciężyła odległość imprezy w Dąbrowie Górniczej.
Hard rock z prowincji!
Frontside z Sosnowsi!
Sądząc po frekwencji na Frontside, widać było, że pomimo dużej popularności zespołu, nie wpisuje się w klimat prowincjonalnych popijawek – trochę to dziwne, bo zespół od ostatnich dwóch płyt przecież ma bardzo festynowy image i jeszcze bardziej ludyczny repertuar, który wpisał się doskonale w nastrój tego weekendowego popołudnia. Jedynymi poważnymi mankamentami był fakt, że zespół występował kiedy było jeszcze widno, co ujęło widowisku klimatu, druga sprawa, że publika była jakoś taka niemrawa i chyba w przeważającej mierze przypadkowa. Dopiero w połowie koncertu zebrało się więcej zainteresowanych osób pod sceną i nawet zaczęły się zabawy pokroju tańców pogo, stagediving etc. Mało tego nawet część zgromadzonych znała teksty utworów a o tym jak bardzo sztuka się udała najlepiej świadczy, że wyjątkowo zespół mógł dwukrotnie bisować. Nagłośnienie było przyzwoite, miejscami mogło nie być zbyt dobrze słychać Aumana ale reszta była bez zarzutu, zwłaszcza jak na koncert na otwartym powietrzu. Osobiście rozczarował mnie trochę set, który niewiele różnił się od tego co zespół prezentował rok temu, gdy grał w MegaClubie – naliczyłem może z dwa nowe utwory? Nie wiem żadnego członka sobie uciąć nie dam. Set składał się z bardziej przebojowego repertuaru z ostatnich kilku płyt z naciskiem na Teorię konspiracji, Zniszczyć wszystko i oczywiście wspomnianych dwóch ostatnich „hard rockowych” płyt: Sprawa jest osobista i Prawie martwy. Nie zabrakło oczywiście i starszych szlagierów z Absolutus i Zmierzchu bogów , zwłaszcza z tego pierwszego poleciały wszystkie lukrowane „balladki”, które wdzięcznie duża część zgromadzonych nuciła razem z Aumanem. Najstarszym wykopaliskiem był najbardziej znany utwór „Bóg stworzył szatana” – który zabrzmiał wyjątkowo mało przekonująco i trochę jakby na siłę został zagrany. Możliwe dlatego, że obecnie zespół buja myślami w odmiennych klimatach. Dziś zdecydowanie lepiej się podopieczni Demona czują w epickich smokach i rock’n’rollowych hymnach o pijaństwie, niż w (co prawda w równie infantylny sposób przedstawianej) biblijnej tematyce. Dla osoby , która nie raz była świadkiem koncertu Frontside i śledzi poczynania tego zespołu, krzepiący jest fakt, że zgodnie z obietnicą, daną dekadę temu – zespół nauczył się i chętnie popisuje się od jakiegoś czasu solowymi partiami, które pojawiają się nawet w tych utworach, w których solówek nie było. Idealnie w klimat festynowy wczuł się frontman, który przy zapowiedzi słynnej piosenki o smokach dostrzegł wśród publiczności balonik w kształcie Myszki Miki o czym nie omieszkał entuzjastycznie wspomnieć. Koncert można zaliczyć do udanych, chociaż byłem na lepszych koncertach tej zagłębiowskiej grupy.
Dla przeciwwagi po szatańskich wyziewach przyszedł czas na zespół reprezentujący wartości z drugiej strony barykady. Dla obu Frontside i Luxtorpedy wolność jest nadrzędnąwartością, jednakże w odmienny sposób rozumiana przez członków tych zespołów. Po krótkiej próbie eksplodowała gwiazda wieczoru Luxtorpeda – nieustannie rosnąca gwiazda rodzimego rocka, dowodzona przez niezmordowanego Litzę – chodź słowo dowodzona, to złe słowo bowiem podobno w zespole każdy jest równy, co symbolicznie podkreślone jest układem scenicznym – wszyscy łącznie z perkusistą grają w jednej linii. W przypadku tego zespołu, który jest kopalnią przebojów nie zależenie od tego czego by nie zagrali i tak się publiczności podobało, na Luxtorpedę zdecydowanie większa ilość osób przyciągnął i zrobiło się naprawdę tłoczno w Parku Hallera. Set był równy i energetyczny, nie obyło się bez pogadanek Litzy na temat ostatnich wydarzeń politycznych, których jesteśmy świadkiem, specyficznej dla Litzy ewangelizacji w postaci dzielenia się własnymi trudnymi doświadczeniami z którymi sobie radził i radzi dzięki chrześcijańskiej postawie i wierze w Boga. Oprócz momentów powagi jakim było wyjątkowo długie dziesięć sekund ciszy przed utworem „Za wolność” – o dziwo dąbrowianie podołali tej trudnej próbie – możliwe, że ze względu na charyzmę wokalisty. Znalazło się miejsce dla elementów auto pastiszowych kiedy to zaintonował zespół najstarszy przebój Arki Noego „Święty uśmiechnięty” – czyli słynne „Taki duży, taki mały może świętym być” w środku improwizowanej części „Autystycznego” – pierwszego przeboju Luxtorpedy - świadczy to, że jednak acidowe, rock’n’rollowe oblicze Litzy gdzieś w środku jeszcze się tli. Moment ten był o tyle szczególny, bowiem Litza zaprosił małą dziewczynkę, która miała odśpiewać drugą zwrotkę utworu, kiedy to nie podołała wyzwaniu, zespół zaintonował wspomniany utwór Arki Noego, dziewczynka jednakże nie znała tego hitu, na co zmieszany Litza stwierdził, że to nie te pokolenie. Bardzo miłym gestem było pozdrowienie ze sceny odwiecznych członków fanklubu Acid Drinkers - Barmy Army .
Ostatni raz widziałem Luxtorpedę cztery lata temu (ale ten czas leci) wówczas zespół pracował nad swoją drugą płytą, teraz zespół powoli przymierza się do pracy nad czwartym krążkiem a wcześniej ma wyjść EPka. Oprócz tego, że naturalną koleją rzeczy repertuar obrodził w utwory z różnych płyt to bez wątpienia widać cały czas tę samą euforię w grze wszystkich muzyków, każdy z członków Luxtorpedy daje z siebie wszystko i to chyba pierwszy od dłuższego czasu projekt Litzy, który rzeczywiście jest jego priorytetem.
Prawdopodobnie ze względu na późną godzinę, zespół nie bisował, ładnie się ukłonił, pożegnał z fanami i zniknął ze sceny. To były bardzo dobre koncerty, życzyłbym sobie częściej tak udane zespoły na tego typu imprezach.
Inne tematy w dziale Kultura