Ignatius Ignatius
225
BLOG

Benediciton: The Grand Leveller (1991) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Benediciton: Grand Leveller (1992) - RecenzjaWydany w zaledwie rok po Subconscius Terror, drugi album Benediction to dzieło zespołu, które przeszło pożądaną gruntowną rewolucję brzmieniową. Ciśnie się porównanie, że jedynka względem dwójki brzmi jak demówka. W żaden sposób nie umniejszając początkom "błogosławionym Brytyjczykom ale to dopiero The Grand Leveller mógł z podniesioną przyłbicą stanąć w szranki z ówczesnymi produkcjami. Wpisując się tym samym w poczet klasycznych opusów tego gatunku. Zespół doszlifował swój styl, album natchniony jest intensywnymi paroksyzmami, uzbrojone w zabójcze brzmienie instrumentaliści prezentują pełnię swych umiejętności, muzyka jest gęsta niczym ścięta krew potraktowana jadem węża. Zmiana na stanowisku gardłowego nie jest jakościowo spektakularna Ingram godnie zastąpił Barneya.

Zespół poszedł po rozum do głowy i zredukował intro, które jest znacznie lepsze, tajemnicze i przeszywające. Nawet pod względem budowania ilustracyjnej wizji mroku magii tajemnej nastąpił postęp. Bijące dzwony stanowią kumulację napięcia i wreszcie zostajemy w momencie sponiewierani bezczelnym riffem na początku „Vision in the Shroud”, perkusista Ian Treacy pozwala sobie na śmielsze przejścia, zwłaszcza pod koniec utworu jest znakomity. Ta płyta praktycznie jest pozbawiona słabszych momentów - konsumowani jesteśmy przez łapczywego grobowego robaka w „Graveworm”, w pewnym momencie ołowiane spowolnienie świadczy o tym, że robak się przejadł aż mu się ulało wpół przetrawionymi tektonicznymi pasażami. Basista Paul Adams również eksponuje swą charyzmatyczną grę, która potęguje muzyczną rzeź. Nadal mamy do czynienia z oszczędnymi solówkami ale są one dosadne i robią swoje. Z riffu na riff robi się co raz ciekawiej, po przesłuchaniu takich niezapomnianych ciosów jak „Jumping at Shadows”, nie mamy wątpliwości dlaczego ten album posiada status kultowego w dyskografii Benediciton. Po spokojnym wstępie, następuje kolejne mocarne przejście, bas robi swoje, odpalony zostaje smutny riff, wolne mielenie z czasem się rozkręca. Zaskakują mechaniczne beaty wybijane przez Iana - trąca to trochę industrialem. Majstersztykiem są wyciszenia aby ustąpić przestrzeń chorym deklamacjom będącymi cytatami z listów Davida Berkowitza - żydowskiego pochodzenia, amerykański seryjny morderca znany jako Syn Sama i 44. kalibrowy morderca, który przyznał się do zabicia sześciu osób (głównie dziewczyny) i ranieniu kilku innych.

Przytłaczający kawał krwawego strzępu. Gitary płyną w połowie utworu zaczynają płynąć niczym lawa i nagle potwór nabiera tępa a jak się już rozpędził to nic nie jest mu wstanie stanąć na drodze. Moment kulminacyjny jest kwintesencją death metalowego poniewierania.

Hello from the gutters of the city, filled with vomit, stale wine, urine
and blood. Greetings from the roaches that feed upon the blood of all my
victims. I appreciate your interest in me, but now I asked... What of your
children

Po uroczym cytacie następuje wspaniałe nawiedzone solo, które poprzedza kolejne pastwienie się nad muzyczną materią.

Benediciton: Grand Leveller (1991) - RecenzjaWstrząsający swą potęgą utwór, najdłuższy na płycie i najdłużej zapadający w pamięci. Pomimo ogólnego progresu, zdarzają się utwory będące reminiscencją stylu zawartego na Subconscius Terror np. „Opulence of Absolute”, gdzie mamy do czynienia z minimalizmem, charakterystyczną pauzę, kakofoniczną solówkę i gitarowe riffy śmierdzące siarczystym rozkładem. Są też momenty będące zapowiedzią późniejszego stylu będący mieszanką death i thrash metalu, mowa tu o „Child of Sin”, które reprezentuje bardziej stonowane,  żeby nie powiedzieć na swój sposób przebojowe oblicze rzeźników z Birmingham. Gitarowy utwór pełen smaczków  i ozdobników, których się w pewnym momencie zaczyna wyczekiwać. Warto podkreślić, ze to jest kolejna zmiana względem debiutu - nie wiem czy to była wówczas kwestia produkcji, ale tym razem gitarzyści weszli na pierwszy plan.

Słabiej wypada „Born in a Fever”, wart wspomnienia jest ze względu na kolejnego chorego bohatera zbrodni .Klimatyczny gitarowy riff, średnio szybkie mielenie,w porównaniu z poprzednim kawałkiem wypada trochę ubogo, utwór jest zbyt prostolinijny, o czym świadczy zbyt długi pasaż w pewnym momencie trącający nudą. Najciekawszym moment to cytowane listy Kuby Rozpruwacza, zwieńczone zdobną solówką.

...I send you half the kidney I took... the other I preserved... I may
send the bloody knife that took it out, if only you wait a while longer

 Nie można za to nie wspomnieć o tytułowym utworze, który stanowi godny finał albumu. Jest to kolejne arcydzieło death metalowego rzemiosła. Wpadamy w piekielną toń riffów i ogłuszającego rytmu perkusji. Nie raz się spocimy od parnych, infernalnych wyziewów. Soczyste solówki pełne ekspresji i powrót do śmiercionośnego łupania. Nieodłączne masywne zwolnienia,  w drugiej połowie zaszczyca nas krótka partia basisty. Nagły powiew chórków i szeptów konfundują na chwilę, eksplozja chaosu na koniec, oślizgła brutalna jazda stanowi wspaniałe podsumowanie niesamowitej płyty. Po prostu kult.

Benediciton: Grand Leveller (1992) - RecenzjaNa reedycjach można spotkać niekiepskie dodatki w postaci materiału z dwóch singli/epek. Mowa przede wszystkim o „Semile Dementia”, który był b-sidem zarówno Experimental Stage jak i Return to the Eve. Jest to furiacka i bardzo intensywna seria kopów po nerach, kapitalne riffowanie i aż dziw, że ten kawałek został potraktowany po macoszemu – partie Iana po prostu zabijają na stojąco. Tytułowy cover Celtic Frost wyszedł zgrabnie, ot solidnie odegrany klasyk, lekkim nieporuzumieniem jest kuriozalna żeńska wstawka, ale z drugiej strony, nadaje to wersji Benediction specyficznego klimatu.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura