Ignatius Ignatius
165
BLOG

Cerebral Fix: Tower of Spite (1990) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Cerebral Fix: Tower of Spite (1990) - RecenzjaCerebral Fix to jeden z najciekawszych brytyjskich crossoverowych załóg. Oparta na oldschoolowym death/thrashowym fundamencie zgrabnie mieszała różne style: a to puszczając oko do panczaków a nawet hc, a to znowu czerpiąc z klasyki rodem z Birmingham i ogólnie tradycyjnego heavy metalu/doom metalu. Znienacka zaskakując nagłym, czystym death metalowym przyspieszeniem – słowem jak widać, jest na czym ucho zawiesić. Nie bez kozery jest to uznany za jeden z lepszych thrashowych zespołów z U.K. Cerebral Fix jest ciekawostką dla fanów brytyjskiej ekstremy również z tego względu, że przewinęła się przez ten zespół armia grajków znanych z Napalm Death, Benediction, Warlord U.K., a nawet Blaze Baley, za nim trafił do Ironów.

Recenzowany album jest drugim i zarazem najlepszym w dziejach zespołu a to za sprawą niesamowitej żywiołowości i energii bijącej z każdego dźwięku. Jest to wysokooktanowy thrash wymieszany z death metalem w różnych, zależnych od kaprysu zespołu. Tower of Spiteto potężny, niepozbawiony przebojowości zastrzyk testosteronu. Ta banda pijaków rozpoznawalna była/jest (nie dawno się reaktywowali i nawet mają w bieżącym roku wydać album) za sprawą rumianego głosu Simona Forresta – z tym głosem może mierzyć się chyba tylko Kościej... Dziwny, skrzekliwy wokal na pograniczu growlu, obskurny i plugawy jak diabli. Ten antywokal idealnie pasuje do siarczystej muzyki jak ulał. To jest jeden z tych albumów, który od początku do końca zapiera dech w piersiach, jest to strasznie niedoceniony i zapomniany kawał metalu. Już w „Enter the Turmoil” zespół wykłada swoje najmocniejsze karty. Niepozorny początek przechodzi w istną szajbę death thrashowego rżnięcia. Brutalne riffy, głos Simona jeszcze bardziej... kawałek stopniowo się rozpędza, gitary wycinają koliste kształty natychmiast skłaniające do headbangingu. Praca gitarzystów na medal, odnajdują się w polce galopce jak i w ołowianych walcach. O mocy tego krążka świadczy idealne, klasyczne brzmienie – współczesne produkcje wyzute są niestety z tego „czegoś”. Rozmach Tower of Spite jest imponujący, każdy utwór może stanowić wizytówkę Brytyjczyków weźmy np. Takie „Feast of the Fools”, groteskowa groza bijąca z złowieszczego śmiechu, nastrojowy, powolny, ociężały klasyczne heavy zostawiające smoliste ślady. Świetne brzmienie perkusji Andyego Bakera – ma chłop ciężką rękę i nogę. Niedająca o sobie zapomnieć ohyda ziejąca z trzewi Simona, ultra wolne, skrupulatne prasowanie czołgiem. Uwaga na solówki, można się zaciąć niczym plikiem wystrzelonych żyletek.

Cerebral Fix: Tower of Spite (1990) - RecenzjaKolejna porcja niezdrowej zupy nalewana jest przy okazji „Chasten of Fear”, podbity hard corem killer przekształca się w thrashową petardę, która seryjnie eksploduje w dłoni. Jest brudno i skocznie, znalazło się miejsce na kakofoniczną solówkę, ogłuszający impet perkusji i nagły zryw do srogiego gruzowania, podwójna stopa Bakera pruje aż miło - prawdziwie thrashowa poezja, wszystko skwitowane zostaje paskudnym rzygiem wokalisty na sam koniec. W „Circle of the Earth”, rzeźnickiego riffowania ciąg dalszy, ciekawe rzeczy dzieją w pierwszych sekundach. Znów wpadamy do ciężkiego, tradycyjnego brzmienia z Birmingham, gęste riffy, przeplatane są nagłymi zwrotami akcji, tym razem zaznać możemy łaski epickiego majestatu, by po chwili zostać wessanym przez tornado - przy tych dźwiękach mosh musi być dosłownie krwawy. Tytułowy kawałek to kolejna okazja do epatowania mrokiem zaklętym w krótkim intro, opartym na mistrzowskim riffie, duszna atmosfera, powolne hipnotyczne mielenie, na swój sposób melodyjne, w zasadzie gdyby nie specyficzna maniera wokalisty można by mówić o klasycznym heavy metalu, od połowy utwór rozpędza się zmiatając wszystko z powierzchni ziemi. Po czym od nowa wpadamy w odmęty klasycznego metalu, które podsumowuje godna, gitarowa ekspresyjna solówka. Pierwsza połowa zachwyca, z kawałku na kawałek jest co raz ciekawiej, zdecydowanie niej jest to pozbawiona pomysłów luta. Zresztą niech muzyka broni się sama, i tak w „Injecting Out” Cerebral Fix ufundował kolejny death thrashowy pogrom, co raz intensywniejszy, sekcja rytmiczna wznieca kolejną pożogę, tynk i gruz sypie się z gitarowych riffów. Wspaniała solówka w najlepszym thrasherskim stylu stanowi ozdobę tego kawałka. Ważnym utworem jest „Quest for Midian”, to w zasCerebral Fix: Tower of Spite (1990) - Recenzjaadzie zapowiedź stylu jaki będzie dominować na kolejnych płytach zespołu. Posępne riffowanie, wokalista obrzydliwą manierą deklamuje, wzdycha, dominuje powolne grobowe tempo, riff gitarowy przykuwa niczym kajdanki do kaloryfera i nie daje się skubany od siebie oderwać. Do tego dochodzi płaczliwa solówka która jest zwiastunem balladowej (sic) partii utworu. Kolejny utwór potwierdza moje superlatywy odnośnie wszechstronności muzykantów – Cerebral Fix pokazał, że potrafią pędzić, ślimaczyć ale i w średnim tempie potrafią się odnaleźć czego najlepszym dowodem jest „Forgotten Genocide”, średnie, doskonale zagęszczone i niemiłosiernie krwawe granie, Śliczny basowy popis Franka Healy’ego poprzedza produkcję death metalowego żwiru.

Na koniec przyszpanowano w „Cult des Mortes”, miło połamane mieszanie, techniczne popisy, oldschoolowo bulgocą gitary, death metalowy walec pierwsza klasa. Wyjątkowo leniwa sekcja rytmiczna robi swoje, nigdzie się nie spieszy a i tak jest zabójcza. Jeszcze na dokładkę dorzucono stały punkt programu tego zespołu w postaci cudzesa zagranego w klimacie libacji. Na Tower of Spite trafił cover funfli z Sacrilege pt. „Closing Irony”.

Spójrzmy na datę wydania tej płyty - 1990, kiedy to już dla wielu thrash był skończony, taka nieźle skundlona szajba musiała być miłym ciosem ku pokrzepieniu serc. Zdecydowanie nie bez kozery okrzyknięto ów krążek jednym z naj, naj thrashowych smrodów z UK.

Na reedycji znaleźć można nie lada gratkę w postaci niekiepskiego bootlegu z 1990 roku, który jak na materiał z przed ćwierćwiecza brzmi bardzo dobrze. Materiał ten jest o tyle wartościowy, że zawiera prawdziwe cymesy w postaci trudno dostępnych kawałków z debiutu, który nie doczekał się wznowienia oraz jednego z kawałów, które wspaniale wzmocniłyby, któryś z późniejszych albumów („Eternal Winter”). Mimo wszystko Tower of Spitejest dziełem skończonym i bardzo wartościowym – grzech nie znać.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura