Ignatius Ignatius
116
BLOG

Red Harvest: A Greater Darkness (2007) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Red Harvest: A Greater Darkness (2007) - RecenzjaNagrywanie czegoś na siłę raczej nie kończy się za dobrze, czego efektem był średniawy Internal Punishment Programs. Po tym albumie zespół zrobił sobie dłuższą przerwę i wrócili po trzech latach z świeższą głową i trochę innym podejściem do muzyki. Już samo intro pewnie wprawiło fanów w osłupienie – malownicze dźwięki przyrody zamiast przemysłowego hałasu? Rzut oka na okładkę, która również odstaje od wcześniejszych obrazków zdobiących płyty Norwegów. Właśnie o to chodzi, wzbudzenie poczucia zaskoczenia jeszcze przed wciśnięciem przycisku PLAY.

Po wciśnięciu przycisku osacza nas wilgotny mrok, czarna ciecz kapie z głośników, czyżby należało to odczytywać, że jedynym remedium, tytułowym antidotum jest uciskana przez nas przyroda? Gęsty, ciężki, przenikliwy riff, bardziej klarowne brzmienie, solidny death metalowy walec rzucający cień trwogi. Wokale Ofu Khana obmierzłe jak zawsze, urozmaicane żałobnymi mrukami. Powolne chwilowe wygasanie z zimnymi elektronicznymi odgłosami w tle i wracamy do metalowego spopielania. „Antidote” to bardzo mocny początek, obiecujący początek A Greater Darnkess.

Tradycyjna dla zespołu zmiana klimatu, „Hole in Me” dławi słuchacza oparami tajemniczości, nieśmiały smutek, zaduma bije z tego kawałka. Zamglony minimalistyczny riff, mgiełka żalu snuje się w tle, dekadencja z sekundy na sekundę gęstnieje. Doomowy, melodyjny, zatęchły, niczym postać z okładki – prawdziwy, atmosferyczny majstersztyk. Narkotyczny szepczący głos wokalisty, trzeba przyznać, że to wyjątkowo przystępny utwór jak na czerwone żniwa.  Nagły rozdzierający przeciągnięty warkot, skowyt Ofu Khana – przeraża, że aż cierpnie skóra na karku. W „Dead Cities” pozostajemy w ołowianych, pełnym szarości deszczowego brzmienia. Subtelne gitarowe niuanse wraz z tłem budują nastrój, sekcja rytmiczna czaruje ciekawymi zagrywkami. Nagłe przejście do zadymionego, dusznego i co raz intensywniejszego grania.  

„Mouth of Madness” przywołuje brzmienie znane z trzech poprzednich albumów. Toporny riff, mechaniczne, miarowe uderzenia ale co ciekawe niepozbawione naturalności i wyraźnie wyczuwalnego ludzkiego pierwiastka. Zwłaszcza w melodyjnych, niepokojących partiach gitary. Pojawia się ambientowy, psychodeliczny pasaż, gitara basowa pracuje niczym mechanizm zegara. Natchnione delikatne klawisze, mruczące chórki sprawiają pozór uduchowionej całości. Dziwna brutalność bije z tego kawałka, chodź nie znajdziemy tu gwałtownej ściany dźwięku. Interesująco robi się pod koniec ze względu na mocny finał.  Powoli wyciągnąć można pierwsze wnioski z obcowaniem z jak na razie ostatnim krążkiem Red Harvest – dominuje zdecydowanie stricte metalowa muzyka, elektronika zostaje sprawdzona do ozdobników, z mistrzowską precyzją wkomponowanych w całokształt- cóż doświadczenie robi swoje.
O wilku mowa… pisałem, że ten zespół lubi się bawić słuchaczem i zaskakiwać. „Beyond the Limits of Physical Xperience” otwiera elektroniczny, powolny puls, malowniczy apokaliptyczny - spokojny i w tym spokoju niepokojący. Nie ma mowy o marnotrawieniu środków muzycznego misterium.

Kolejnym wzorcowym dla Red Harvest kawałkiem jest „Icons of Fear... The Curse of the Universe” wygładzone ostre brzmienie i ten przytłaczający ciężki pogłos od którego budynek autentycznie drży – to taka wizytówka tego zespołu. burza się budynki niczym od nalotu dywanowego, przenikliwy riff, skłania do solidnego headbangingu, dramaturgia wciąż narasta, kawał solidnego nowoczesnego metalu, tym razem dudniące basowe pogłosy są dawkowane rozważniej, przez co gdy się wyciszają i wracają to z znacznie potężniejszą siłą rażenia. Czysty muzyczny armageddon. Industrial metalowa bomba z opóźnionym zapłonem.

Red Harvest: A Greater Darkness (2007) - RecenzjaPo spazmie wokalisty wrzuceni zostajemy do zbiornika wypełnionym płynnym ciężkim groovem, który w momencie wypompowuje ostatnie hausty powietrza z płuc. Duszący, dławiący utwór niepozbawiony momentów klimatycznych, które łaskawie pozwalają zaczerpnąć ostatecznie trochę powietrza. Są to wspaniałe momenty, które budzą płonną nadzieją na przetrwanie. Pod skrótem w tytule „I Sweat W.O.M.D.” kryją się następujące słowa I Sweat Weapons Of Mass Destruction  i nie są to słowa rzucone na wiatr. Miesza perkusista aż drzazgi z głośników fruwają. Przewodni transowy riff infekuje i powinien odcisnąć piętno na waszych uszach. Zwłaszcza, że tak doskonale narasta jego dramaturgia do samego końca - nieznośnie, ocierając się o monotonnie, żłobi drąży wwierca się skrupulatnie i bezdusznie.

Ósmy utwór to coś dla miłośników martial industiralu i ścieżek dźwiękowych. Ten przerywnik oparty został na samplach z  najsłynniejszych werbli świata: jest to temat z 20th Century Fox. Nieco spowolnione i zapętlone tworzą wspaniałe militarystyczne tło. Drugim składnikiem są sample z ścieżki dźwiękowej Diuny.  Elektroniczne brzmienie dudni porywa nas w wirtualny zimny świat pozbawiony uczuć. Transowy ambient z wplatanymi zsamplowanymi szczątkami rozmów, szepczący robak wtłacza jad w nasze uszy, jeden z ciekawszych eksperymentów Red Harvest. Świetny mroczny ambient, z wpływami martial industrialu które przechodzi powoli w powolny pełny trwogi riff, prosty ale jakże obrazujący ponurość i nachalność negatywnych emocji gitary niechlujne, brudne i zdecydowanie daleko im do matematycznie mierzonej dokładności, minimalistyczny powolny, skrajne emocje tlą się szukając paliwa aby konsumować i żerować na duszy nieszczęśnika.  Jest to wspaniałe wprowadzenie do jądra ciemności tego krążka jakim jest „Disorted Eyes”. Utwór snuje się powoli, żarzą się elektroniczne antybiotyczne macki. Psychoza niezauważalnie narasta w dysonansach gitarowych, w połowie utworu wyciszając się aby ustąpić wojennym werblom, grzmią grobowe riffy, znów robi się nieprzyzwoicie duszno, trwoga wypełnia pozorną dźwiękowa pustkę. Popis rasowego progresywnego metalu. Eksplozja nuklearnej nienawiści która w oka mgnieniu obraca wszystko w nicość. Jakże na czasie utwór, gdy znów ludzkość stoi w obliczu bezsensu i zagrożenia globalne wojny - muzyczne zobrazowanie zimnej wojny XXI wieku. Mechaniczne zadżumione brzmienie na miarę Cold Dark Matter albo Sick Transit Gloria Mundi- kolejne do kolekcji postapokaliptyczne arcydzieło. Tak kończy się powoli ostatni (jak na razie) album Red Harvest. Zimna pustka pozostała po tym zespole, który nigdy nie był porządnie doceniony.

Ostatni numer - „Proprioception” to w zasadzie instrumentalne outro zimny noise, przemysłowe samozniszczenie, kropka nad i - tymi o to industrialnymi dźwiękami żegna się zespól - oby tylko nie na zawsze.

A Greater Darkness jest dojrzałym, zaskakująco spójnym dziełem jak na Red Harvest. Udało się zespołowi przebić ścianę monotonni i wprowadzić do sprawdzonych elementów nowe składniki dzięki czemu album z 2007 był albumem godnym pożegnania.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura