![Decapitated: Blood Mantra Tour 2015 - Relacja](http://www.megaclub.pl/pictures/posters/big/591.jpg)
W ramach drugiej części trasy Blood Mantra Tour 25.01 masowo potoczyły się głowy w katowickim MegaClubie. Wszystko za sprawą Decapitated, które promuje swoją najnowszą płytę Blood Mantra. Na samym początku muszę się pożalić absurdalną kolejnością występujących zespołów, przez którą znów przegapiłem koncert Thy Disease, którzy zgodnie z kolejnością na bilecie (i zgodnie z wszelką logiką) powinien grać bezpośrednio przed gwiazdą wieczoru. Stało się zupełnie inaczej, Thy Disease grało przed Materią… nie mam nic do tego zespołu, życzę im jak najlepiej, to pewnie nie była ich inicjatywa a pomysł organizatora ale litości… dobrze, że chociaż Decapitated zagrał jako ostatni bo można było pójść dalej i mogli przecież grać jako pierwsi…
Mówi się trudno, miałem tylko nadzieję, że chociaż gwóźdź programu skutecznie przybije mnie do parkietu. Jakoś się złożyło, że ostatni raz widziałem Decapy z 5 lat temu, kiedy to byli świeżo po powrocie z traumatycznych przeżyć. Grali jako jedna z wielu kapel na festiwalu i jakość średnio mnie ten koncert wówczas porwał najprawdopodobniej przez kiepskie nagłośnienie. Dlatego wybierając się na koncert naszej, jednej z największych marek eksportowych miałem duże wymagania, obawy i nadzieję, że tamto rozczarowanie zostanie zastąpione opadem szczeny i niedowierzaniem. Po krótkim intro zespół rozniósł tą obskurną budę w drobny mak. To doskonałe brzmienie, zwłaszcza perkusji (tzn. wszystko było na swoim miejscu, nikt, nikogo nie zagłuszał ale perkusja była ż y l e t a.) dzięki czemu można było poddać się efektom tej precyzyjnej, wręcz chirurgicznej pracy Młodego – co raz bardziej rozchwytywanego perkusisty z ogromnym potencjałem. Zresztą tyczy się to całego odświeżonego składu – bo jak wiadomo jedynym „oryginalnym” członkiem zespołu jest Vogg. Najbardziej wyrazistą postacią bez wątpienia jest jednak wokalista Rafał Piotrkowski i to nie tylko ze względu na swój specyficzny wokal, który budzi na forach liczne dyskusje, czy aby pasuje jego maniera do muzyki Decapitated. Wizerunek sceniczny Rafała – naprawdę, długie dready wyglądają jak grube kable którymi smaga cały czas powietrze w rytm połamanej sekcji rytmicznej. Skubaniec doskonale wykorzystuje ten „element sceniczny” w jednym z utworów podczas pauzy wokalista osamotniony na scenie stał z zarzuconymi włosami na twarzy w zgniło zielonym świetle wyglądał jak wychudzony Cthulhu miniaturka.
Set oparty był w dużej mierze na dwóch ostatnich albumach Carnival is Forever i Blood Mantra przez co koncert był bogaty w urozmaicone, ciekawie pokombinowane utwory - nie było momentu monotonni. Przy tym jednak był to set spójny i połamany jak cholera, każdy utwór brzmiał niesamowicie i nie brzmiał jak wciśnięty na siłę. To był kawał nowoczesnego inteligentnego grania bez żadnego efekciarstwa – liczyła się głównie muzyka i dobra zabawa – młyn był srogi, dawno tak dobrze nie walczono pod barierkami. Nic dziwnego muzyczna broń masowego rażenia oparta na ekstremalnym groove nie pozwalała usiedzieć w miejscu. Dużą rolę odegrało wspomniane już brzmienie, które było jednym z lepszych jakie słyszałem w tym lokalu – zwłaszcza, gdy porównam z koncertem Behemtoha z przed trzech lat, to naprawdę ekipa Nera wypada bladziej niż corpse painting. Było optymalne, selektywne i potężne, że aż flaki miło drżały. Nazwa trasy idealnie pasuje do tego co obecnie zespół sobą reprezentuje. Każdy utwór to była czysta pasja, krwawa mantra, transowe rytmy i interesująca gra Vogga (świetne pogodzenie minimalizmu z wirtuozerskimi zapędami). Chłonęło się te dźwięki z zapartym tchem od otwierającego intro do „Exiled in Flesh" i czekało na więcej a zespół spełniał gorliwie owe zachcianki aż do bisu, gdzie dowalono starym, dobrym „Spheres of Madness”, szkoda, że nie zagrano czegoś jeszcze ale nie ma co narzekać, chłopaki są w formie i myślę, że zaskoczą nas jeszcze nie raz. Decapitated jest już od dawna na etapie, że nie musi nikomu niczego udowadniać ale takimi gigami zespół tylko utwierdza w przekonaniu, że jest to światowa półka.
Niewybaczalne są notoryczne testy na epilepsje, które chyba jednak na stałe zadomowiły się w katowickim klubie, następnym razem muszę sobie sprawić spawalnicze okulary…
Inne tematy w dziale Kultura