Ignatius Ignatius
410
BLOG

In Flames: Whoracle (1997) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

In Flames będąc na fali zaczął trzaskać płytę za płytą - jak mała maszynka do zarabiania pieniędzy. W zaledwie rok po ukazaniu się The Jester Race ekipa pod wezwaniem melodyjnego grania zabrała się za tworzenie następcy wielbionej przez ogół płyty. Tym razem zespół po lirycznym quasi concepcie The Jester Race postanowił napisać album konceptualny z prawdziwego zdarzenia. Whoracle opowiada historię Matki Ziemi niszczonej przez jej wyrodne dzieci. Temat oklepany jak diabli ale niech będzie, zwłaszcza, że muzyczne ilustracje trzymają poziom poprzedniego albumu – dupy nie urywa ale mogło być gorzej. Stylistycznie zespół w 1997 roku stoi w miejscu (w zasadzie jeszcze bardziej oddala od wielbionych przeze mnie Lunar Strain i Subterranean), czyli mamy kolejną dawkę wysokiej jakości melodyjnych metalowych dźwięków, granych z pasją przez gitarzystów – Jespera i Glenna. Chodź z tą pasją to podobno różnie bywało, pomimo pozornego narzuconego przez siebie/wytwórnię tempa, cały proces nagrywania Whoracle miał odbyć się nawet bardziej niż na luzie, odskocznią od obowiązków stanowiły zażarte pojedynki w Tekkena 3...

Sun-white pulverised desert stone
And serpentine lizard mouths
Pales away the pyramids
Rewriting 4500 years of history

Raping the statue of liberty
Outplays the acropolis
Inverting the fjords
Invades the NY skyline to
Dream its own existence in one single final word

 

 

Analogicznie jak w przypadku poprzedniczki, mamy doczynienia z strasznie nierówną płytą po przesłuchaniu, której mamy poczucie niedosytu – żeby nie powiedzieć, rozczarowania. Po apetycznym otwieraczu Jotun", o tłustym, solidnym brzmieniu gitar, które przytłaczają nadal nijaki wokal Andersa, który stara się jak może coś ze swojego głosu wyrzeźbić. Gdybym był złośliwy to stwierdziłbym, że celowo stosuje tak ochoczo rożne wokalne przeszkadzajki i melodeklamacje. Średnio szybkie tempo, brzmienie jest pełne, trochę zbyt przejrzyste. Dużo się dzieje, jest oczywiście cudownie" melodyjnie, momentami mrocznie. Przyznać trzeba, że pod kątem tekstów jest całkiem nieźle, gorzkie słowa ubrane w poetycką nutę wpisują się w moje poczucie smaku. Za teksty odpowiedzialni są Anders i Niklas Sundin (Dark Tranqulity), który pomagał tłumaczyć teksty z szwedzkiego na angielski.


Shame marries the guilt
introduces itself to the
concept of total loneliness
Sensations repressed
make friends with
Suicidia and
here the leeches begin to
suck away the lust for life


Tytuł Food For Gods zobowiązuje i rzeczywiście jest to już konkretny posiłek. Bardziej zwarta, mocna perkusja, która konkretniej łoi. Nawet wokal Andersa jest bardziej uwypuklony i bliżej moich oczekiwań. Znany z EPkiGyroscope" wpisuje się w klimat płyty i na tle całego albumu wypada korzystnie. Warto wsłuchać się w ten kawałek i wyłapać wszystkie niuanse. Album sobie płynie, dobrze się jej słucha jak powtórkę odcinka serialu, który nie widzieliśmy parę lat. To właśnie mnie rozczarowuje, że nie ma momentu zaskoczenia a jak już są to stanowczo ich za mało. Pikantniejszego grania jest jeszcze mniej niż na The Jester Race do takowego zaliczyć można od biedyMorphing into Primal" z mocarną pracą perkusji Björna Gelotta, jest to szybki, prosty ale za to ozdobiony gitarowymi świecidełkami kawałek. Zdecydowanie jest to jeden z lepszych utworów na albumie i aż żal, że jest to wyjątek od reguły. Jak zawsze mocną stroną zespołu są utwory instrumentalne, pierwszy z nich Dialogue with the Stars" w mig zabiera nas do beztroskiego świata fantasy rządzącego się regułami magii i miecza. Akustyczne partie w których od zawsze In Flames bryluje w plastyczny sposób oprowadza nas po niezwykłych krainach. Naprawdę niezły kawał klasycznego heavy metalu.


W samym środku albumu tkwi główny grzech i bolączka In Flames, dobitne przykłady mielizny twórczej tego okresu zespołu. Są to utworyThe Hive", które po nośnej dawce klasyki utworu instrumentalnego proponują bardziej nowoczesne oblicze zespołu. Cóż z tego, że utwór ten jest mniej poukładany, bardziej emocjonalnie zaangażowany wokal (co jest wręcz unikatowym zjawiskiem w przypadku Andersa) jak skopano totalnie brzmienie gitar, które pozbawione zostały głębi, solówki są mdłe i płaskie, jedynie w wolniejszych, nielicznych partiach utwór nabiera dostatecznego ciężaru. To samo tyczy sięJester Script Transfigured", który jest pokraczną pościelówą. Tak wygląda cały album utwory sensowne takie jak wspomnianyMorphing into Primal" przeplatane nic niewnoszącymi zapychaczami jak np. cover Depeche Mode (który i może tekstowo pasuje do konceptu) ale wykonanie nie jest w żadnym stopniu nowatorskie i brzmi po prostu jak muzyczny żart, co podejrzewam nie było intencją chłopaków z Gotheburga. Honor albumu ratuje końcówka (nie licząc coveru) tj.World Within the Margin" z zagmatwanym, mrocznym, budującym dramaturgię riffem, delikatnymi, tajemniczymi orkiestracjami, które od czasu do czasu dają o sobie znać w tle. Utwór z rozmachem na miarę tego zespołu, zwłaszcza urzeka mnogość gitarowych pomysłów. WEpisode 666" In Flames przypomniał sobie na chwilę jak się gra melodyjny death metal, Anders popełnił jedne z lepszych wokali w tamtym okresie, chropowate, ostre brzmienie i soczysta hipnotyzująca solówka odwracają uwagę od infantylnego tekstu – takie In Flames lubię.

Album kończy tytułowa
Whoracle", przepiękne zwieńczenie, znów udało im się z jajami skończyć płytę. Jest to drugi z instrumentalnych utworów i zarazem jeden z najlepszych na Whoracle. Wszystko za sprawą apokaliptycznego klimatu, niesamowitego rytualnego bębnienia - co ciekawe można ten kawałek potraktować jako pożegnanie się ówczesnego perkusisty z rolą perkusisty na rzecz bycia szarpidrutem, którym zresztą jest do dziś. Cóż wszystko wskazuje, że nasz świat chyli się ku upadkowi – wszak wieszczą o tym zewsząd nie od dziś, ale naprawdę trudno jest się oprzeć temu katastroficznemu klimatowi, zawodzeniu w tle samej kurwoczni (w tej roli niejaka Ulrika Netterdal). Wspaniały koniec, kolejnej szalenie nierównej na koncie In Flames płyty. Rozpatrując w kategoriach sukcesu – Whoracle na pewno nim był, zespół umocnił swoją pozycję, cóż z tego, że odcinając kupony. Jedynym powiewem świeżości jest nowe, minimalistyczne, nowoczesne logo zespołu, które zdobi tę masakryczną pod kątem kolorystyki okładkę. 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura