![](http://www.metal-archives.com/images/1/0/7/4/10745.jpg?5137)
Drugi długograj Dew-Scented przyniósł gwałtowną zmianę… to zdecydowanie za mało powiedziane. Innoscentbył dla twórczości death thrasherów zBraunschweig niezwykle krwawą rewolucją. Począwszy od wokali Leifa, które są dużo brutalniejsze, muzyka prezentowana przez zespół jest bardziej nowoczesna, przede wszystkim bardziej thrashowa i cholernie połamana rytmicznie.
Ta płyta to soczysta rzeźnia od początku do samego końca, która w końcu brzmi jak należy
(zwłaszcza brzmienie perkusji - szkoda, że stopa na Immortelle tak nie zabija).
Pierwszym ochłapem jaki dostajemy prosto w ryj jest „ShateredInsanity”, tytuł idealnie oddaje to czego nasze uszy są świadkiem. Gargantuiczna ściana gitar, perkusja mknie jak opętana. W środku utworu ekipa trochę zwalnia, mamy bardziej przestrzenne mięsiste granie, wszystko doprawione lukrowaną melodią, która walczy o życie w gąszczu metalowych cierni. W tym jednym kawałku jest więcej energii niż na całym debiutanckim krążku. Duży wpływ miała na to na pewno zmiana personalna w zespole: Florian Müller zastąpił dotychczasowego wiosłowegoJörga Szittnicka. Zmienił się również motor napędowy – zasiadający za perkusją Uwe Werning przez następnych 9 lat pokazywał jak powinno się grać na perkusji.
Jeszcze nostalgicznie zespół ogląda się za siebie w „Bereaved”, gdzie niemiecki zespół stawia na klimatyczną, bardziej opanowaną grę. Leif za to drze się w nieboskłony, bardzo dramatycznym wrzaskiem. Szybko utwór rozkręca się ale jednak dominują średnio szybkie tempa, miło tętni gitara basowa Patricka, melodie znów usiłują się przedrzeć przez kanonadę podwójnej stopy i riffowego szaleństwa – naprawdę nie mają lekko. Znów w pełnej krasie jesteśmy świadkami skoku jakościowego pomiędzy tym co było na Immortelle a drugim albumem.
Melodyjnym ale jednak wykopem zaczyna się „Burn With Me”. Nostalgiczna solówka, początkowo mielenie w wolniejszym tempie ale za to z jak zabójczymi riffami. Rozbudowany utwór z zmianami akcji, jak na razie najbardziej melodyjny kawałek na albumie. Jest to też najdłuższy utwór na Innoscent.
Nowy perkusista cały czas podkreśla swoją obecność i swe techniczne umiejętności jak np. na wstępie „Starspangled”. który zaczyna się dziwnymi odgłosami i potężnym masakrowaniem, wysokiej klasy , brutalne biczowanie. Nieco chaotyczny, i wyraźnie zdominowany przez grę Uwe. Nawet gitarzyści zostali przytłoczeni potężną nawałą. Bardzo intensywny utwór klasyczne thrashowe podejście miesza się z bezlitosnym death metalowym zabijaniem.
Nie inaczej jest w „The Sicker Things” z chorym basowym pulsem, drobno szatkującą perkusją i ciężkimi riffami. Kolejny utwór zdominowany przez perkusitę i jego apokaliptyczne przejścia. Na moment atmosfera trochę staje się klarowana, gitary zwalniają i ta solówka… słowem niesamowity utwór.
Na moment Dew-Scented próbował zwieść nas melodeathowym intro w „Everred” znów mamy okazję podziwiać wysuniętą gitarę basową, szybko jednak pokazuje się thrashowy rdzeń zespołu i rozdzierający wokal. Obłędne riffowanie w drugiej połowie, kolejny rozbudowany utwór w którym dużo się dzieje. Za sprawą delikatnych patetycznych melodii jest to najbardziej epicki jak dotąd utwór Dew-Scented.
Po melodyjnej wycieczce wracamy do porządnej sieki pt. „The Grapes of Wrath”, bardziej nowoczesne granie, solidny groove, dziwna odrealniona postapokaliptyczna atmosfera panuje w tym kawałku.
Jeszcze dziwniej jest w „Aenity”, który również zaczyna się bardziej nowoczesnym podejściem do metalu. Szybko zespół zaczyna dolewać gęsty doom metal i najbardziej poryte wokale. Na uwagę zwracają, bujające rozmyte riffy.
Na koniec zespół dobija nas duszną jatką, nieludzko połamane rytmy są już specjalnością Niemców. Siła ognia perkusji niczym serie z miniguna nie dają szans na przetrwanie. Świetny finał bezwzględnego albumu. Jak ktoś jeszcze się rusza, to zespół przygotował cover tym razem klasyka gatunku Thrashu – Overkill „Fatal If Swallowed”.
Zestawianie Innoscent z Immortelle byłoby wręcz niesprawiedliwe – to dwie różne bajki. Nie mogę się nadziwić, że oba krążki wykuł ten sam zespół. Mocno thrashowe wpływy dały wówczas (1998 r.) zalążki nadziei, że ten gatunek jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Inne tematy w dziale Kultura