Ignatius Ignatius
105
BLOG

Dew-Scented: Immortelle - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

 

 

Po długich trzech latach Dew-Scented nareszcie wydał swój oficjalny debiut wydawniczy rozpoczynając serię solidnych albumów.  

Brutalny niemiłosiernie, dosadny, nie ma na nim mikrograma nudy, jest intensywnie i przede wszystkim ciekawie. Szybko zespół ewoluował z klasyki death metalu w śmiercionośną brutalną maszynę śmierci.

Zaczyna się gęsto, ryk Leifa Jensena momentami zahacza o ‘corowe naleciałości, jest mniej czytelnie niż na demie. Stylistycznie diametralnej zmiany nie ma, jest to kontynuacja kursu obranego na Symbolization. Nadal jest to średnio szybki, rytmiczny death o wyraźnie thrashowym posmaku. Brutalny, ciężki, metal – cóż więcej do szczęścia potrzeba.

Jednym z bardziej wyrazistych momentów na tym albumie jest „Silenced” kawał żywiołu, brutalnie pogiętego z psychodeliczną ,dysonansową melodią. Bardziej techniczne patenty wplata również basista Patrick Heims. Tremolowe solówki żywcem wyrżnięte z lat 80. Bardzo solidny kawał death metalu.    

Strategia obrana a tym albumie na razie pokrywa się z tą z demówki. Ołowiana smoła przeplatana krwawą jatką. Znany z Symbolziation „Black is a Day z innymi, równie klimatycznymi klawiszami na wstępie przygotowują do powolnego grobowego znęcania się. Lepsza jakość nagrania sprawia, że jest bardziej przejrzyście i przestrzennie. Jedynym mankamentem jest brzmienie stopy, która brzmi zdecydowanie zbyt miękko. Jest to kawał zapomnianego klimatycznego death metalu. Wokalista daje z siebie wszystko, przez całe długie 7 minut swoim głosem obrazuje nieopisany ból.

Kolejnym druzgocącym ciosem jest „Thirst For Sun”, tytuł sugerowałby, że jest to coś nowego… zaraz, zaraz to jest „Immortelle” znany z demówki, ze zmienioną nazwą i oczywiście potężniejszym brzmieniem.

Powtórką jest również „Unending”, trochę lepsze brzmienie, (zwłaszcza wyciągnięty bas) dobrze wpłynęło na tę ciekawą kompozycję. Ogólnie sekcja rytmiczna oda wala kawał brudnej roboty. Brutalne wokalizy i nagłe przyspieszenia sprawiają, że chce się ochoczo headbangować. Świetnie podkreślone melodyjne solówki świdrują zmysł słuchu.

Nareszcie coś nowego, Afterlife/ Afterlove rozpoczęty ponurą, melodyjną przygrywką na gitarze, która wprowadza w senny hipnotyczny nastrój. Przygaszony bardzo mglisty utwór. Transowe, chwytliwe, powolne riffowanie, mieli bardzo skrupulatnie. Piękne, kształtne solówki sprawiają, że jest na czym ucho zawiesić, lśniąc pośród nieprzeniknionego mroku.

Niczym zastrzyk z adrenaliny w samo serce cuci nas atak zwany „…Yonder…” jeden z bardziej stricte thrashowych utworów na Immortelle. Roziskrzona brudna solówka jest kompletnym przeciwieństwem tego co chwile temu słyszeliśmy w poprzednim utworze. Już po pierwszej połowie tego albumu można wyciągnąć wniosek, że jest to niezwykle urozmaicony album.

Znany wcześniej „Beloved Elysium” to rozpędzona machina śmierci pożerająca wszystko, rozdrabniając i wypluwając krwawą papkę. Intensywny death metalowy utwór z technicznymi wtrętami po jakie co racz częściej Dew-Scented sięga.

Kolejny jeden z nielicznych prawdziwie premierowych utworów na Immortelle, o romantycznym tytule „For You and Forever” zaczyna się wspaniałym ambientowym intro, szybko odcinając brutalnie jazgotliwą gitarową melodią. Jak nie trudno już odgadnąć jest to mocno doomowy utwór, w zasadzie czysty doom metal. Nieco orientalne gitarowe melodie, bardzo dobrze komponują się z do bólu przygnębiającym riffem i emocjami jakimi zieje Leif. Topornie zaczynająca się solówka przeradza się natychmiast w tremolowe arcydzieło, aż szkoda, że nie pociągnięto dalej tego motywu.

Idealną kontynuacją klimatu poprzedniego utworu jest „Poets of Dirt”, stopniowo przechodząc do intensywnej riffowej kanonady i ostro tnących melodii. Dziwnym zbiegiem okoliczności, ten utwór jak i następny „Native Soil Venus” dla odmiany znane wcześniej z demówki, jakościowo bardzo nie różnią się od wersji pierwotnych. Nie mniej są to solidne wyziewy, których można słuchać i słuchać. Szkoda mi tylko brzmienia tej stopy…

Już na sam koniec tej długiej płyty, żegna nas „Theory of Harmony”, który jest nowocześniejszym podejściem do death metalu, brzmienie jest bardziej pełne ale nadal uroczo chropowate. Można doszukiwać się w tym utworze zalążków tego co zespół reprezentował na da drugiej płycie. Bardzo dobry groove, rwane riffy, trochę przesterowany glos jakby wokalista krzyczał przez megafon. Utwór z serii technicznych popisów, który i w tym wypadku bardzo dobrze wyszedł Dew-Scented.

 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura