Ignatius Ignatius
79
BLOG

Dew-Scented: Symbolization - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

 

Dla osób, którzy nie znają twórczości Dew-Scented, nazwa może być myląca, kojarząc się z kolejnym germańskim przedstawicielem gotycko-klimatycznego pitupitu . Błąd! To jest jeden z czołowych przedstawicieli nowoczesnego death thrashu i nadzieja, że jak zabraknie kiedyś w (oby dalekiej) przyszłości klasyków to takie zespoły jak m.in. właśnie Dew-Scented godnie przejmą stery i będą trzymały w ryzach scenę. Co do nazwy to nawiązuje ona do twórczości Edgara Alana Poe idealnie pasując do nastroju w jakim utrzymane jest to demo. Symbolization to pierwszy wykwit tego zespołu nagrany i wydany w 1993 roku, zawierający 26 minut oldschoolowej zróżnicowanej ekstremy.

Zaczynamy srogo i ciężko, „Poets of Dirt” to solidny deathowy walec, już na samym wstępie raczymy się świetną pracą basu Patrica Heimsa, który jako jedyny dłużej zagościł w zespole obok oczywiście Leifa Jensena – wokalisty, który od lat jest mózgiem tego zespołu wykonując kawał dobrej roboty, wszechstronnie i niemiłosiernie drąc japę. Jego wokal jest brutalny ale w miarę czytelny, na przestrzeni lat nie raz będzie zmieniał manierę wokalną, które wywołane były zmianami stylistycznymi. W tym ultra klasycznym wydaniu jego obleśne, gardłowe ryki pasują idealnie. Po mimo, że jest to demo, które ma na swoim koncie ponad 20 wiosen, wszystko brzmi naprawdę dobrze zwłaszcza mięsiste riffy gitarzystów.

Niekwestionowaną perełką tego wydawnictwa jest „Black is a Day” rozpoczynający się dłuższym klawiszowym, intrem. Jest to powolny death metalowy, cudnie ciężki kawał trupa. Ołowiany doomowy riff jest fundamentem tego apokaliptycznego atmosferycznego giganta. Gitarowa Bestia momentami mruczy co raz bardziej gniewnie. do momentów smutek przepełniony bólem bije z gitarowych melodii. 

Zmianę rytmów mamy w „Immortelle” wracamy do intensywnej miazgi. Jest to tym razem utwór o bardziej zróżnicowanym tempie, przewijają się bardziej połamane riff,y tremolowe piskliwe solówki wżeraj się w masywny gitarowy monolit. Bardzo dobra mieszanka death i thrash metalu.

 Znów dla odmiany w „Unending powoli topimy się w roztopionym ołowiu, stanowi to świetną wizytówkę zespołu, że odnajdują się w wolnych i szybkich metalowych daniach. Jest to znacznie bardziej dynamiczny utwór niż „Black is a Day”, wokalista moduluje swój głos nadając swemu głosu dramaturgii. Ponure melodie przypominają jak się dwie dekady temu grało death metal. Zróżnicowany utwór, nic więc dziwnego, że doczekał się lepszej realizacji na długograju tak jak zresztą wszystkich pozostałych kawałków, które nagrano jeszcze raz na potrzeby debiutu.

Na bezlitosny ciężar postawiono również w „Native Soil Venus” ultra ciężki dobijający riff, leniwa spokojna gra na perkusji Tareka Stinshoffa. Bardzo specyficzny przejmujący nastrój buduje zespół w tym kawałku – wymowne, ponure zwątpienie i przytłaczająca beznadzieja.

Żeby już tak do końca nie zatracić się w melancholii, na sam koniec otrzymujemy serię ciosów na otrzeźwienie. Zamykający utwór „Beloved Elysium” od pierwszych momentów tętni życiem, po bardziej nowoczesnym, pogiętym wstępie, Dew-Scented popisuje się swym technicznym potencjałem. Każdy pokazuje się z swojej najlepszej strony. Momentami jest chaotycznie ale szybko zespół układa swoje zabawki na miejsce grając bardziej przejrzyście.   

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie demówka Niemców, jest to kawał smacznego materiału, może dlatego, że lubię takie stęchłe wykopaliska, o których nikt nie raczy pamiętać. Dziwne, że dopiero 3 lata później ukazał się następca Symbolization. Cóż lepiej później niż wcale, chodź w rzeczywistości, dużo więcej upłynęło czasu, zanim Dew-Scented wypłynął na szerokie wody.  

 

 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura