Powstały w 1995 roku Night in Gales to jeden z pierwszych (jeżeli nie pierwszy) niemieckich przedstawicieli melodyjnego death metalu i jak niektórzy uważają jeden z najbardziej wartościowych w dziejach tego nurtu. W 1996 roku wydali swoją debiutancką epkę Sylphlike, na której znalazło się sześć utworów w tym jeden krótki instrumental.
Tę małą płytę rozpoczyna „Bleed Afresh”, od pierwszych chwil przytłaczający monumentalnym ciężarem, do bólu szwedzkie, brudne gitarowe generowane. Bracia Bastenowie będącymi wioślarzami w zespole szyją dźwięki ponure, momentami smutnymi. Średnio wolne tempo z lekkimi zrywami. Rozdarty nieco rozmyty, skrzekliwyChristiana Müllera jest typowy dla tej stylistyki. Bardzo melodyjne gitar roztaczają totalną dominacje w utworze. Czyste szwedzkie melodyjne podejście do tematu, mimo, że zespół pochodzi z północnej części Westfalii. Brzmienie nieco demówkowe, zwłaszcza słychać niedoskonałości w brzmieniu werbla. Ciekawy punkt kulminacyjny pod koniec z bardziej zagęszczone i zadziornym riffowaniem. Klasyczny przykład wczesnego melodyjnego death metalu, który niczym nie odstaje od ówczesnych produkcji szwedzkich kolegów.
Drugi na liście „Sylphlike” o równie melancholijnym początku, szybko przemienia się w bezlitosną maszynę. Gra perkusisty Christiana Bassa jest bardziej zagęszczona i niełiosiernie tnie. Melodie ani trochę nie brzmią cukierkowo, nadają patosu co pasuje do brudu gitar i połamanych nieco riffów. Środek utwory nieco spuszcza z tonu i jest bardziej mglisty. Kwadratowe solówki świadczą, że to początki przygody zespołu ale ani trochę to nie przeszkadza. Słychać za to pasję i autentyczną chęć grania. Wejście rozpędzonej, podwójnej stopy jest jednym z brutalniejszych jak na razie momentów na tej EPce.
Zastanawiałem się już, kiedy pojawi się jakiś parapet czy coś w tym rodzaju i się doczekałem. „Avoid Seceret Vanity” rozpoczyna się nastrojowym klawiszowym intro za które odpowiada sądząc po nazwisku, ktoś kto ma nasze rodzime korzenie – gościnnie na płycie zagrała Silke Rychlikowski. Brzmienie klawiszy trąca już archaicznym casio metalem – co doskonale oddaje ducha lat 90. Szybko jednak włącza się właściwy akompaniament grając epickie rozdmuchane melodie. Długi instrumentalny budujący napięcie pasaż, przerwany niezłym połamanym przejściem perkusisty. Utwór staje się chaotyczny i brutalny, optymalne tempo, i furiackie wokale, wszystko ze sobą współgra. Jest to najbardziej zróżnicowany utwór pełny zmian tempa, nic dziwnego, że zespół po niego sięgnie ponownie na debiutanckiej pełnowymiarowej płycie. Zróżnicowane wokale świetnie się zazębiają skrzeki z gardłowymi growlowymi chórkami basisty Tobiasa Bruchmanna .
Po rozbudowanej kompozycji zespół zdecydował przywalić „Mindspawnem” - szybkim ciosem, bardzo intensywnym, prostym utworem z intrygującą dramaturgią melodyjnych gitar. Urywane riffy i ogólna dziwność i nieokrzesanie utworu zapada w pamięć. Początkowo miałem mieszane uczucia ale jest to utwór, który naprawdę zapada w pamięci.
Typowym dla gatunku przerywnikiem jest „When the Lighing Strikes”, chwila niezwykle nastrojowego wyciszenia. Krótki instrumentalny, ezoteryczny utwór ograniczający się tylko do nieśmiałego basu i gitary elektrycznej, w tle słychać szum wiatru. Tak dobrze zostało to zagrane, że naprawdę można odpłynąć. Dlatego szybko „Flowing Spring” wyrywa nas z rozmarzenia okrutnym wrzaskiem wokalisty. Cudnie zapiaszczone gitary przyćmiewają perkusję. Na koniec Nights in Gale postanowił trochę urozmaicić muzykę lirycznymi wstawkami oraz bardziej gardłowymi growlami basisty nadając utworowi groteskowego wyrazu. Po tym małym eksperymencie wracamy do rytmicznej melodyjnej luty.
Tak kończy się bardzo obiecujące wydawnictwo. EPka budzi apetyt na więcej, nic dziwnego, że Nuclear Blast pochylił się nad potencjałem zespołu, co zaowocowało kontraktem i dużą płytą, która ukazała się w 1997 roku.
Inne tematy w dziale Kultura