Po tym jak debiutancki Seasons narobił szumu w gotyckim środowisku, oczekiwania względem drugiego album zespołu z nieprzeciętną ilością literek „e” w nazwie były wygórowane. Nazwa EverEve zainspirowana została sagą J.R.R. Tolkiena, i na pewno tym co łączy obie twórczości to dbałość o detale.
…So we have left behind the ceaseless change
the ceaseless change of Seasons,
embittered by the inevitable maelstrom
that draws us towards the fields of winter
where crows burst out in their scornful cries.
And our eyes fall on the realm of much prouder
but neverthless even sadder creatures
the realm of the Stormbirds…
Mroczne syntezatorowe wprowadzenie zatytułowane, „Embittered” nawiązuje w tekście narracji do poprzedniego krążka. Podkoniec akustyczna gitara niczym odpalony lont doprowadza do eksplozji zatytułowanej „Fields of Ashes” będący początkiem kolejnej symfonii smutku uzbrojonej w drapieżne gitary. Wokale Toma to spektrum od niezrównoważone zawodzenia po ohydę skrzeku. Muzyka płynie elektroniczno-symfonicznym strumieniem zakłócanym przez stanowczą grę perkusję Marca. Ekstremalne składniki black a nawet death metalowe wyraźnie dominują w tym utworze. Rytmiczna budująca napięcie perkusja i klawiszowe, delikatne pasaże niczym koronkowe sukienki wpadają co chwile w smutną zadumę. Czerń piór łabędzia z okładki zdecydowanie nie jest przypadkiem. Końcówka utworu zagrana na pianinie przechodzi płynnie w smutną, króciutką gitarową partię instrumentalną „Escape…” stanowiący intro do „…On Lucid Wings”,
Another desperate night
Another weary fight
Another guardian angel
Vanished in a lake of flames
Utworu o bardziej syntetyczny brzmieniu, przynosząc diametralną zmianę nastroju na gotycką modłę. Bardziej przystępna, posępna, ezoteryczna muzyka. Dźwięki leniwie płyną emanując dziwną do scharakteryzowania mieszankę smutku z tlącą się nadzieją. Finał utworu o typowym dla EverEve filmowym rozmachu.
Następny utwór pt. „Martyrium” zaczyna się urwanym ciężkim riffem, który przechodzi w posępne zniekształcone partie skrzypiec, przy których jest szansa, że żyły same się rytualnie zaczną ciąć. Buczy jedynie złośliwie gitara basowa, akustyczna gitara potęguję rozpaczliwość utworu. Plugawy szept w języku niemieckim jadowicie wypluwa słowa . Słyszalną zmianą względem Seasnons jest to, że muzyka jest bardziej przejrzysta, mniej zagęszczona, a klawisze nadają całości specyficznej sterylności. Emocje znajdują ujście dopiero w rozpalanych płomieniach nienawiści, które od drugiej połowy zaczynają trawić ten utwór.
Kolejnym krótkim przerywnikiem jest „The Failure” przynoszący burzę industrialnych dźwięków i kakofoniczny gitarowy zgiełk tworzący apokaliptyczny klimat. Po takim przerywniku można oczekiwać czadu i rzeczywiście „The Downfall” takowy przynosi. Melodyjny death metalowy wstęp, podwójna stopa pruje aż miło, rozpędzony utwór z bardziej zadymionym brzmieniem. Z czasem utwór oczywiście spuszcza z tonu ale i tak jest to zajadły, gotycki, przebojowy metalowy cios. Skrzeki wokalisty na przemian z kąsającym brudnym głosem rozpaczy. Klawisze Michaela trochę zbyt przewidywalne i zbyt oklepane, co w cale nie umniejsza temu kolejnemu wielowątkowemu arcydziełu. EverEve byli wówczas mistrzami dramatycznych zmian akcji a gitarowa poezja solówek jest trudno do opisania słowami.
Tym razem intro jest zdecydowanie bardziej ugrzecznione, „Dedications” to piękna miniatura z minimalistyczną symfonicznym płomieniem i akustyczną grą. Jest to romantyczne wyznanie, które otwiera utwór tytułowy, miło kołyszący, tworzący nokturnową aurę. Z czasem rozświetlone solówki i rozpędzona perkusja nadaje dynamizmu temu mistycznemu utworowi. Rozdzierające wrzaski niczym eksplozje piorunów. Kolejny iście progresywny metalowy kawał grania.
In the frosty beginning of the autumn's dawn
When nature dies away from earth
White fog above the meadows is the border behind my eyes
Let me know that your downfall is my birth
Magiczna końcówka niczym zaklęta pozytywka, frywolnie przechodzi w kolejny magiczny pełen smutku utwór „As I Breathe The Dawn”. Ciężkie dudnienie perkusji niczym kroczący olbrzym, utwór co ciekawe o bardziej rockowy z manifestem obwieszczającym nadejście śmiercionośnej jesieni.
Grey light shines through dead trees
Takes away the brown leaves in the end
My mother's garden sleeps its lust away
Her will lies motionless in my hands
Słowa idealnie pasują do atmosferycznego tła, widać tematyka przemijania i pór roku wciąż stanowiła inspirację dla EverEve.
Największą niespodzianką jest „Spleen”, który rozpoczyna wspaniała kanonada zagrana na pianino. Tom recytuje francuski tekst bazujący na utworze Charles Baudelaire. Pieśń ta oparta jedynie na wspaniałej grze Michalea Zeissla, który po raz kolejny dowodzi, że naprawdę ma pojęcie o tym instrumencie.
Kolejną zmianą klimatu przynosi „Universe”, nadciągają ciężkie gitarowe chmury, żeńska melodeklamacja, szarpany riff złagodzony klawiszowym pyłem. Bardziej mechaniczne granie kontrastuje z dźwiękami poprzedniego utworu. Z czasem utwór przechodzi w bardziej płynne ciężkie posępne granie. Schowana piękna solówka klawiszowa skąpana w ambientowej pianie.
Intrygujący perkusyjny początek „A Part of You”, wraz z rozmytą gitarą akustyczną stacza się w doomowy walec, poszarpany przez skrzeczącym zlodowaciałym wrzaskiem. Apokaliptyczna mieszanka symfonicznego rozmachu i perkusyjnego nalotu dywanowego, który przechodzi do najbardziej groteskowego utworu jaki ten zespół poczynił. „Valse Bizzare” to nawiedzony, groteskowy cyrk, pełno tu chaosu i nieustannie narastającego tempa, który ma swój kres w absurdalnej kakofonii. To kolejny dowód niepohamowanej inwencji twórczej. Po czterominutowej ciszy otrzymujemy na zupełny koniec instrumentalny utwór o średniowiecznym posmaku.
Po niezwykłym debiucie zespół potwierdza swoją niezwykłość równie potężną drugą płytą. Szkoda tylko, że historia tak niespodziewanie się potoczyła. Bo przy takim zgraniu i pomyśle na swój styl napewno jeszcze niejedną piękną płytą ten zespół by nas zaskoczył. Pewne jest jedno Seasonsi Stormbirdsstanowią epitafium dla ś.p. Toma Sedotschenko, który w wieku zaledwie 28 lat targnął się na swoje życie.
Inne tematy w dziale Kultura