Ignatius Ignatius
208
BLOG

Bal-Sagoth: Atlantis Ascendant - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Po rekordowej jak na Bal-Sagoth dwuletniej przerwie, premierę miał następca The Power Cosmic. Tym samym Brytyjczycy wkroczyli w XXI wiek co nie przełożyło się na żadną rewolucję w muzyce wręcz przeciwnie słychać echa dzieł wcześniejszych. Zespół nie miał zamiary zmieniać, konsekwentnej jasno wytyczonej ścieżki. Tym razem Bal-Sagoth stworzył niemal konceptualny album, którego tematem przewodnim jest relacja archeologa, który poszukuje śladów zaginionej cywilizacji, mitycznej Atlantydy. Cała historia oczywiście dzieje się w wykreowanym przez zespół uniwersum.  

 

Album różni się budową od poprzedniego tym, że umieszczono wspaniałe symfoniczne przerywniki, które bynajmniej nie są zbędnymi zapchajdziurami. Pierwszym z nich jest „The Epsilon Exordium”. Skojarzenia i odniesienia do gier fantasy i kinematografii wręcz oczywiste.

Long ago, before the Third Great Cataclysm reshaped the face of creation, one nation rose above all others in the antediluvian world... Atlantis.

Tytułowy utwór wita nas trąbkami i smutną gitarą. Narrator jak zwykle w formie, szybkie tempa, tym razem orkiestracje są bardziej schowane ale nadal bogate. Natchnione chóry mieszają się z skrzekliwym szeptem. Gitarowe riffy jakby oszczędniejsze, nadal jest oczywiście bombastycznie, momentami brutalnie.

Niepokoi początek „Draconis Albionensis” z silniejszym głosem narratora, atmosfera utworu zamglona nieco chaotyczna i tajemnicza. Przez ludyczną skoczność utwór jest bardziej folk metalowy niż symfoniczny. Partie gitary Chrisa są czasem muląco słodkie niczym nachalna cukrowa chmurka. Następuje przełamanie klimatu ambientowym, rozmarzonym fragmentem po czym wracamy do pląsów i tańców. Huśtawka nastrojów w tym utworze jest porażająca od frywolności do powagi surowości chłodu klawiszy i płomienistych riffów.   

The Great Eye of the Universe opens! Through this astral art the secrets of the cosmos are mine to know... for the stars are my dominion!

Następnie przychodzi czas na kosmiczny galop z schizującymi efektami rodem z oldschoolowych filmów science-fition. Tak pokrótce można scharakteryzować Star-Maps of the Ancient Cosmographers”. Zaskakuje tempo z jakim Byron skrzecząc, wypluwa słowa. Momentami odnoszę wrażenie, że dorównuje prędkością perkusji Davea. W środkowej części utworu, wszelki blask przygaszony zostaje nieprzeniknionym mrokiem.

W połowie albumu pojawia się wspomniany utwór instrumentalny, tytuł „The Ghosts of Angkor Wat” jest bardzo adekwatny, bowiem utwór utrzymany jest w zimnym, nawiedzonym nastroju

Największą niespodzianką na tym albumie jest z pewnością, oczekiwana trzecia część trylogii: „The Splendour of a Thousand Swords Gleaming Beneath the Blazon of the Hyperborean Empire”, jest to zarazem najdłuższy, jeden z najbardziej intensywnych i najbardziej brutalnych utworów na płycie. Energetyczne, malownicze, pełne fantazji (dosłownie) granie. Intrygujące gitarowe patenty, bitewna atmosfera budowana przez militarystyczne trąbki, które poprzedzone zostały sygnałem rogu. Ciężkie bombardowania w końcówce naprawdę miażdżą.  

W „The Dreamer in the Catacombs of Ur” następuje zmiana klimatu na orientalne, szybsze szycie przełamywane oczywiście symfonicznymi jazdami. Ciekawy patent z rytmiczną melodeklamacją która brzmi jak wypluwane tajemnicze inkantacje. Epickość końcówki utworu z fletami w roli głównej jest ciężko do opisania słowami, tego trzeba posłuchać.

Beneath the ice, the endless ice of Pangaea's now axial eternally frozen frontier, entombed for countless millions of years... the lost cities of Antarctica!

Na obecne letnie upały jak znalazł będzie przeniesienie się w wieczne antarktyczne lody w „In Search of the Lost City of Antarctica”. Utwór wyróżnia się innym, lodowatym brzmieniem, symfoniczne tła są bardziej uwypuklone, dominuje krystaliczny chłód.

Powoli druga część trylogii dobiega końca, a koniec musi być z przytupem. „The Chronicle of Shadows” majestatycznie, nierychliwie rozpoczyna się od triumfalnych fanfar. Utwór pełny swoistego jadu, jak wspomniałem teksty są równie ważną sferą artystyczną względem muzyki, zwłaszcza, że w tym wypadku tekst jest totalnie miażdżący zwłaszcza fragmenty takie jak: Know that I have cavorted beneath the horned moon with repellent fiends, and liberated virgins from the burden of their maidenhood. Druga połowa utworu to sroga dominacja ciężkiego riffowania.

Na koniec spajający całość ostatni utwór instrumentalny, stopniowo zastygający w delikatnych tchnieniach.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura