Dwa lata po zjawiskowym debiucie przyszła kolej na drugie zlodowacenie jakie zgotował niemal dwie dekady temu Dissection. W szeregach zespołu zaszła zmiana, idealista Jon Nödtveidt zaczął przestawać tolerować zbyt rock’n’rollowe podejście do sprawy drugiego gitarzysty Johna Zwetsloota(zdążył przyczynić się do napisania dwóch utworów „Night’s Blood” i „Retribution – Storm of Light’s Bane”). W konsekwencji John pożegnał się z zespołem a na jego miejsce wskoczył Johan Norman – wszystko zostało w rodzinie bowiem jest to gitarzysta z którym Jon Nödtveidt współpracował jeszcze za czasów Satanized. Nad całością czuwał oczywiście Swanö. Album okrzyknięty najlepszym w kategorii melodyjnego Black łamane na Death Metal. Rzeczywiście trudno nie zgodzić się z tą wydawałoby się zbyt pochlebną oceną. Jest to dzieło skończone, niesamowicie dopracowane a przy tym posiada swój pierwotny charakter Black Metal. Proporcje brudnego nieokrzesanego czarnego metalu zmieszanego z odhumanizowaną śmierć metalową machiną zostały zastosowane z mistrzowską precyzją a wszystko zaklęte w kolejnych trzech kwadransów przeraźliwie zimnej muzyki. Prawdopodobnie zimniejszej niż na pierwszej odsłonie Szwedów.
Album rozpoczyna charakterystycznego dla tego zespołu dawka nastrojowych, akustycznych dźwięków. Melodia przywołuje na myśl klasyków kina grozy
Feel the call - Nocturnal desire
Sorrow's breath - Enchanting cries
Night's blood - Taste damnation's wine
Feel the pain - Nocturnal desire
The devil's path of dark delight
Night's blood - Pure damnation's wine
Po chwili pogryzieni zostajemy przez tysiące zębów w „Night’s Blood”. Krwawa łaźnia od pierwszych sekund, melodyjna gitara przedziera się przez gąszcz zbroczonych gęstą krwią cierniOla Öhmana. Wokal Jona nadal czytelny- zajadle i zdecydowanie wyżej skrzeczy niż na The Somberlain. Świetne riffy i wspaniałe brzmienie perkusji, które ewidentnie dominuje na tym albumie. Już w tym utworze słychać, że podejście Jona zmieniło się od ostatniego albumu. Muzyka jest bardziej brutalna i bardziej bezpośrednia. Lawina na chwilę zostaje ujarzmiona klimatyczną akustyczną przygrywką która zostaje zmieciona przez podmuch żywego lodu jakim zieje Jon wspomagany przez siarczyste riffy. Bardzo klimatyczne podejście do Death Metalu – zupełnie inne niż to jakie prezentował Tiamat.
Kolejnym długim mordowaniem jest potężny „Unhallowed” najbardziej intensywny utwór i jeden z moich ulubionych w historii tego zespołu. Świetny riff za riffem wokalJona Nödtveidta przytłoczony przez zagęszczoną bezwzględną perkusję Ola, który stara się urozmaicać swoją grę unikając monotonnego napierdalania, trzeba przyznać, że wychodzi mu to niezwykle dobrze. Mimo wszystko brzmienie nie jest złe. Melodeklamacja z otchłani grzmi w oddali – w alternatywnym Miksie jednak . Po mimo ekstremalnej prędkości jest tu wiele niesamowitej melodii, której nie sposób dać się oprzeć. Zwłaszcza zwala z nóg finałowy pasaż wzbogacony ezoterycznymi, akustycznymi dźwiękami przysłonięty gitarową ścianą.
Kolejny utwór to jeden z najbardziej znanych utworów Dissection, mowa oczywiście o „Where Dead Angels Lie”, z większą niż zwykle dozą chwytliwości, o wręcz erotycznym posmaku wita nas gitara akustyczna. Utwór snuje się powolnie i mozolnie. Gitara zaczyna łkać bo już wie że zbliża się bezwzględna pożoga wzniecona przez perkusistę. Jon szyderczo skrzeczy, szepcze budując klimat szaleństwa. Epickie melodie kojarzą się z balami w zapomnianych pałacach, w których od dawien dawna gości już tylko nostalgiczne wspomnienie. Rozmarzona mistyczna wstawka i przeraźliwy niewieści krzyk przerywa chwilową sielankę. Końcówka z pulsującym basem Petera Palmdahla i posępnym zawodzeniem gitary - Arcydzieło!
I have come to challenge your ways
Light's bane - The Last of your days
Oh broken wings - My darkness enslaves
Allow me to erase your feeble race
Połowa albumu przynosi
„Retribution – Storm of The Light’s Bane” – jak sama wskazuje lekko nie będzie. Utwór przygniata ciężarem rytmicznego pasażu, z chwytliwym, masywnym riffem. Wokal Jona bardziej oślizły niż zwykle, utwór prostszy w konstrukcji żeby nie powiedzieć, że toporny. Sercem tego Black metalowego pokazu siły jest dramaturgia schowanej gitary w którą warto się wsłuchać. Pomimo barbarzyńskiego wydźwięku całokształtu to jednak wiele miejsca znalazło się na smaczki pokroju pysznej neoklasycznej wstawki czy niektórych riffów, zgrabnie nawiązujących do klasycznego Heavy Metalu. Między innymi właśnie ta umiejętność czerpania z różnych stylów stanowiła potencjał tego zespołu.
Hear the choirs
Is it the wind that brought back their cries?
Forged in blood by tragedy
Dark were the thorns of crimson death
Piękno wstępu do „Thorns of Crimson Death” jest niedopisania. Jedno z najbardziej klimatycznych dzieł jakie Dissection popełnił. Smutek zaklęty w gitarach w pierwszej części utworu poruszy niejedne czarne serce. Utwór jest wyraźnie wolniejszy, wokół roztacza się magiczna aura , bardzo epicki z kolejnym popisem wokalnym Jona, który w tym utworze wspomagany był przez gościa w postaci samego Legiona z Marduk. Utwór jest wyjątkowo bardzo gitarowy, bogaty w zaskakujące niuanse którymi obdarowałby spokojnie kilka kapel. Burza w środku utworu jest tak sugestywnie nagrana, że nawet efekty dźwiękowe są zbędne – Ola detonujący swoje kotły w zupełności wystarczają . Rozpływać się nietrudno też przy liryczności solówek gitarowych. Niełatwą sztukę potrafił osiągnąć ten zespół, gdzie rzeczywiście długość utworów była uzasadniona bogactwem rozbudowanych kompozycji, co trzeba podkreślić - bez zbędnego zapychania powtarzanymi motywami w nieskończoność.
Na sam koniec masakrowani jesteśmy bezwzględnym do wszelkich granic mentalnego bólu utworem „Soulreaper". Brutalne otrząśnięcie z mistycznego. Nie znaczy to, że utwór ten pozbawiony jest klimatu. Jest to po prostu solidna luta z mistrzowsko wkomponowanymi akustycznymi płomyczkami w piekielną rzeź. Druga połowa utworu jest zdecydowanie bardziej urozmaicony np. nagłymi zatrzymaniami i kosmicznymi przejściami Ola. Również w tym utworze pojawia się gość – Niejaki It(m.in. Abruptum) mrocznie melodeklamując.
Po takiej kosmicznej katastrofie zostają tylko zgliszcza i pojedyncze dźwięki klawiszowego „No Dream Breed In Breathless Sleep” rozsiane przez Alexandrę Balogh znaną jako Axa. Utwór koi rany a jest ich bezliku, kąsane, szarpane, zarówno odmrożenia jak i oparzenia nazbierało się tego trochę.
Storm of the Light’s Bane to drugie i ostatnie tak wspaniałe dzieło Dissection. Zespół nagrał w 1995 roku album pełen zimnokrwistej furii, zawierający rozpoznawalne składniki ale niepowielający schematu The Somberlain. Horda Jona nagrała album brutalniejszy przy tym niezatracający swej tożsamości. Naprawdę trudno zdecydować, który album jest lepszy, bo oba są zaliczane do kanonu gatunku. Uczciwie stwierdzam, że debiut zabija ucieleśnionym klimatem mroku a dwójka poniewiera ze zdwojoną siłą.
Inne tematy w dziale Kultura