Ignatius Ignatius
957
BLOG

Dissection: The Somberlain - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Pierwsza długogrająca płyta Dissection to jest bezwątpienia jedna z najważniejszych pozycji ekstremalnego, melodyjnego metalu. Album ukazał się w 1993 roku i został zadedykowany zamordowanemu Euronymousowi. The Somberlain to trzy kwadranse muzycznej podróży nawiedzoną karocą przez bezmiar mroku, zimnej, wilgotnej nocy i czającego się zewsząd czystego, zniecierpliwionego zła.

 

Już na samym starcie opętane głosy witają nas i poganiają naszego woźnicę, nasza karoca zaczyna mknąć ku czarnemu horyzontowi… „Black Horizons” to melodyjne szybkie granie z licznymi zmianami tempa, które tworzą długi majestatyczny instrumentalny pasaż. Utwór to istne ośmiominutowe arcydzieło. Jon Nödtveidt pomimo, że skrzeczy to robi to w zaskakująco czytelny sposób. Minimalnym mankamentem jest to, że trochę za bardzo schowany względem innych instrumentów, ale mimo wszystko produkcja jest naprawdę wspaniała. Zresztą nic dziwnego, album produkował Dan Swanö. W środku utworu czaruje akustyczna melodia Johna Zwetsloota, równie piękna jest solówka wyrwana z samego serca otchłani, pełna skrajnej rozpaczy. Największym zaskoczeniem jest czysty krótki fragment zaśpiewany falsetem, który można traktować jako hołd dla Heavy Metalu lat ‘80. Atmosferę potęgują idealnie wkomponowane chórki, coś niesamowitego po ponad 20 latach wciąż ten fragment robi kolosalne wrażenie.

To dopiero pierwszy etap podróży po ponurej ścieżce, a już tyle się wydarzyło, tyle niesamowitych dźwięków usłyszeliśmy. Drugi utwór to tytułowy „The Somberlain”, warto pochylić się na chwilę nad jego znaczeniem. Jest to gra słów „somber” – posępny, ponury i „lane” czyli ścieżka. Jest to ostatnia droga wspomnianego zamordowanego Euronymousa a więc jest to kluczowy punkt naszej podróży. Zaczyna się spokojnie, powolnie i bardzo smutno. Jest to kolejny, jeden z dłuższych utworów. Po chwili atakuje szybką perkusją Ola Öhman, w dodatku zerwał się gitarowy chłód, który przeszywa do szpiku kości. Idealne siarczyste brzmienie, perkusyjna artyleria odpala co lepsze pociski. Mróz osiąga swoje apogeum w środkowej melodyjnej partii. Nieposkromione riffy niczym fale morza czerni rozbijające się o skalisty brzeg. Wyraźnie wzmaga się ciężar gitar w drugiej połowie, jest wolniej, na koniec wysłuchujemy melodeklamacji poczym na finał znów wzmaga się czysta black metalowa pożoga. Jest miejsce na surowość, nienawiść ale i na piękno. Na chwilę siły zła odpuściły, przejaśniło się i naszym oczom ukazują się krwawopurpurowe wierze.„Crimson Towers” to jeden z nastrojowych, akustycznych przerywników.

The mountains below we reached by our will

The flames of our swords are burning still

Temptated by the night to spread hate and fear

Were the revenge the blackest, Their souls is our prey

Storms of evil, thunder and might

Their moons in our eyes, a guiding sight

Po krótkim odpoczynku wracamy na trakt, przed nami „A Land Forlorn” jest wolniej, bardziej patetycznie, powietrze gęstnieje od trujący oparów riffów gitarowych. Utwór poszarpany przez chaotyczne i pełne grozy gitary i nagłe zrywy perkusisty. Ładna krótka solówka a po niej szyderczy śmiech, który na długo pozostanie w głowie. Wolne toporne riffy kolejne przyspieszenie tym razem transowe, pełne głębi niszczenie. Połamana perkusja i grobowa zgnilizna miesza się z doomową smołą  .

Zdjęcie Dissection — Cropped/better qualityStraszne miejsca widzieliśmy do tej pory a to przecież dopiero połowa podróży. „Heavens Damnation” to oceany zmrożonej strachem krwi przelane. Utwór ma coś prymitywnego w sobie, wyraźny kontrast brudu i mrocznego piękna. Skrzek Jona niemiłosiernie zajadły, jeden z lepszych na płycie. Liczne zmiany tempa, znów można wyłapać nawiązania do klasycznego heavy metalu tym razem w gitarowych riffach. Końcówka utworu jest zarazem akustycznym wstępem do „Frozen”. Wspaniale brzmi czyste, krystaliczne brzmienie werbla i zawodzącej gitary, głuche dudnienie niczym tąpnięcia generuje Ola swoimi przejściami. Wokal bardziej schowany, brzmienie bardziej zagęszczone, zamglone, tajemnicze. Narastające napięcie riffów, eskaluje niepokój. Już w wersji demo te utwór był niesamowity, po profesjonalnej obróbce jeszcze lepsze sprawia wrażenie

Okrutnie zimną płytą jest The Somberlain , nie pomaga nawet kolejny przystanek by się spróbować ogrzać przy płomieniach ogniska i kolejnej akustycznej przygrywce „Into Infinite Obscurity”. Ledwo ręce odtajały a już znowu zaczęło wiać w „In The Cold Winds of Nowhere” riff brzmi jakby tłumił wciąż narastającą agresję, która znajduje ujście w eksplodujących konwulsjach perkusisty. Rozpasanie wchodzi na salony Jon skrzeczy niższym głosem, ołowiane gitary z niepokojąco przeciągniętymi dołami. Ohydny skrzek w połowie i kolejne spowolnienie z niesamowitym popisem plugawego wokalu. Mimo że jest to jeden z krótszych utworów, to naprawdę dużo się w nim dzieje zwłaszcza jeżeli chodzi o nawiedzone i rozpędzone solówki. Tym samym zbliżamy się powoli do kresu naszej podróży. „The Grief Prophecy/ Shadows Over a Lost Kingdom” to smutna przepowiednia opowiedziana przez niespokojny gitarowy pasaż. Utwory znane z wcześniejszych dem nie straciły swej surowości a na pewno zyskały, wszystko brzmi jeszcze bardziej potężni. Melodie brzmią niczym oszlifowane kamienie szlachetne, czysto i przejrzyście co bardzo dobrze słychać w „Mistress of The Bleeding Sorrow”. Na koniec żegna nas samotna gitarowa melodia „Feathers Fell”.

Trudno przecenić ten album, bez dwóch zdań dzieło wyśmienite, którego trzeba posłuchać koniec i kropka.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura