W 1998 roku po serii udanych płyt Gates of Ishtar postanowił, krótko mówiąc zdechnąć… Szybko z jego popiołów z inicjatywy Mikaela Sandorfa powstał zespół Soulash, który zdążył nagrać demo w 2000 roku. Niedługo po tym zespół zmienia nazwę na The Duskfall(w zasadzie to na Duskfall, bowiem na recenzowanym demie taka widnieje nazwa).
Mimo, że jest to inny zespół niż Gates of Ishtar, trudno nie mierzyć dokonań ekipy Mikaela porównując do jego pierwszych dokonań. The Duskfall to oczywiście nadal Melodyjny Death Metal, któremu jak miałbym porównywać najbliżej jest do trzeciej płyty Gates of Ishtar. Nadal jest to rozpędzone, melodyjne granie, różnicą jest większa obecność elementów thrashowych iGroove.
Pierwszy utwór „Dawnskies” to wczesna wersja utworu „Agoraphobic”. Głośne, mocne wejście i solidne riffowanie, miły dla ucha tłusty basik za który odpowiedzialny jest Kaj Molin. Maniera wokalna Sandorfa żywcem zdjęta z At Dusk and Forever, jednak to już nie ta forma co kiedyś i nie dziwi fakt, że już na długograju wokalną pałeczkę przejmie ktoś inny. Wszystko byłoby dobrze, jest to solidne średnio szybkie granie, ale solówka gitarowa tak słodka jakby ją lepili z waty cukrowej, oblanej grubą warstwą toffi i bitą śmietaną – nie ma opcji zmuli każdego. Muzyka ma kopa, intensywność plasuje się pomiędzy drugim a trzecim krążkiem Gates of Ishtar, z tą różnicą, że brzmienie jest bardziej wygładzone. Drugie solo już jest bardziej stonowane.
Dużo lepsze wrażenie sprawia „None” rytmiczny z ciekawszą grą na perkusji Oskara. Solówki eksplodują znienacka i… ten straszny czysty wokal absolutnie niepasujący do całokształtu. Długie falujące solówki i solidna patatajka utrzymuje się przez większość tego materiału. Jest to dobry przykład Melodyjnego Death Metalu bez parapetów.
Moim faworytem z tego dema jest utwór „Taking Control” znany na debiucie jako „Farawell Song”. Wokalnie jest dużo lepiej, utwór jest mniej czytelny, wyraźnie cięższy z szarpanymi riffami. Bardziej klasyczne i poważne solówki wypadają zdecydowanie lepiej niż ta z „Dawnskies”. Interesującym początek ma „You’re the Light”, dużo w nim nowoczesnego thrashu i słodkiej przebojowości. Utwór odznacza się swoistym klimatem, początkowo miałem zastrzeżenia do refrenu, śpiewanego w konwencji przywodzącej na myśl piosenki z anime… ale za którymś razem jest to nawet do przełknięcia.
Mocnym finałem jest „Tune of Slaughtered Hearts” z smutnymi i epickimi riffami. Świetna gra Oskara, Mikael na koniec również postanowił urozmaicić swoje wokalizy o bardziej brutalne growle. Druga część utworu to świetne mieszanie z wisienką na torcie w postaci najlepszej solówki na tej demówce.
Inne tematy w dziale Kultura