Ignatius Ignatius
154
BLOG

Gates of Ishtar: At Dusk and Forever - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Trzecia i niestety ostatnia pozycja Gates of Ishtar to tradycyjnie osiem utworów. Skład zespołu został radykalnie okrojony do tria. Na placu boju pozostali wokalista Mikael Sandorf(który w tym wypadku przejął również funkcję basisty i gitarzysty), gitarzysta Urban Carlsson i perkusista Oskar Karlsson.

 

At Dusk and Forever to płyta monolit, pierwszy utwór „Wounds” to mała rewolucja, od razu z grubej rury jedziemy niemal na oślep. Brzmienie jest wyraźniejsze, uwypuklone i odpowiednio zagęszczone. Wokal jest bardziej głęboki. Gitary szorstko młócą, jest jeszcze bardziej melodyjnie. Harmonia zmaga się z hałasem. Zmiana ta jest bardzo korzystna żywiołowe, szczere niezwykle energetyczne granie. Mniej smutku na rzecz nieskrępowanej wściekłości ale i tajonej nadziei. Momentami dziwnie brzmi perkusja, czasem wokal się gubi w nawałnicy dźwięków ale to drobiazg. Rozpędzone tempo utrzymane jest przez większość albumu, niektóre utwory są bardziej pokombinowane pod katem gitarowego szycia jak choćby w „The Nightfall”. Mocną stroną tego albumu są wspaniałe gitarowe sola, zwłaszcza ta w tytułowym utworze.

Środek albumu to epicentrum magicznej anihilacji, „Battle to Come” jeden z najszybszych na płycie wraz z dorównującym mu kosmicznym pędem „The Burning Sky”, gdzie słychać, że nieboskłon zapłonął, żywym płomieniem. Chwili wytchnienia można znaleźć dopiero w „Never Alone Again” ale tylko pozornie, bowiem nadal jest to siarczyste nieco rozmyte łojenie. Chłostająca perkusja, gubiący się w tym wszystkim charczący wokal, tajemnicze melodie przeciskające się w tle tworzą wrażenie głębi. Powoli przechodzimy w bardziej klimatyczną część albumu - „Always” wraz z „Forever Beach” , to najbardziej nastrojowe i smutne kompozycje na At Dusk and Forever. Wysmakowany instrumentalny pasaż pełen atmosferycznych dźwięków tego pierwszego to jeszcze nic w przy tym co zespół zostawił na sam koniec. Siedmiominutowa instrumentalna suita „Forever Beach” to kawał progresywnego grania, jest to cała odcedzona progresja, wytopiona z większości płyty skumulowana w jednym naczyniu.  

Japończycy jak to Japończycy na deser otrzymali cover Mötley Crüe – „Red Hot”, który znaleźć też można na reedycji.

Swoją intensywnością i nieograniczonym zasobem energetycznym jest to moja ulubiona płyta Gates of Ishtar. Szkoda, że w takiej formie zespół się rozpadł, dla pocieszenia dodam, że tytuł płyty okazał się niejako proroczy - część składu utworzyła The Duskfall, który prezentuje bardziej współczesne oblicze melodyjnej ekstremy.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura