Ignatius Ignatius
256
BLOG

Unleashed: Hell’s Unleashed - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Po pięciu latach piekło zostało wyzwolone. W 2001 roku w trakcie zaawansowanych prac nad albumem Johny obiecał, że Unleashed przygotowuje w studiu kolejny atak na gatunek ludzki(…) Rzeczywiście w pewnym sensie słowa dotrzymał bo jest to atak tylko, że bronią niekonwencjonalną. Dziwna jest ta płyta, z jednej strony słychać, że to Unleashed z drugiej strony mam wrażenie, że jest to płyta parodiująca śmierć metal. Znów moda odcisnęła piętno na wikingach, tym razem na melodyjki.  

 Smutny riff przewodni „Don’t Want to Be Born”, silny czytelny wokal z skrzekami, akustyczna wstawka z szepczącymi demonicznymi odgłosami – taki Unleashed o zabarwieniu komercyjnym. Tytułowy cios to średnie tempa z paroma wyjątkami, melodyjny energetyczny, z chwilowymi przyspieszeniami. Trochę nie mogę się przyzwyczaić do wokalu.

Początkowo humor poprawia piekielna siarka wysypująca się z gitar w „Deamoneater”. Wydawało mi się, że to będzie stary dobry Death Metal ale silenie się na chwytliwość i przekombinowany wokal Johnego, który do porzygu powtarza Demoneater sprawia, że danie robi się ciężkostrawne. Za to rozpustna solówka z piekła rodem jest klasą samą w sobie, wyjątkowo dużo tym razem odniesień do Thrashu można znaleźć na tym krążku. Tylko po co tyle upchano różnego rodzaju przeszkadzajek, które często bardziej psują klimat utworu niż go budują.

Hmm coś na razie cieniutko, nie jest źle, ma swój urok luz i Rock’n’Roll na skalę do tej pory  niespotykaną w twórczości Unleashed ale jednak co za dużo to niezdrowo. Na szczęście znalazło się na tej płycie i miejsce na taki „Fly Raven Fly” to już jest 100% Unleashed jeżeli chodzi o nastrój i ciężar. Wokalne Hedlund również prima sort – jak chce to potrafi. Melodyjna, epicka wstawka przeradza się w małe patataj, również solówka jest nie mniej pokombinowana niż poprzednie. „Mrs. Minister” posiada bodaj najbardziej melodyjny wstęp w ówczesnej historii zespołu. Bardzo szybki kawał Death Thrashu z powalającymi solówkami. O dziwo momentami lukrowane partie gitarowe pasują do tego piekiełka. Motorowo dosłownie kończy się utwór odgłosami piekielnych maszyn i przechodzimy do łojenia w rubasznym „Joy in the Sun” – klimat niczym z groteskowego pikniku, zresztą wystarczy zerknąć na tekst…

Wanna go on a date
Gonna have some fun
Pick you up in my new car
Take a ride in the sun
Driving down the boulevard
Headin' down to the beach
Gonna drive real slow now
Grab a hold on me...

Tak, tak to już Death’n’Roll pełną gębą. W „Demon Rejoice” panuje ciekawy mroczny klimat cuchnący trupem. Puls gitary basowej Hedlunda nigdy dotąd tak mocno eksponowany zwiastuje to co się będzie działo na następnym albumie. Nieco psychodelii wkradło się na tym albumie słychać to w wielu riffach i solówkach. Luzacko jest też w „We’ll Come for You” klimat z ostro zakrapianej meliny. Będąc w połowie albumu stwierdzam, że to na pewno nie jest standardowy death metalowy krążek, traktując go jako całość jest to ekstremalny kolarz,  przejaskrawiony zbiór niespójnych pomysłów. Gdybyśmy każdy utwór traktowali oddzielnie album na pewno zyskuje.

Druga połowa albumu to skoczny „Triggerman”, wikingowski groove „Dissection Leftovers. Szalona jazda rozpędzonym, przeciążonym tirem w „Peace, Piece by Piece”.

Mocnym punktem programu jest grzmiący ciężki bas w „Burnt Alive”oraz mieszanka Death i Stoner Metalu w „Your Head is Mine”.Na sam koniec niejaki Johan Ljuslin zaserwował całkiem, całkiem klawiszowy, dark ambientowy zamykacz.  

Odnoszę wrażenie, że ta płyta to karykatura Unleashed, nie jest źle, jest to album pełen energii, czadu, każdy utwór jest z innej bajki ale uważam, że wikingowie przedobrzyli.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura