
Druga w historii wszechmocnych wikingów przerwa, okazała się zbawcza. Mógł mieć na to wpływ dopływ świeżej krwi nowego gitarzysty – Fredrika Folkare. Z drugiej strony na Warrior słychać piętno swojej poprzedniczki, można by rzec, że to nawet nie tyle kontynuacja a próba nagrania tego albumu tak jak brzmieć powinien. Niech przykładem będzie już pierwszy utwór „Warmachine” - podobieństwa do „Victims of War” jest wyraźnie czytelne. Z tą różnicą, że brzmienie jest już o piekło bardziej przyzwoite. Tak jak by wojownicy death metalu wyciągnęli odpowiednie wnioski. Brzmienie jest mięsiste odpowiednie zagęszczone – ten piach w gitarach w „In Hellfire”, po którym długo będzie zgrzytał w zębach. Mroczna głębia riffu wysysa siły witalne i nie sposób w nim nie utonąć
Nowością na tej płycie jest skrócenie utworów, które teraz rzadko przekraczają trzy minuty. Wokal Hedlunda to czytelny ale jednak growl. Jednym z moich faworytów na pewno jest publicystyczny utwór „Mediawhore” – cóż za ironia, by siedemnastu latach tematyka utworu idealnie wpisuje się w realia naszego kraju…
Preaching for the truth
That their country is for sale
A liberalist on crack
Just another whore face
Rozpędzony protest song z totalnym wykopem i jakże soczystą solówką gitarową. Oczywiście jak na poprzedniku musiało znaleźć się miejsce dla nowocześniejszego szycia. „Down Under Ground” to bujający Groove, w grobowym tempie w którym Johny dosłownie opowiada o dragach a atmosferę obrazuje przyćpana solówka. Bujanie i kroczący rytm podtrzymany jest w „My Life for You” – to również kawał niezłego Groove. W dalszej części w tej stylistyce pojawia się „Your Pain My Gain”, który brzmi jak podrasowany odrzut z Victory, który w sumie jest lepszy niż ¾ owej płyty.
Dla kontrastu i nadania dynamizmu co jakiś czas(niestety, stanowczo za rzadko) rażeni jesteśmy prawdziwymi hymnami Death Metalu takimi jak, rozpędzony, wyraźnie thrashujący „Death Metal Victory” gdzie tytuł mówi sam za siebie – w tym wypadku słowa te nie zostały rzucone na wiatr. Totalny oldschool przyprawiony niczego sobie solóweczką. Kolejnym rasowym death metalem jest „Born Deranged”, który nie jest już tak miażdżący jak „Death Metal Victory” ale nie ma co narzekać, zwłaszcza ze względu na wyraźną obecność gitary basowej Johnego i budzącego niepokój gitarowego pasażu, który jest jednym z najlepszych momentów na tej płycie.
Znów wracamy do wolnego tempa, tym razem klasycznie heavy metalowych korzeni. To już jest znak rozpoznawczy Unleashed, sztuka łączenia na jednej płycie trzech epok, przy tym nie tracąc na spójności. Brzmienie perkusji to istna poezja do której przygrywa melancholijna solówka gitarowa. Utwór ociera się o coś na kształt unleashedowej ballady o dojrzałej sferze lirycznej.
One of these days...I'll be the old man
And I’ll will fight for my family and land
Löngt Nid to wspaniałe nawiązanie do przeszłości – hipnotujący mrożący niczym kry na Bałtyku klimat wyparty przez ciężar majestatu gitar i oszczędnej grze Shultza. Jest to kolejna epicka przypowieść Johnego – Obecność nowego gitarzysty wprowadza wyraźnie nową jakość, pojawiają się elementy, które do tej pory nie występowały muzyce wikingów i sprawdzają się niezwykle dobrze. Okładka o wyraźnie wojennym kontekście zobowiązuje do obecności batalistycznej tematyki. Jak sam tytuł wskazuje Ragnarök – zmierzch(lub też przeznaczenie) bogów – wielka walka bogów z zastępami olbrzymów Lokiego – czyli uproszczając nordycka wersja apokalipsy. Któż inny godzien jest aby napisać ścieżkę dźwiękowa do tego wydarzenia? Muzycznie jest to dosyć dziwny utwór wolny z akustycznymi wstawkami i potężnym gardłowym growlem.
Album wieńczony jest przez wojenne bębny i zadziorny niczym ciernie riff, który pomimo swej prostoty ani trochę nie dłuży się. „The End” brzmi jak próba okiełznania furii.
Nie jest to do końca równa płyta, ale na pewno jedna z ciekawszych pozycji tamtych lat. Dziś również można znaleźć na niej wiele dobrze zrealizowanych pomysłów. Tylko dlaczego pomimo zapowiadającej się dobrej passy zespół nagle znika tym razem na pięć lat na rzecz innych projektów?
My mind requires
The voices demand
My mind requires
The voices demand
...the end
Inne tematy w dziale Kultura