Ignatius Ignatius
544
BLOG

Unleashed: Shadows in the Deep - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Wrzask Johnego budzi nas toporem między oczy, przez najbliższe dwa kwadranse nie będzie mowy o ciszy „The Final Silence” rozpoczyna się ekstremalnie, z czasem pęd tej makabreski zwalnia, by na koniec dobić z równie niszczycielską siłą.

Zaskakującym utworem jest „The Immortals” z dosyć czytelnym(jak na Johnego) growlem. Utwór jest w całości osadzony w wolnych tempach z bardzo ciężkimi gitarami i oszczędną ale dosadną perkusją, muzyka stanowi tło do opowieści.

Krwawym świdrującym riffem zaczyna się „A Life Beyond”, tu już mamy czystą furię Unleashed, po wolnym kawałku taka pozbawiona litości miazga dobrze wpływa na krążenie. W połowie słychać jednoznaczne odwołania do klasyki Heavy Metalu, nadając epickiego ale jednak brutalnego posmaku. Trzeba podkreślić, że album posiada świetne klarowne ale potężne brzmienie. Nic nie brzmi płasko, tynk odpada z sufitu sąsiadów w dużej mierze to zasługa producenta - naszego rodaka Waldemara Sortychy, który notabene pracował już na pierwszym krążku.

Still shadows bleed... eternally

Okładki Unleashed(zwłaszcza z pierwszych lat istnienia zespołu) idealnie obrazują muzykę szwedów.Tytułowy „Shadows in the Deep” to kolejna galopka w wykonaniu Wikingów, zestawienie po sobie szybkich i wolniejszych utworów efektownie różnicuje album, broniąc skutecznie słuchacza przed atakiem nudy. Tyczy się to również wokalu Johnego, który stosuje głęboki gardłowy growl przeplatane ostrym skrzekiem i różnego rodzaju ozdobnikami. Wystarczy posłuchać „Coutness Bathory”- standardu Venomu zagrany tak, że każdy będzie wpiekłowzięty – Punk, Thrash, Black ‘til Death!

Po „Never Ending Hate” spodziewałem się szybkiego glanowania po potylicy i życzenie zostało spełnione. Mimo, że jest to jeden z krótszych utworów Szwedzi zrobili z niego świetny, dynamiczny kawał mięcha. Nienawiść sączy się z każdego riffu. Soczyście jest w „Onward Into Countless Battles”– gdyby Lemmy miał grać Śmierć Metal to mur beton nagrałby ten utwór. Johny Hedlund zmienił manierę wokalną, rytm i energia pulsująca z tego utworu jest porażająca, jeden z najlepszych momentów płyty. Chropowatość i przegniły brud gitar brzmi jak ekstremalnie szybko postępująca próchnica kości, o naruszenie kości czaszki zadba zapewni też bezbłędny „Crush the Skull” z krótką ale wysokokaloryczną solówką. Znów rzeźnickie riffy poganiają riffami, talerze miłą brzęczą i stukają niczym bitwa w oddali – podobny efekt występował już na When No Life Dwells.

Eyes cry, how nice
Screams of pain, am I insane?
Bloodbath

Kulminacyjne piekło wzniecają gitary w „Bloodbath” – tak to jest wyjątkowo krwawa łaźnia, ogłuszający ciężar gitar przyćmiewający nawet perkusję Andersa. Utwór sieje spustoszenie pomimo raczej średnio powolnego tempa. Finał jaki gotują nam wikingowie to początkowe powolne patroszenie prostym riffem, w końcu trochę przyspieszają by znów ugodzić zimnym ołowianym riffem. Idealny utwór na upały, zmrozi serce każdego zwłaszcza ta wykuta w lodowej skale solówka gitarowa.

Tym sposobem zespół przeskoczył swoją pierwszą płytą. Shadows in the Deep jest dojrzałą, przemyślaną, aczkolwiek niepozbawioną spontaniczności i pierwotnej agresji wymiotem. Na pewno duży wpływ na to ma poprawienie brzmienia, które jest idealne wywarzone i uwypuklone. Oraz wyeksponowanie w kompozycjach technicznych smaczków – zwłaszcza w grze Shultza.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura