Unleashed to oczywiście kolejny szwedzki dinozaur Death Metalu, przedstawiciel Wielkiej Czwórki Szwedzkiego Death Metalu. Kolejna niepokonana horda powstała przed ćwierćwieczem, na gruzach Nihilist.
W 2008 roku wydano piękną drewnianą szkatułkę Immortal Glory, zawierającą skarby obkupione krwią tych niereformowalnych wikingów. Płytą bonusową jest zbiór tzw. rarytasów(które z jednym wyjątkiem, trudne do zdobycia nie są – większość znaleźć można na reedycji pierwszej płyty). Swoją drogą można było pokusić się o wydanie wszystkich demówek jak to zrobiono w przypadku Grave.W każdym razie The Halls of Asgaard to nic innego jak wkład wikingów w Split In the Eyes of Death, pierwsze EPAnd the Laughter Has Died.... oraz odrzuty z tejże sesji nagraniowej, w niemieckim studio w marcu 1990 roku. Ponoć łącznie nagrano wówczas siedem utworów i wszystkie znajdują się na omawianej płycie wraz z dwoma coverami „Countess Bathory”(oryginalnie na Shadows in the Deep) i „Ace of Spades”(pierwotnie na ściśle limitowanej, winylowej edycji Hell’s Unleashed).
Unleashed gra Death Metal surowy, ciężki ale jednak niepozbawiony przebojowości – jak inaczej nazwać przewodni, niezwykle klimatyczny riff w „If They Had Eyes”? Słychać to też wyraźnie w ich hymnie „Unleashed”. Średnio tempa, zadziorne riffy, plugawy pełen żółci wokal - charakterystyczna dla Johnego maniera growlowania. Są też zwalające z nóg zmiany tempa jak wciąż narastające tempo perkusji w „Dead Forever” a po chwili gwałtowne wyhamowanie z okrutnie smolistymi riffami , tyczy się to intensywnie gęstego „The Utter Dark Revenge” i nagłym ale jakże zręcznym obniżeniem obrotów. Samymi tymi utworami Unleashed należy się czołowa pozycja w panteonie rzeźni.
To die by an orchish arrow
Victorious the Olog-hai
Slow you'll die - the dark one smiles
Mocnym punktem programu jest „The Dark One” z monumentalnym wstępem po którym następuje nuklearny nalot dywanowy – nagły zryw i oszałamiająco równa gra Andersa Shultza. Urzeka też brud gitar Fredrika Lindgrena i Tomasa Olssona. Hipnotyzujący riff do „When Life Ends”, zmiany nastrojów i mieszanka niczym z barowej popielniczki dużo thrashu ale i dla klimatycznej szminki na pecie miejsce się znalazło. Kulminacyjna sieka poprzedzona warknięciem Johnego rozszarpie wam twarze wikingowskim toporem.
Pomimo wręcz oczywistej ascetycznego Death Metalu, słychać, że aspiracją Unleashed jest coś więcej, niż bezmyślne rzeźnicze granie. Gdzieniegdzie Johny akcentuje obecność swojej gitary basowej, gitarzyści unikają przesadnej kakofonii w swych partiach solowych. Pierwsze kroki jak najbardziej udane najlepsze przecież przed nami.
Inne tematy w dziale Kultura