Ignatius Ignatius
857
BLOG

Basement - Bez trudnych pytań proszę (Wywiad z zespołem)

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Bez trudnych pytań proszę

 

Przed sztuką w Będzinie, dane mi było usiąść z zespołem przy piwie (dzięki Adam!) i chwilę porozmawiać o starych dobrych czasach i teraźniejszości.

 

Waflo: Bez trudnych pytań proszę (śmiech)

 

Postaram się, żeby było jak najprościej. Pod koniec zeszłego roku wydaliście swoją najnowszą płytę zatytułowaną Deszcz i Krew. Przybliż zatem czym ten album różni się od poprzedniego? 

 

Waflo: Hmm, czym się różni? Są na nim inne kawałki niż na poprzednim. (śmiech) 

 

Tommy: Tytułami.

 

Waflo: Tytułami też i kolorem, tamta jest czarna ta jest biała (śmiech). Jest chyba troszeczkę

lepiej zrealizowana, chociaż jeszcze dużo jej brakuje do ideału, ale jest lepiej nagrana.

 

Tommy: Ja się z Tobą nie zgodzę. 

 

Jest bardziej klasyczna?

 

Waflo: Czy jest bardziej klasyczna? Na pewno, jest w niej mniej "śmierć metalu". Na tej pierwszej są jeszcze takie naleciałości, jak w kawałkach „Dum Spiro Spero” i w „Łowcy”, a tutaj jest mniej death metalowo, nie chciałbym używać słowa lżejsza, bo lżejsza na pewno nie jest. 

 

Tematy na nowej płycie są bardziej rock'n'rollowe. Zauważyłem, że tekstowo odeszliście od publicystki dlaczego?

 

Waflo: Rock'n'rollowe? Które są rock'n'rollowe?

 

Patrzę na nie bardziej ogólnie jako całokształt, są oczywiście brutalne, krwawe ale nie ma w nich kontekstu politycznego.

 

Waflo: Tak w "Układzie" był podtekst polityczny bo panowie z pewnej opcji politycznej osiągnęli apogeum w swoich działaniach i po prostu nie daliśmy rady i trzeba było coś takiego napisać, ale nie chcemy się babrać w politykę. Także teksty polityczne to będzie na pewno rzadkość, jeżeli w ogóle będzie. 

 

Tommy: Pierwsza płyta była bardziej polityczna, a na drugiej jest to raczej zbieg okoliczności niż zamierzony zabieg.

 

Waflo: Tak. Teksty są efektem wydarzeń, bo zawsze piszę o takich bieżących wydarzeniach które mnie jakoś w danym momencie poruszają, jakoś na mnie wpływają, na nasze życie, itp. Najczęściej pisze o tym, co mnie wkurwia. Stąd teksty są takie, a nie inne.

 

Dlaczego teksty są po polsku? Nie macie aspiracji podboju świata?

 

Waflo: Nie. To co robimy, robimy dla zabawy, dla relaksu, nie mamy w planach podboju zachodu. Nie robimy tego po to, żeby gdzieś zaistnieć. Sądzimy, że świat należy do młodzieży! Niech oni sobie tam kombinują, grają, śpiewają w obcym języku i zdobywają laury. Im to bardziej potrzebne. My się po prostu dobrze bawimy. 

 

Na album Deszcz i Krew miał trafić cover Slade'ów, skąd taki pomysł na taką wersję?

 

Tommy: Zastanawialiśmy się nad tym jaki można zrobić cover, każdy przyniósł swoją propozycję... i w sumie żadna się nie nadała i nagle na próbie wyskoczyło, że zrobimy jednak to.   

 

Waflo: Tak, chcieliśmy zrobić coś bardziej klasycznego, żeby to nie był cover Metalliki albo Slayera czy Sepultury.

 

Tommy: Po sąsiedzku mamy skrzypka z zespołu Beltaine(Adam Romański przyp. autora)    

 

Waflo: Od razu o nim pomyśleliśmy żeby nam nagrał partię skrzypiec. 

 

Czy w przyszłości planujecie też takie eksperymenty?

 

Tommy: To nie był eksperyment, to był żart muzyczny. 

 

Waflo: My niczego nie planujemy. Wychodzi to, co wychodzi. Akurat wpadł pomysł „Run Runaway” i zrobiliśmy to. Mieliśmy lekki dylemat bo jak wiadomo wszystkim, ten kawałek był coverowany często. M. in. przez nasz Acid Drinkers i nie chcieliśmy porównań - a bo Acid Drinkers zrobił to tak, a wy robicie to tak. Zupełnie nie ma to dla nas żadnego znaczenia. Zrobiliśmy ten kawałek, bo nam wpadł w ucho i tyle. Nie było żadnego planu. To się dzieje samoczynnie. Po prostu czasem na próbie coś wpada do głowy, zagramy trzy takty i mówimy gramy ten kawałek. I tak to wygląda. 

 

Wróćmy jeszcze do pierwszej płyty, jak ją z perspektywy oceniacie?

 

Tommy: Ostatnio wróciła do mnie do odtwarzacza w samochodzie, po roku albo półtora roku przerwy.

 

Waflo: Możesz tego słuchać?!(śmiech)

 

Tommy: Wiesz, że mi się podoba? Może to dziwne, ale poza produkcją, bo wiadomo jeszcze dużo do życzenia pozostawia - mnie się osobiście podoba. Lubię tego słuchać.

 

Waflo: Produkcja jest taka jaka jest, bo nie chcemy w to ładować wielkiej kasy. Każdy z nas ma rodzinę, dzieciaki, każdy z nas pracuje ciężko. Wiadomo jakie są w tym kraju realia. Każdemu, kto tego próbował - wiadomo, jakie są stawki w studiach. Dobrych studiach. Chociaż tutaj nie chciałbym nic ujmować chłopakom z Parabelum. Ciągle się rozwijają. Umiejętności i doświadczenie mają duże. Ssą zawodowcami. Ale to nie jest jakiś top. Krawiec kraje, jak mu materii staje. I w tym wypadku odnosi się to zarówno do Parabellum Studio jak i Basement z tamtego okresu. Pewnie głównie dlatego ta płyta nie brzmi tak jak powinna. Z resztą, sound na tej nowej też nie jest szczytem naszych marzeń. Nigdy nie powiedziałbym, że to jest gówno, bo to jest kawał naszego życia, pracy i fajnie się przy tym bawiliśmy. Bawimy się świetnie do dziś grając tamte numery. Płytka jest OK. Trafiła w tamten czas - to był Basement tamtego czasu, teraz jest troszeczkę inny.

 

Jak już podkreślałem w recenzji, pozytywnie zaskoczył mnie utwór o tematyce smoleńskiej. Możesz coś więcej powiedzieć na temat tego utworu?

 

Waflo: Obudziłem się rano, zacząłem przygotowywać obiad, włączyłem telewizor i dowiedziałem się o tym. Dostałem wielkiego wstrząsu. To był gruby szok! Musiałem o tym napisać. To była straszna tragedia. Bez względu na to czy jest się po prawej, czy lewej stronie. Chodziło o tragedię ludzką, nie o to czy był zamach, czy nie było zamachu, czy to był PiS, czy to była Platforma. To nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Ja w ogóle się w to nie angażuję, a całą rodzimą politykę mam w głębokiej pogardzie. Ogromnie poruszyła mnie śmierć tych wszystkich ludzi. Wczułem się chyba w położenie ich cierpiących rodzin. Musiałem o tym napisać.

 

Tommy: Zresztą tekst tego kawałka powstał kiedy byliśmy w studiu. Do studia weszliśmy około 20 marca.

 

Waflo: Jako - taki, był już zarys tego kawałka. Ale tekst powstał na gorąco, zaraz po tych wydarzeniach. Był zaśpiewany w studiu po raz pierwszy. Bo faktycznie w marcu weszliśmy po raz pierwszy do studia, a to był przecież kwiecień, 10 kwietnia. Można powiedzieć, że ten utwór, to był rodzaj osobistego hołdu dla ofiar smoleńskiej tragedii.

 

Kim jest tytułowy K. w Memorandum dla K.? Bo to bardzo mnie intryguje, możesz zdradzić?

 

Waflo: „Memorandum dla K.”, tak oczywiście mogę zdradzić. Tajemniczy „K”, to mój syn - Kajetan. Możecie zobaczyć jego małą buźkę na wkładce przy tekście tego utworu. Ten tekst napisałem dla niego. To krótka wskazówka z przesłaniem. Taki "życiowy drogowskaz".

 

Ciekawi mnie bardzo działalność Azazela. Czy mógłbyś coś powiedzieć o historii tego zespołu?

 

Waflo: Faktycznie, był kiedyś taki zespół. :)

Wiesz to były zupełnie inne czasy. Młodzi ludzie dzisiaj nie chodzą na koncerty. Ci, którzy muzykę znają z  youtube i telewizyjnych stacji muzycznych - oni by nie uwierzyli w to, co się działo wtedy. Tak naprawdę wtedy kapele grały gdzieś po garażach, świetlicach, w remizach, na plebaniach (!!!), na jakiś wzmakach - samoróbkach, magnetofonach, radioodbiornikach. Na wszystkim co miało jakikolwiek wzmacniacz w środku. Albo, jak ktoś miał bogatego gitarzystę w zespole - np. na Eltronie, gdzie podłączaliśmy trzy gitary, wokal i co ta m się jeszcze dało -  i więcej było z tego szumu i pisku, niż to było warte. Te zespoły potrafiły przyciągać po 200-300 i więcej osób na swoje koncerty i zapełniać po brzegi klubowe sale. Pokażcie mi zespół w tym kraju, który dziś nie chciałby grać takich gigów :).

Tamte koncerty to było istne misterium. Coś pięknego. To były fantastyczne czasy dla muzyki metalowej. Wtedy - nie być metalowcem - było wielkim przypałem :) 

 

(Reszta zespołu śmieje się)

 

Waflo: Tu sienie ma co śmiać! Wtedy jak wszedłeś do szkoły podstawowej na długą przerwę, to 3/4 młodzieży miała długie kudły, była w katanach z naszywkami, plakietkami itp. Tak to wyglądało.

 

Tommy: Tak, ale to chodzi głównie o inne czasy o dostęp do środków masowego przekazu wtedy grano metal i nic więcej.

 

Waflo: Może nie do końca... ale fakt - nikt nie puszczał Rihanny, Eminema i tego typu rzeczy.

 

Wtedy pewnie Rihanny nawet na świecie nie było (urodziła się 20.02.1988 przyp. autora)

 

Waflo: Pewnie nie. (śmiech)

 

Tommy: Jak ktoś tylko dowiedział się, że jest impreza w jakimś ośrodku kultury czy w jakimś klubie, że jest jakiś koncert, to było wielkie wydarzenie i po prostu ludzie ciągnęli, bo coś się działo. 

 

Waflo: Tak. I to był właśnie czas Azazel. To były, można powiedzieć, początki wszystkiego. W tym czasie zaczynał Behemoth, jeszcze wtedy nazywali się Baphomet, pierwsze kroki na zachód stawiał Vader. Chłopaki z Frontside, których tak podziwiam za wytrwałość i profesjonalizm i zawsze im oddaję cześć bo są świetni - oni w tamtym czasie przychodzili do nas na koncerty i pośrednio razem z nami uczyli się muzyki. Mariusz (Dzwonek znany bardziej jako Demon przyp. autora) przychodził na koncerty do słynnego wówczas klubu "Max" w Będzinie. Z resztą mieliśmy okazję grać nie tak dawno razem z Frontside, to sobie trochę powspominaliśmy. Ech, to były fantastyczne czasy dla tej muzyki. Azazel wtedy miał swoje miejsce w tym szeregu. Nagraliśmy pierwszą demówkę, która dosyć fajnie została przyjęta. Graliśmy trochę koncertów po Polsce. Ale potem zaczęło się sypać, z różnych, całkiem prozaicznych powodów. Jedni chcieli metalu, inni czegoś innego, muzyka wtedy się zmieniała. Nadszedł czas dla Grunge, czy Glam Metalu. Wszyscy zaczęli szukać innych źródeł inspiracji. Każdy zaczął ciągnąć w swoją stronę. Główni „działacze” Azazel zaczęli mieć trochę inną wizję grania. Np. Bary, nasz basista grał wówczas u nas i w zespole o innym profilu niż my i tak zaczęło się to wszystko rozjeżdżać. Coraz mniej czasu i zaangażowania, próby z tamtym zespołem. Potem chłopaki wyjechali chyba do Wrocławia nagrywać coś w studio... Chwilę to trwało... I tak powolutku zaczęło się kruszyć. Oczywiście to nie był jedyny powód, ale stanowił taki zapalnik z opóźnionym zapłonem :) No i w końcu się rozleciało.

 

Azazel nie grał stereotypowego Metalu.

 

Waflo: Wówczas inspiracją dla nas byli Celtic Frost czy Hellhammer - chociaż nigdy nie graliśmy Black Metalu. Uwielbialiśmy takie "walce" jak Obituary czy Winter. Później bardziej jarał nas death metal.

Próbowaliśmy połączyć style, kręcił nas Death Metal ale kręciło nas też wolne granie, takie..., hmmm....

 

Doomowe?      

 

Waflo: Doomowe, właśnie.

 

Tommy: Wtedy było coś takiego jak Doom Metal.

Waflo: Dalej jest, tylko brzmi inaczej niż wtedy. My właśnie postanowiliśmy połączyć death metalową moc z tymi ciężkimi czołgami, tymi ciężkimi brzmieniami, wolnymi riffami i takie było założenie Azazela. Chociaż, to nawet nie było założenie, to wychodziło naturalnie. Ja do dziś jestem średnim instrumentalistą. :)

A wtedy byłem totalnie lewy. To były początki. My dopiero uczyliśmy się grać, więc trudno żebyśmy wtedy wymiatali jakieś mega riffy z szybkością Slayera. To było wypośrodkowanie tego co lubiliśmy, tego co nam się podobało i na co było nas stać, co mogliśmy zagrać jako początkujący instrumentaliści. Suma summarum siadło! :) Ludziom się spodobało i było grubo! Ludzie przychodzili na koncerty, kupowali kasety... Szkoda, że nie wyszła ta druga, bo to był kawał dobrej muzy! Ale kiedy nagrywaliśmy ją w studio, to Azazel już wtedy był na rozjeździe. Już zaczynały się pewne przetasowania. Np. mieliśmy dziewczynę przy mikrofonie, która miała nagrać wokale na drugą płytę. Przez jakiś czas z powodzeniem śpiewała z nami na koncertach (pozdrawiamy Asię!). Okazało się jednak, że to nie było to. W studio zaczęły wychodzić pewne niuanse, braki i niedociągnięcia. Nie spodobało nam się to i postanowiliśmy, że jednak to my nagramy te wokale. I wyszło ZAJEBIŚCIE! Do dziś podoba mi się ten materiał. Szczególnie bas Barego miażdży na tej produkcji! Ale jak już wiemy - zaraz po nagraniu zaczęło się wszystko sypać i nie doszło do wydania tej drugiej taśmy. Mamy ją gdzieś tam w zbiorach, ale nigdy tego nie wydaliśmy. Nie było okazji. 

 

Dla kogo grał Azazel, a dla kogo gra Basement? 

 

Waflo: Dla siebie.

Dla własnej satysfakcji, przyjemności i relaksu. Po to, żeby oderwać się od szarości dnia codziennego, od smutnych nastrojów, bo przeważnie w tym kraju trudno o lepsze.

 

Tommy: Natomiast jeżeli komuś oprócz nas się to podoba, to jesteśmy w siódmym niebie... 

 

Waflo: Dokładnie tak. Jesteśmy mega szczęśliwi, kiedy ludzie przychodzą na koncerty, dobrze się bawią, dobrze nas przyjmują czy kupują płyty. Kiedy mówią i piszą, że jest fajnie - to jest zajebiście. Tak. Zasadniczo to zadowoleni mamy być ja i chłopaki. A jeżeli komuś się to jeszcze się podoba - to jest tak, jak Tommy powiedział – zajebiście!

 

Widujecie na koncertach znajome twarze z przed lat? Basement i Azazel mają wspólnych fanów?

 

Waflo: Zdarzyło się na jednym z pierwszych koncertów Basement w będzińskim Parapecie Bum Bum..

Była sytuacja, że podeszło dwóch kolesi z Syberki po tym koncercie i zapytali, czy ja grałem wcześniej w Azazel. Mówię - no tak... grałem! Nie mogę powiedzieć, że to były znajome twarze, bo nie skojarzyłem ich zupełnie. Zdarzają się takie głosy. Nawet na facebooku ludzie się odzywają – „O, fajnie, że wróciliście!”

Wspominają tamte czasy. Wspominają Radka. Perkusistę Azazel i naszego wielkiego kumpla, którego niestety nie ma już wśród nas. Wspominają tamte czasy.

 

Tommy: Odezwał się nawet ktoś z Peru…

 

Waflo: Nie z Peru tylko z Chile! Przeprowadzili z nami wywiad do chilijskiego fanzina, gdzie połowa rozmowy była o Azazel. Basement średnio ich interesował. He, he, he... Pytali głownie o stare czasy i dlaczego się to wszystko rozleciało.

Ale wracając do pytania... znajome twarze trudno mi czasem rozpoznać. Ludzie się pozmieniali. Postarzeli się, porosły im brzuchy :) Mają rodziny, dzieci...

Na szczęście są i tacy, którzy nie zapomnieli swych źródeł. A przy tym nie są tak starzy, żeby zapomnieć już, co działo się w tamtym czasie, że bywali na naszych koncertach...

 

Czy podkreślaliście w twórczości Azazela lub Basement regionalizm zagłębiowski albo śląski?

 

Waflo: W twórczości? Nie, zupełnie nie. Ja się dobrze czuje Zagłębiakiem z urodzenia ale jakbym był Ślązakiem albo Kaszubem, nie robi mi to żadnej różnicy. Absolutnie nie uznaję takich podziałów. Nie czuję się ani gorszy, ani lepszy od innych :)

 

Czy pamiętasz początki kształtowania się sceny metalowej w Zagłębiu, na Śląsku?

 

Waflo: Chcąc nie chcąc muszę pamiętać. Złapaliśmy za gitary w momencie kiedy to wszystko się tutaj zaczynało. Pamiętam, że tu była bardzo mocna scena. Organizowaliśmy koncerty w klubie "MAX" w Będzinie. Niestety klub już nie istnieje. Popadł w ruinę wraz z narodzinami internetu i nowych nurtów :) Sporo się tam pozmieniało. Część przerobili na restaurację, a część umarła śmiercią naturalną. Ale chyba możemy uznać, że właśnie w klubie „Max” rodziła się lokalna scena metalowa. Organizowaliśmy tam koncerty. Całe mnóstwo. Prawie zawsze mieliśmy full salę i grało tam w cholerę świetnych zespołów. Zarówno z głębokiego podziemia, jak i nieco bardziej znanych. Grali w „Maxie” m. in. Pandemonium, KAT, Mordor... zawsze do tego doklejaliśmy naszych chłopaków, żeby ta scena rosła. Działały w okolicy takie kapele jak: Psychoneurosis, Deadly Vision, Moriturus, za chwilę zaczynał grać Frontside. Było tutaj naprawdę kupę kapel, była fajna scena i fajny klimat… ahh rozmarzyłem się. (śmiech)

 

Pamiętasz jeszcze jakieś zespoły z tamtych czasów?

 

Walfo: Te co wymieniłem najbardziej utkwiły mi w pamięci, bo często z nimi graliśmy.

 

Tommy: Jeszcze Iscariota…

 

Waflo: Iscariota! No rzeczywiście, ale wtedy to była inny zespół. Strasznie się tam tasowało ludźmi :) Zresztą krąży taki dowcip po okolicy, że każdy, kto gra metal, grał kiedyś w Iscariocie :). Zawsze u nich były przetasowania, ale fakt- pierwszy koncert Azazel zagrał w dąbrowskim Parku Zielona i zagraliśmy przed Iscariota. Oni chyba jeszcze wtedy nazywali się Blasphemer i śpiewał u nich jeszcze Rafał (R.I.P.). Wtedy poznaliśmy Piotrka (ówczesnego perkusistę, dziś wokalistę w Iscariota). On jest od nas troszkę starszy. Wtedy byliśmy dzieciakami, a Piotr muzycznie był od nas o poziom wyżej. Był już wtedy dobrym muzykiem i miał do nas fajne podejście. Nie ukrywam, że wówczas wielu z nas w jakimś tam stopniu ukierunkował. Potem troszkę się zmienił. Jak my wszyscy. I nasze drogi nieco się rozeszły, a poglądy i podejście do grania... hmmm... już nieco „nie licują ze sobą” :)

 

Tommy: Mieliśmy w Dąbrowie Armageddon.

 

Waflo: Dokładnie, w Będzinie był przecież Szwadron S.

 

(Tym razem rozgorzała krótka dyskusja na temat pochodzenia Szwadronu S, padały typy na Dąbrowę Górniczą i Będzin, oczywiście jest to będzińska legenda).

Zresztą Szwadron S jest wspominany nostalgicznie.

 

Waflo: To była świetna kapela, dobrzy muzycy

 

Utrzymujecie kontakt z członkami zespołu?

 

Z Robertem Kanią tyle o ile, znamy się z widzenia, pogadaliśmy czasem, on ma studio w Będzinie, nagrywa. Kontakt? Każdy ma swoje życie, kłaniamy się sobie na ulicy, ale nie spotykany się na rodzinnym BBQ.

 

Czy dominowała jakaś stylistyka 20 lat temu?

 

Waflo: Thrash Metal tylko i wyłącznie, Death Metal był trochę później i to była dominacja, nie było nic lepszego ani prawdziwszego. Kończył się „Niu Łejw of Britisz…” hmm... kończył się? On się do dziś nie może skończyć! Wtedy tylko trwał lepszy dla nich czas, czyli koniec lat ‘80. Ale głównie rządził thrash metal. 86 rok – Metallica: Master of Puppets, cała ta fala: Slayer, Anthrax, Testament i inne pośrednie Death Angel itp. bandy.

 

Czyli można powiedzieć klasyczny Heavy Metal was ominął na rzecz bardziej nowoczesnej stylistyki?

 

Waflo: Mnie to w ogóle ominął, ja o takich zespołach jak Black Sabbath, Deep Purple dowiedziałem się jakieś 10 lat później. Wiedziałem, że jest coś takiego jak Ozzy Osbourne ale   

ja byłem takim maniakiem, że dla mnie był tylko Thrash Metal potem Death Metal i koniec, nie było niczego innego. Dziś się postarzałem i powrót do metalowych korzeni jest dal mnie niezwykle miły i inspirujący :)

 

Tommy: W zasadzie pierwsze spotkanie z tą muzyką to była Metallica.

 

Odcinacie się od ideologii ,ale w tamtych czasach rywalizacja, niekoniecznie sportowa była na porządku dziennym.

 

Waflo: Sosnowiec, to było skinheadowskie miasto gdzie można było zostać oskalpowanym albo skopanym.
 

Waflo: Ja przez chwilę otarłem się o sosnowiecki Moriturus. Zagrałem z nimi chyba dwie czy trzy próby, ale stylistycznie mi jakoś nie grało. Pamiętasz? Było kino w Sosnowcu - o ironio! - o nazwie „Metalowiec” - i tam koło tego kina Habeer (chyba tak się pisał) i ekipa mieli salkę prób. Pamiętam jedną z nich, po której ewakuowaliśmy się przez okno, bo jacyś kolesie stali z baseballami i czekali na nas przed wyjściem. Zwiewałem przez to okno z sercem na ramieniu, nas było czterech, a tamtych z dwudziestu. Sosnowiec miał złą sławę, metale w Sosnowcu mieli przesrane, było dużo skinheadów i były takie sytuacje, że się chłopcy cięli między sobą, ale potem dojrzeli i problem jakoś sam wyparował.

 

A jak dzisiaj oceniasz zagłębiowskie podziemie metalowe?

 

Waflo: Mnie trudno oceniać, ja w ogóle bym nawet nie chciał oceniać. Chociaż, poniekąd sam chcąc nie chcąc, stanowię element tego podziemia, to nie siedzę w tym za bardzo. Nie mam czasu, żeby śledzić, żeby słuchać. My troszkę się różnimy wiekiem od chłopaków, którzy dopiero teraz zaczynają, gdzieś tam nawalają koncerty i fajnie się bawią. Trafiam czasem na koncerty gdzie mamy przyjemność grać z takimi kapelami, że wyrywa mnie z butów!!! Wiadomo - Frontside! To nasza zagłebiowska potęga i basta! Ale czy to jeszcze „podziemie”? Chyba nie. Jeżeli miałbym wymienić nazwy kapel, które ostatnio mnie zmiażdżyły, to na pewno death metalowy zespół C4. Nie wiem czy są z Zagłębia, czy ze Śląska, ale zakochałem się w nich podczas ich występu na naszym wspólnym koncercie w Katowicach. Czekam na płytę. Zajebiście podoba mi się też thrashowy Soul Collector. Są trochę jak Overkill, który kocham! Z okolicznych ziomali uwielbiam J.D. Overdrive i Horrorscope!

 

Tommy: Carnage…

 

Waflo: Oni, to chyba już skrajne podziemie. Totalna ekstrema. Siedzą od kilku lat, łupią, grają, nawalają! Na pewno są co raz lepsi. Może być tak, że za chwilę wyskoczą i zniszczą wszystko. Jest tego dużo. Tak, jak mówię, najczęściej ocieramy się o „żywe” podziemie wtedy, kiedy mamy okazję z tymi wszystkimi fantastycznymi zespołami zagrać na koncertach.

 

Macie jakieś plany w najbliższym czasie, propozycje „większych” koncertów?

 

Waflo: Nie, propozycji większych nie mamy. To się zupełnie spontanicznie zdarza, że ktoś dzwoni i proponuje zagranie wspólnej sztuki. Tak to się odbywa. W zasadzie planów nie mamy, nie biegamy też za koncertami, bo nie mamy czasu ich organizować. Czasem się udaje tak jak tutaj. Dogadaliśmy się z chłopakami z J.D. Overdrive i jest koncert :).

Gramy najczęściej spontanicznie, nie mamy planów, bardzo napiętego grafiku. Dlatego jakby ktoś chciał, to może śmiało nas zapraszać! Nie jest tak, że wolne mamy tylko czwartki. (śmiech)

 

Pracujecie już nad trzecią płytą?

 

Waflo: Nie jeszcze za wcześnie, tzn. cały czas coś się kluje, jest progres . Gramy sobie stare kawałki, przygotowujemy się przed koncertem grając stary materiał, nowszy materiał, ktoś przyniesie jakiś riff, potem to sklejamy i szlifujemy. Cały czas coś się rodzi. Rejestrujemy ciekawsze rzeczy, by ich nie zapomnieć. Wiadomo - wiek! :)

Jeżeli coś jest fajne dłużej niż 3-4 próby - zostaje. I wychodzi z tego Basement. :)

 

Co was inspirowało i inspiruje?

 

Waflo: Mnie to Violetta Villas, Maryla Rodowicz…

 

Tommy: Krzysztof Krawczyk!

 

Waflo: Krzysztof Krawczyk to jest podstawa… Na pewno inspiruje nas to czego ostatnio słuchamy. 20 lat temu zasłuchiwałem się w Metallice, Testament, Kreator i Sodom, dziś na pewno słucha się zupełnie innych rzeczy, a tego co się słucha ma wpływ na to co grasz, inaczej się nie da.

 

Jaką ostatnią płytę przesłuchałeś?

 

Waflo: Hmm ostatnią płytę jaką słuchałem…J.D. Overdrive. Fortune Favors The Brave.Jest genialna!

 

Tommy: Basement!

 

Waflo: Coś, co mną ostatnio wstrząsnęło, to nowy Carcass. Tak generalnie, to mam pewne okresy - rok temu słuchałem Black Label Society, od pierwszej do ostatniej płyty w kółko, w kółko, aż się zrzygałem (śmiech). Potem sobie zrobiłem przerwę i zacząłem słuchać czegoś innego. Ja lubię bardzo dużo różnych klimatów np. ostatni Mech zrobił na mnie wielkie wrażenie. Zresztą, jak zagrali tutaj - w Parapecie - to wyrwali mnie z butów. Nie sądziłem w ogóle, że oni mogą tak zagrać. Tak zabrzmieć. Przyjechałem tutaj z sentymentu pamiętając lata ’80 i ich teledyski w telewizji w Studio 2, czy co to tam wtedy było. Piotrek Chancewicz zrobił z tego zespołu taką miazgę, że to jest po prostu bajka. Weszli na taką drogę razem z Maćkiem Januszko – wokalistą, na jakiej powinni być od zawsze. Maćka co prawda niektórzy hejterzy opluwają, mówią mu, że jest polskim Ozzym Osbournem.

 

Ja osobiście nie lubię takich porównań, a Ty jak to oceniasz?

 

Waflo: Oczywiście nie da się uniknąć porównania, barwa i stylistyka jest bardzo zbliżona. Jak śpiewa na płycie tekst po angielsku, to już w ogóle masakra! Czasami mi się wydaje, że to jest Osbourne. Ale to nie oto chodzi, nie wierzę, że ten facet robi cokolwiek wbrew sobie, kogoś podrabia, czy na siłę naśladuje. On nie musi nikomu niczego udowadniać – to nie jest ten gościu. On jest tak spontanicznym, wyluzowanym kolesiem. Uwielbiam go!

 

Tommy: Trzymają się po prostu dobrych wzorców.  

 

Waflo: Dokładnie! Przecież nie zmieni sobie barwy głosu? A że ma trochę podobną do

Ozzy'ego, to co ma zrobić chłop? Ważne, że fajnie wychodzi. Fajnie to wszystko brzmi. Są super, dla mnie Mech jest bardzo oryginalnym, jak na nasze warunki, zespołem. Nie wiele jest chyba ekip, które mogłyby się porównać do nich. Oni mają taki stary dobry klimat, są tacy hard rockowo starodawni.

 

A do pisania tekstów co Cię inspiruje na ostatniej płycie?

 

Waflo: Hmm… kurcze... nie wiem. Zakochałem się i napisałem „Tylko tyle”… :)

 

Gratulacje słyszałem, że sformalizowałeś związek.

 

Waflo: Hehe prawie. „Deszcz i krew” tytułowy kawałek jest o tym, jak czasem odechciewa się wszystkiego, rzygamy tym wszystkim co się dzieje wokół i zastanawiamy się czy cokolwiek warto. Inspiruje mnie wszystko to, co złe. Udało się, że „Tylko tyle” troszeczkę odbiega tematycznie i chyba nawet stylistycznie od naszej twórczości. Znowu mną coś wstrząsnęło, coś czego dawno nie czułem - dlatego coś takiego napisałem. Samo jakoś to ze mnie wyszło :) Poza tym - dalej tekstowo nie odbiegamy od tego, co słychać na pierwszej płycie. Nadal są to głównie smutne rzeczy.

 

Na nowej płycie pojawiło się coś nowego w waszej twórczości – utwór instrumentalny.

 

Waflo: Tak ciężki był dla mnie do zagrania, że nie wyobrażałem sobie żeby jeszcze go zaśpiewać i już tak zostało(śmiech). Jestem po prostu za słaby i nie potrafiłem go zaśpiewać. Po tylu mieleniach tego kawałka, ręce pracują już niezależnie i mógłbym coś zaśpiewać pod tę nutę, ale później doszliśmy do wniosku, że niczego mu nie brakuje, jest tak poukładany i ma tyle ciekawych dźwięków w sobie, że stwierdziliśmy, iż nie potrzebuje wokalu. I tak zostało.

 

BlacuR: „TatTatTida” to był roboczy tytuł tego kawałka. Mogliśmy go zmienić, ale doszliśmy do wniosku, że jest fajny i zajebiście pasuje do tego utworu.

 

O czym jest singlowy „Kat”?

 

Waflo: „Kat”? Nie słyszałem, hehehe...

 

Tommy: O zwyrodnialcu.

 

Waflo: O takim pojebie, który napierdala dzieci. Dziecko konkretnie - głównego bohatera. O przemocy stosowanej wobec dzieci, na szczęście c raz rzadziej już, ale jednak wciąż zbyt często się to zdarza .

 

BlacuR: Dużo tego było w telewizji.

Waflo: Jakbyś się przyjrzał moim tekstom, to byś znalazł ze cztery, trzy może…

 

BlacuR: „Basement”, „John Doe”…

 

Tommy: Co prawda jeszcze o nienarodzonym…

 

Waflo: Ale też jest w temacie. Po prostu jestem bardzo wrażliwy na krzywdę, zwłaszcza gdy krzywda dzieje się dzieciom. Dziecko nie jest wstanie się obronić. To jest dla mnie największe szmaciarstwo, największy syf jaki można zrobić – zbić dziecko. Uderzyć, czy skrzywdzić dzieciaka. Różne zwyrodnienia, fanaberie mogę tolerować, ale jeżeli ktoś krzywdzi dziecko, to osobiście bym go zabił.

 

Można powiedzieć, że medialna sprawa „Mama Madzi” odcisnęła piętno na waszej twórczości?

 

Waflo: Mama Madzi to była kropla w morzu. Tyle, że tą sprawę nagłośniły media. Takich zdarzeń jest wciąż wiele i o tym się nie mówi. Sprawa Madzi była o tyle inna, że rodzice roztrąbili "porwanie" na całą Polskę. Utwierdzili wszystkich w przekonaniu, że dziecko zostało porwane i tak poruszyli ludzi, że wszyscy zaczęli dzieciaka szukać! Żałowali matki, która okazała się pieprzoną zabójczynią. Powinna suka gnić sześć stóp pod ziemią!

 

Rok 2014 to będzie rok obfity w dużo ciekawych koncertów, będzie Black Sabbath, Manowar, , Clapton. Wybierasz się na coś?

 

Waflo: Ten Black Sabbath mi chodzi cały czas po głowie, bo nie zobaczyć ich to byłby grzech. Na pewno chciałbym zobaczyć więcej koncertów niż w zeszłym roku. Jak mi czas pozwoli i kasy będzie na tyle żeby płacić za te, niektóre tak drogie bilety, to pewnie jakieś koncerty się obejrzy. Hmm Clapton – też wielka legenda, ale raczej się nie wybieram. Podobno ma być też Metallica, ale ich też już tyle widziałem… poza tym nie lubię takich spędów stadionowych. Wolę jechać do klubu, posłuchać czegoś w zamkniętym, mniejszym pomieszczeniu. Stadionowe koncerty mnie nie kręcą.

 

BlacuR: Mówi to ktoś, kto swój najlepszy koncert w życiu na jakim był, wymienia Monster of Rock .

 

Waflo: Tak, bo po pierwsze to było blisko, po drugie byłem młody, po trzecie takich koncertów wtedy nie było.

 

Ostatnie pytanie – Muzyczne marzenie.

 

Waflo: Muzyczne marzenie? (z żalem) No nie mam…

 

Może zagrać z kimś koncert?

 

Waflo: Nie, nigdy nie miałem takich marzeń, żeby z kimś zagrać. Wolałbym się z kimś przez przypadek spotkać przy okazji koncertu, zamienić dwa słowa, przybić piątkę z kimś, kto w jakiś sposób mnie inspiruje, czy jest lub był dla mnie jakimś muzycznym wzorem. Mogę grać przed każdym, po każdym, wszystko jedno – zawsze gramy tak samo, z taką samą przyjemnością i zaangażowaniem. Jasne, że fajnie by było zagrać koncert przed wielkimi kapelami, bo można wówczas dotrzeć do większej rzeszy ludzi ze swoją muzyką. Ale my supportowanie gwiazd za wszelką cenę zostawiamy innym. Młodszym. Niech się bawią, niech realizują swoje marzenia. A my róbmy swoje i tyle.

 

Dziękuję bardzo za wywiad.

 

Waflo: To my bardzo dziękujemy i zapraszamy na koncert!

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura