Ignatius Ignatius
334
BLOG

Horrorscope: The Crushing Design - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

4 lata (słownie – cztery lata) kazał Horrorscope czekać na następcę Pictures of Pain. Tym razem krążkiem The Crushing Desing wstrzelili się idealnie w rozkwitający renesans Thrashu. Album pilotowała EPka z częścią materiału, która wyostrzyła apetyt na danie główne wywołując ślinotok nie do powstrzymania.

Szumem medialnym i jazgotem gitary zaczyna się pierwszy na płycie utwór „24/7” od razu można stwierdzić, że to będzie gitarowa płyta, zwiastunem tego jest ewolucja gitarowa i solidne łojenie. Po czterech latach brzmienie okrzepło, nadal jest melodyjnie, przebojowo (oczywiście jak na thrashową załogę z Chorzowa) i szybko. Nic nie brzmi płasko, nikt nikogo nie zagłusza. Każdy detal jest dopieszczony, nawet zróżnicowane wokale Baryłki, czyste wstawki kontrastujące z gniewnym partiami. Utwór dynamiczny ze zmianami tempa i wgniatającą w podłogę partią Pienała, który na dłużej zadomowił się w Horrorscope. Płynnie przechodzi utwór w „Paranoico” kontynuuje dobre riffowanie w średnim tempie. Świetny wokal - Baryła wykorzystuje odpowiednio swój potencjał wokalny. Zespół nie sili się na bycie nowoczesnym, grają świeżo, ale klasycznie i świetnie im to wychodzi nie burząc spójności. Pasaż w połowie utworu śmierdzi starą szkołą z Bay Area. Co najważniejsze nie jest to odtwórcze rzemiosło, zespół ma swój wyczuwalny styl.

Intrygujący wstęp wprowadza nas w kapitalny „Hunger”, rozpędzony ze świetnym riffem, atomowe przejścia Pienała zachwycają. To samo trzeba powiedzieć o gitarzystach, którzy lubują się w bardziej pokombinowanym graniu. Klasyczne solówki, technicznie naprawdę na wysokim poziomie. Wokal nadal zróżnicowany obok czystych krzykliwych partii wplatane są ryki na pograniczu growlu świetnie brutalizując wydźwięk.

Kolejną petardą jest „Firebolid”, zaczyna się rytmicznie i niepozornie, stopniowo utwór się rozkręca, brudne zapiaszczone gitary, selektywna perkusja, i gruzowanie w średnich tempach. W tym utworze słychać wyraźną mieszankę odniesień klasycznego heavy metalu z późniejszymi formami. Melodyjna dłuższa solówka wprowadza do bardziej epickiego momentu utworu spotęgowanego przez czysty wokal. Rozbudowany utwór z wieloma pomysłami ale już bez rażącego momentami przesadyzmu znanego z poprzedniego krążka.

Ciężko robi się w „One Minute Queen”, dłuższy wstęp, czyste kapitalne thrashowanie, odważniej zaakcentowana gitara basowa miło pulsuje. Baryła w tym utworze ma jedne z lepszych partii wokalnych – trzeba by rzucić okiem w jego rodowód, musi mieć przynajmniej kroplę krwi kalifornijskiej! Solówki to również kosmiczna jakość, zróżnicowane i nadal pełne pomysłów. Przyszedł czas na chwilę klasyki, Horrorscope na warsztat wziął cover mistrza Dio „Beetween Two Hearts”, z którym poradzili sobie bardzo dobrze.

Po dawce klasyki nadal kontynuujemy „inteligentne” granie w „Killed by Permission”, co prawda zespół trochę spuścił z tonu, brakuje im więcej czadu. Partie gitar nadal zachwycają, długie pomysłowe solówki. Co najważniejsze utwory mają optymalną długość przez co zespół unika pułapki wpadania w monotonnie.

No i o to chodziło, intensywny głośny rozpędzony „Black is Black (Sucidal Note)” brutalne ostre granie za jakim powoli zaczynałem tęsknić. Ponura melodeklamacja w drugiej połowie utworu. Utwór bardziej nowoczesny i prostszyw konstrukcji, ale niepozbawiony gitarowych smaczków. „Burden of Faith” podtrzymuje intensywność, jest bardziej gęsto i bardziej klasycznie. Wraca bardziej zaakcentowana gitara basowa. Utwór z subtelnymi zmianami tempa. Bardziej brudny, ale nadal ze sporą dawką przebojowości. Szkoda, że ta solówka jest taka krótka, śmiało można było temat pociągnąć dalej. Szczypta nostalgii wkrada się pod koniec, bardzo ciekawy patent z powolnym wytraceniem tempa i mocno wyeksponowaną pomysłową solówką. Na albumie znalazło się również miejsce dla utworu instrumentalnego, „Room Nbr. 2” to bardzo wysmakowany i pełny wirtuozerii gitarowej odjazd.

Na koniec ogłuszeni zostajemy perkusyjna kanonadą w „Mental Slave”, tłuste ciężkie brzmienie, wyciszenie i wraca bardziej smutne granie. Powoli wycisza się płyta na którą warto było tyle czekać.
The Crushing Design jest bardziej dojrzała i jest niesamowitym skokiem jakościowym w porównaniu z Pictures of Pain.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura