Ignatius Ignatius
628
BLOG

Wywiad z Romanem Kostrzewskim(Wokalista KAT) Cz. IV

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

 

 

Dla ludzi wierzących, największym problemem jest drugi wierzący człowiek a nie niewierzący.

Niniejszy wywiad został przeprowadzony w dniu ostatniego urodzinowego koncertu KATa i Romana Kostrzewskiego, który miał miejsce w Sosnowcu. Okazją do przeprowadzenia wywiadu był fakt, że zespół wydał kompilację archiwalnych dźwiękowych skarbów z samych początków istnienia tej prawdziwej legendy ciężkich brzmień. Z Romkiem tak dobrze kleiła się rozmowa, że wywiad musiał zostać przerwany i musieliśmy do rozmowy wrócić. Katowski frontman tak się rozgadał, że po mimo selekcji postanowiłem ten wywiad rzekę podzielić na kilka części.

 

Dla kogo KAT grał gdy startowaliście a dla kogo dziś? Czy zmieniła się publiczność, jej mentalność?

W tamtych czasach grało się dla młodzieży, która kochała mocne dźwięki i przede wszystkim kochała sztukę w określonej estetyce. Dzisiaj Metal określany jako satanistyczny jest chętnie słuchany również przez ludzi wierzących bo po prostu potrafią zaakceptować inną estetykę nawet pokłócić się z innymi racjami wysuwanymi w treści tekstów. Poza tym wiesz mnóstwo ludzi jest hipokrytami, trzeba wymyśleć odpowiednią strategię więc ludzie z jednej strony mają swoją sekretną gnozę. Tak naprawdę dla ludzi wierzących, największym problemem jest drugi wierzący człowiek a nie niewierzący. W tym klimacie metalowym w artystyczny sposób wolnościowy można było zetknąć się z sobą samym w aspektach i treściach, które dzisiaj są aktualne. Katolicy mówią bądźcie wierzący i będziemy jako piękny, jeden naród, będziemy się kochać w ogóle będzie cudownie – to jest utopia, cholerna utopia, a Metale po prostu przez tą estetykę nabrali przekonania , że to oni mają jednostkowo rację w tych aspektach życia, których ich dotyczą. To oczywiście pomaga samo stanowić o sobie w sytuacjach tak trudnych jak egzystencja, współczesne relacje międzyludzkie. Do wielu rzeczy to się przydało, krótko mówiąc sztuka pomogła wielu jednostkom żeby w tym życiu jakoś funkcjonować, żeby nie powiesić się, nie zachlać się na śmierć. Oczywiście nie tyczy się to wszystkich, wielu Metali może o sobie powiedzieć, że utraciło wątek samym z sobą. Na koncertach poznaje mnóstwo ludzi – wiesz tam poznasz i bankiera i odźwiernego razem się bawiących, razem akurat w tym momencie się integrujących. Pokaż mi inne środowisko…

Nie istnieje      

No właśnie, więc Metal tak naprawdę po trosze uczy tolerancji bo jeden słuchający Metalu jest wierzący drugi niewierzący i to nie jest jakiś wielki powód żeby kochać albo nie kochać wspólnie muzykę. Kochamy wspólną muzykę a myślimy trochę inaczej.

Jak w takim razie oceniasz kondycję subkultur na przestrzeni lat?

Przy tak zdefiniowanych celach jednostki jakie proponują religie uniwersalistyczne i media, młoda jednostka ma naprawdę kłopot jakim być pośród nas. Jest to problem tożsamości, określenia samego siebie, to są problemy z wyrazami pokroju „ty”, „my”, wspólnoty. Ta forma muzyczna pomaga ludziom, czy do tego stopnia jak kiedyś? Chyba nie dlatego, że dzisiaj imperatywem m.in. przez wpływ mediów jest osiąganie sukcesu. Młody człowiek dzisiaj wie, że jak nie osiągnie jakiś dóbr materialnych to ma przejebane. Co to za ideologia? Ideologia szmalu… i świetnie, jeżeli ktoś potrzebuje określenia poczucia spełnienia przez realizację marzeń materialnych to nie mam zamiaru tego potępiać. Tą ścieżkę dochodzenia do jakiegokolwiek sukcesu jest ścieżka życia i tam się człowiek spotka z wieloma sprawami, spotka się z swoją podłością, chytrością i inną wspaniałością swoją. Metal jest muzyką, która potrafi wstrząsnąć własną głębią, to jest cała szlachetność tej muzyki i że potrafi wniknąć. Nie jest tylko formą egzaltacji myśli ludzkiej w celach zabawowych, relaksacyjnych – co też jest w życiu ważne, że sztuka ma funkcję również użytkową.

Czy Metal na Śląsku podkreślał swój regionalizm? Czy występuje w Kacie śląskość?

Jest ale widzisz myślę, że przez to, że zachłysnęliśmy się muzyką i kulturą zachodnią, pamiętając oczywiście o związkach naszych z klimatem tego kraju. Pisząc w języku polskim, zwracając się do publiczności Polsku osiągnęliśmy dwa ważne cele, przede wszystkim mamy świadomość, że gramy dla kogoś kto sobie tego życzy. W muzyce nie ma przymusu w przeciwieństwie do systemu państwowego czy religijnego, sami mamy okazję zaczerpnąć tej wolności bo kreujemy w ten sposób nasze życie, kierujemy się tym co kochamy. Drugi ważny aspekt, my nie rościliśmy sobie pretensji ale wpływ na ludzi pozwala im się łączyć, zbliżyć do siebie. 

Opowiedz o roli T. Dziubińskiego w początkach Metalu w Polsce i Kata.

 To zazwyczaj inicjatywy Tomkowi Dziubińskiemu wcale nie przyświecały cele altruistyczne i to jest jego mankament. On kochał muzykę metalową, zgadza się, to nie był człowiek, który robił metalowy biznes kochając inna estetykę, inne wartości w tym wypadku muzyczne. W ogóle jest problem, że jest mało ludzi ideowych w tym kraju a to oni tak naprawdę mogą dawać kierunek, więc jeżeli Tomek byłby ideowy to przecież rozwijając do tego stopnia swój sposób na zarobkowanie doszedł do momentu w którym mógł wykorzystać ten potencjał do promocji zespołów na Zachodzie. Tego nie uczynił to był jego błąd ale oprócz tego prowadził periodyk, polską edycję Metal Hammera, festiwal Metalmania, jakby przez siłę firmy mógł wypromować któryś z zespołów – więc to jest na pewno jego zasługa. Chociaż ja wiem, że jego motywy były typowo monetarne. Brakowało w nim idei, przekonania, że fajnie grają, fajną sztukę sobie uprawiają, fajnie byłoby o tym opowiedzieć Zachodowi. Była szansa, w przypadku Behemotha był już pasjonat…

Wcześniej był jeszcze Vader    

Vader tak samo, miał pasjonata w osobie managera.

Dlaczego polskiemu metalowi w latach 80 nie udało się to co się udało dekadę później na przykładzie Vadera?

Wina systemu jest niesłychana, musisz mieć świadomość tamtych czasów przynajmniej do tego stopnia wiedzieć, że zespół nie mógł sobie ot tak wyjechać. Jak padła sytuacja żebyśmy na Zachód wyjechali to problem był taki, że nie byliśmy gotowi z punktu widzenia ustaleń prawnych w tym kraju, które mówiły, że na Zachód nie wyjeżdżasz póki nie będziesz miał uregulowanego stosunku do służby wojskowej. To już uniemożliwiało nam wyjazd.

Można powiedzieć, że młodzi Metale unikali służby wojskowej ?

Tak, nam się udało uniknąć ale te zabiegi trwały, chcieliśmy móc wyjechać na Zachód, byliśmy artystami, którzy chcą podzielić się swoją twórczością także na Zachodzie. 

Zwłaszcza, że w zagranicznych edycjach Metal Hammera, pojawiały się pochlebne recenzję polskich płyt.

Zgadza się, więc problem był bariery, którą wytworzyła geopolityka w tamtych czasach. Była instytucja która nazywała się Pagart, która umożliwiała przepływ artystów do Polski i z Polski. Pagart silnie był związany z muzyką i potrafił to zrobić to z muzyką jazzową, klasyczną ale nie potrafił tego zrobić z muzyką rockową. Były takie próby czynione, był tylko problem – możecie jechać ok. moglibyśmy jechać, pamiętam taki koncert z Metallicą oni przyjechali do nas i problem był tego rodzaju, że wcześniej grał Metal Church ale ktoś tam chyba złamał rękę, nie pamiętam – jakiś problem wystąpił, no i takie nieśmiałe pytanie czy dałoby się, więc takie próby były czynione ale nic to by nie dało bo niemieliśmy uregulowanego stosunku. Gdy to już się stało nastąpiły przemiany w kraju i wszyscy byli w totalnej dupie a szczególnie artyści. Gdy wychodziliśmy z płytą Oddech Wymarłych Światów, podpisaliśmy kontrakt gwarantujący nam pieniążki na poziomie średniego zarobku górnika a gdy otrzymaliśmy te pieniądze to było raptem trzymiesięczne – tak goniła inflacja, kto na tym stracił? My na pewno, więc przy potrzebach zakupu sprzętu zachodniego, naprawdę to było nie do zdobycia dla nas. Jeszcze niemożność zadatkowania, to wszystko kładło się cieniem na naszej psyche ale nie na tyle żeby przestać tworzyć, cieszyć się, że uprawia się wspaniały zawód. Krótko mówiąc zachowaliśmy swoją pasję pomimo różnego rodzaju trudówegzystencjalnych.

Jakie były wówczas kryteria żeby wydać płytę? Dlaczego jednym zespołom się to udawało a drugim nie?  

Jeżeli funkcjonowali managerowie, były to zazwyczaj inicjatywy prywatne rodzących się firm z tak zwanym kapitałem zagranicznym, tu chodziło głównie o firmy polonijne. Rynek zaczynał się rozwijać, ale bardzo opornie. Zespoły czekały po półtora roku , dwa lata na swoją płytę a niektórzy nawet trzy, cztery. To były trudne rzeczy, nas wsparł przy pierwszej płycie dyrektor Tonpressu, pojechał na zachód i tam w klubie na zachodzie puszczono mu muzykę pytając się go czy on tą muzykę zna? Więc go informują, że tutaj lubią tą muzykę i że to jest wasz zespół. Przyjechał do kraju odnalazł nas i zaproponował nagranie singla, Polton był z nich najbardziej mobilny i gwarantował, że wyda singla w granicach trzech miesięcy. Jeżeli zdarzyła się okazja, że płytę nagraliśmy dla kontrahenta zachodniego to zasadniczo byliśmy pierwszym zespołem, który zadebiutował najpierw płytą zachodnią. Po prostu polskie firmy miały wielkie problemy, w tym czasie działał Klub Płytowy Razem w małych nakładach więc był bardziej operatywny ale też jak dobrze pamiętam od otrzymania materiału trzeba było czekać co najmniej pół roku żeby tą płytę wytłoczono.

Czy można wysnuć tezę, że polska muzyka metalowa od razu była osadzona w Thrashu?

Nie, nie, rozwój co prawda był szybki ale minęło dobrych kilka lat zanim Polacy zbliżyli się do tych bardziej ortodoksyjnych corowych form. Przypadek Vadera – oni zaczęli też w wczesnych latach 80 ale w zasadzie swoją muzykę określili raczej dopiero w 85 roku. Metalu w zasadzie słuchało się dopiero od 83 roku, bo nieliczni mieli dostęp do zachodnich płyt.

(W tym momencie rozgorzała dyskusja pomiędzy członkami KATa i R.K. kiedy Vader zaczął funkcjonować)

Były kapele, które wygrały w 84 roku Jarocin – z metalowych to byliśmy my i Jaguar. Jaguar grał acceptowską muzykę ,KAT miał mieszankę, trochę w Hard Rocku siedział i nowych formach metalowych. Zasadniczo KAT dopiero się określił w utworze „Wyrocznia” w tym utworze było czuć ten duch, postęp i zmianę estetyczną tak dużą jak Metal and Hell. To były utwory, które powstawały w 83 w przypadku „Wyroczni”, 84 powstawały „Metal and Hell”, „Diabelski Dom cz. I” i „Diabelski Dom cz. III” też powstały w 83 roku.

Czy w KATowskiej twórczości występuje etos robotniczo górniczy?

Nie. Ja co prawda na początku pisałem utwory, które nawiązywały do pracy górnika ale raczej przez element psyche człowieka ciężko pracującego i raczej w ujęciu, że on ciężko pracuje, jest zamknięty a tyle jest dróg i możliwości przed nim. Byłem młodym człowiekiem w zasadzie którego dotykał problem czy ja mam się rozwijać będąc inżynierem, zamknąć się w określonym środowisku, czy poddać się różnego rodzaju wirom, różnym aspektom życia, których jeszcze nie poznałem.

Z perspektywy lat dostrzegasz pewne analogie do życia Ozzyego albo Halforda, którzy twierzą, że gdyby nie Heavy Metal to skończyliby w więzieniu, ze względu na realia jakie panowały w dzielnicach robotniczych takich jak Birmingham?

W moim przypadku raczej nie dlatego, że ja byłem młodym człowiekiem, który skończył średnią szkołę na ocenach bardzo dobrych, byłem człowiekiem ambitnym, wychowanym w domu dziecka, nie obce mi były różnego rodzaju aspekty zachowań młodzieży, które kwalifikowałby się do poprawczaka.

To teraz pytanie z późniejszej historii KATa, czy po tylu latach nastąpił jakiś postęp w relacjach z P. Luczykiem?

Nie, nie ma tutaj żadnego postępu, ten rozdział jest zamknięty, ma charakter trwały, głównie wynika to z wydarzeń z 2004 ale to miało swoje podstawy o wiele wcześniej. Przed śmiercią Regulskiego mieliśmy trasę na którą Piotr Luczyk nie pojechał – po prostu nie pojedzie, bo nie. Trzeba pamiętać, że to były czasy, gdzie było piractwo, artyści nie mieli z czego żyć więc trudno mieć pretensję do muzyka, który sprzeniewierza się zasadom współżycia w zespole ,wśród przyjaciół czyni krzywdę. W historii Piotra były momenty, które zostały ujawnione i gdzieś wewnętrznie niepozwalany mu dalej przyjacielsko funkcjonować. Mieliśmy już Jacka, Alkatraz była próba scalenia tego wszystkiego ale jak widać nie do końca.  

 

 

Dobiegliśmy tym samym do końca cyklu, który niczym „Diabelski Dom” składa się z czterech części. Roman grzecznie powiedział, że musi się przygotować do gigu więc musiałem się ulotnić i zająć dobre miejsca.

„Do zobaczenia w piekle”

 

 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura