Ignatius Ignatius
541
BLOG

Wywiad z Romanem Kostrzewskim(Wokalista KAT) Cz. III

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 3

Mówię jednostce  - bądź silny, bądź mocny, przede wszystkim miej swój własny rozum.

Niniejszy wywiad został przeprowadzony w dniu ostatniego urodzinowego koncertu KATa i Romana Kostrzewskiego, który miał miejsce w Sosnowcu. Okazją do przeprowadzenia wywiadu był fakt, że zespół wydał kompilację archiwalnych dźwiękowych skarbów z samych początków istnienia tej prawdziwej legendy ciężkich brzmień. Z Romkiem tak dobrze kleiła się rozmowa, że wywiad musiał zostać przerwany i musieliśmy do rozmowy wrócić. Katowski frontman tak się rozgadał, że po mimo selekcji postanowiłem ten wywiad rzekę podzielić na kilka części.

 

Czy na początku lat 80 Heavy Metal był zaangażowany ideologicznie, czy był antysystemowy?

To zależy jakie przyświecały twórcom cele. Trzeba powiedzieć, że w ogóle w polskim metalu korzysta się z języka polskiego z kilku powodów – raz, że on jest trudny do adaptacji w muzyce ciężkiej, gdzie trzeba ciąć wyrazy – Język Polski nie ma zbyt dużo wyrazów jednosylabowych, więc trudno o dynamizm. Trzeba się bardzo nagłowić żeby coś sensownego napisać i brzmieć.

 Mówimy o początkowej sytuacji metalu w Polsce czyli o początkach lat 80, więc jeżeli o mnie chodzi – bo trudno mi powiedzieć o całości obrazu wynikającego z oglądu muzycznego i zespołów, który był ograniczony. Coś tam mniej więcej usłyszałem, więc trzeba powiedzieć, że w latach 80 polska młodzież była dość zaangażowana politycznie. To najbardziej ujawniało się w tekstach punkowych ale teksty punkowe głównie odnosiły się do sytuacji tu i teraz. Była to oczywiście klasyczna negacja wynikało to z prądów, które przeniknęły również z zachodniej muzyki punkowej. Gdzie treści atakowały establishment. Gdzie wyraźnie całe rzeszy młodzieży chodziło o zademonstrowanie niechęci wobec skrojonego życia przez ludzi starszych, statecznych itd. to towarzyszyło zasadniczo wszystkim zespołom rockowym. KAT od tego też nie stronił, przy czym w przypadku mojego pisarstwa – ja dostrzegam pewnego zagrożenie, otóż system może w pewnym momencie może runąć, krótko mówiąc PRL, cały system władzy może ulec degrengoladzie, gdzieś wszyscy czuliśmy wtedy powiew przemian.

Na bazie tych przemian smuciła mnie jedna myśl, ten naród tak naprawdę nie jest wstanie zdobyć się na tak rozumianą wolność, żeby dotykała jednostek. Te wielkie „hura” z krzyżem w pochodach buntowników Solidarnościowych wskazywał na niebezpieczeństwo polegające na tym, że jeśli system runie to jedyną silną organizacją w tym kraju jest Kościół. Solidarność była stosunkowo słabo zorganizowana i Stan Wojenny wyraźnie to udowodnił. Ludzie nie potrafili się do tego stopnia zorganizować żeby na przykład przeprowadzić coś takiego jak „strajk włoski”. Czyli pomijać władzę w zarządzaniu dobrami. Tu chodziło o to, że wzajemnie coś wytwarzamy i bezpośrednio komuś to upychamy ale to oczywiście logistycznie jest trudne do wykonania. Przecież Solidarność nie miała władzy do redystrybucji wytworzonych towarów. Solidarność wiele ujawniała słabości m.in. była związkiem o bardzo rozproszonych intencjach politycznych i krótko mówiąc światopoglądowych, bo co prawda krzyż był ale ja nie wierzę, że większość ludzi którzy byli w Solidarności chcieli żeby Polska była krajem katolickim, raczej myślała o tym żeby im się materialnie polepszyło, żebyśmy byli krajem ludzi wolnych, mogących korespondować w sposób wolnościowy z Zachodem, żeby w sposób wolny była prowadzona gospodarka – to jest ogólne ujęcie, mgliste każdy miał wyobrażenie o tym co powinno być ale każdy niewątpliwie chciał żeby było lepiej, więcej dóbr, lepsze zarobki. Trzeba pamiętać, że wtedy ludzie bardzo długo czekali na mieszkania, trudno było kupić samochód w ogóle ze wszystkimi dobrami było bardzo trudno.

Ja rozumiem potrzebę ruchu Solidarność skupiających ludzi, którzy chcieli polepszyć swój byt krótko mówiąc ale czy chciał od razu kraju katolickiego? Nikt sobie z tego w tedy nie zdawał sprawy a ja byłem młodym człowiekiem, który już wtedy czuł niebezpieczeństwo, że jak system się rozwali to jedyną dobrze zorganizowaną instytucją jest Kościół. Z historii wiemy, że Kościół ma swoje cele, które niekoniecznie są zbieżne z celami państwa jako takowego. Państwo w współczesnym wymiarze powinno być czymś co pozwala ludziom w fajny sposób się zorganizować, żeby ludzie w tym państwie czuli się wolni, zamożni na miarę swoich potrzeb, bezpieczni. Jest ileś ogólnych celów, który każdy by chciał żeby były. Poza tym ludzie mają być wolni światopoglądowo. System jako taki nie powinien ulegać klerowi jak to się stało, mało tego dzisiaj już widać jak przy braku ogólnej idei łączących Polaków, kościół zajął swoje stanowisko i jest w zasadzie monopolistyczną organizacją, mówiącą o tym zgodnie z własnym widzimisie. jednostka światła i świadoma wie, że wymiar świata i wykładnia życia wyłożona przez Kościół jest nie wystarczająca do spełnienia własnego ego do wyobrażenia jak życie powinno przebiegać.

System państwowy powinien tworzyć bardzo dobrą ochronę jednostek – system państwowy do tej pory tego nie utworzył tak jak w kwestii dóbr jak i kwestiach światopoglądowych. Dlaczego to jest takie ważne? No bo jak jednostki są opuszczone to emigrują wewnętrznie a jak emigrują wewnętrznie to prędzej czy później to społeczeństwo kształtuje szaleńców, desperatów. Musi istnieć ujście dla lęków, bólu jednostek, teoretycznie politycy powinni to robić ale sami wyczuwamy jak jest, nie jest z dobrze. Najgorsze jest to, że Kościół polaryzuje społeczeństwo, ma zły wpływ bo nagle się okazuje, że był podział na „my” i „wy” ludzi władzy i reszta, tak dzisiaj jest polaryzacja na „wierzysz” lub „nie wierzysz” to dalej dzieli kraj - to nie o to chodzi, nie oto ludzie walczyli w tamtym czasie. Będąc młodym człowiekiem wyczuwałem tragizm tego narodu, który chce się wyzwolić żeby osiągnąć zwykłe proste cele a w zamian tego będziemy żyli w kraju, gdzie jedną instytucję która mówi i wskazuje co ludzie mają robić zastępuje drugą.

Tak ale co ciekawe tą wykładnie można dopiero odczytać w tekstach od płyty Bastard, wcześniej w latach 80 mieliśmy satanizm i okultyzm magiczny w konwencji fantasy.   

Nie do końca, dlatego, że buntu przeciwko tak rozumianej moralności, która czyni człowieka słabym, wtedy już widać, że te całe masy ludzi, którzy chodzą na te spędy, przyjeżdża Wojtyła i cała masa się deklaruje, oczywiście nikt nie kwestionuje, że w ten sposób mógł personifikować bunt ale sorry popełniono błąd. Bo ten bunt nie polegał na tym, że ludzie chcą wierzyć bo se mogli wierzyć, za PRL nikt ludziom nie przeszkadzał i mogli sobie wierzyć oczywiście jak wierzył to miał ograniczony dostęp do profitów - skoro jesteś wierzący to nie jesteś w partii- nie jesteś w partii to nie należysz do władzy. Młodzi ludzie nie są aż tak związani z ideologią, chcą mieć proste elementy świadczące o tym, że się czują wolni. Wiedzą co chcą zrobić i jak być pośród nas . Nagle jest walka, walka o rząd dusz, Kościół zagarnął i uzurpuje sobie prawo do tego ze miał istotny wpływ na bunt społeczny. To jest gówno prawda! Bunt społeczny wynikł z niedoli ludzi z przekonania, że żyją w niedostatku. Państwo poprzez to, że kler miał taki wpływ wycofało się z tej roli, którą powinna mieć dbałość i tworzenie klimatu takiego państwa w którym jednostka czuje się bezpiecznie. Z tym całym swoim bagażem rozumienia spraw i rzeczy, siebie i swojej własnej okolicy.     

Jak skomentujesz kwestie słynnego Jarocina 85, przyjmuje się że jest to data kiedy satanizm pojawił się w Polsce.

Cały klimat muzyki metalowej nie był styczny ani z głównym nurtem wysuwających się uogólnień, potrzeb ludzi wyrażonej przez władzę tamtych czasów a z drugiej strony Solidarności którzy widzieli swój ruch jako narodowowyzwoleńczy. Do którego prawo o rząd dusz kościół wziął niby pod swoje skrzydła. Wyglądało to tak, że Kościół jest za swoim społeczeństwem, nie Kościół był za swoimi własnymi interesami. My niechcąco dotknęliśmy problemu, który w zasadzie dzisiaj jest odczuwany, wtedy się go nie odczuwało. Wyglądało to na to, że my jesteśmy po prostu jacyś…

Prorokami? 

Nie, nie! Nas dyskredytowano z jednej strony władza się nas bała – Metal był inwigilowany, władza się bała gremium młodych ludzi, którzy przez pasję muzyczną czują się zwarci i sprawiają wrażenie silnych, bardzo mocnych. Kościół próbował zdyskredytować tą muzykę więc wystarczyło tylko jedno znaczenie młodego człowieka, który notabene został indoktrynowany kulturą i pismami ludzi wierzących. Którzy pisali „Co zrobić żeby spotkać się z diabłem?”, istniało w Jarocinie miejsce jakoby gdzie miała odbyć się msza satanistyczna na grobie. Od razu zadenuncjowano całe środowisko metalowe. Po to między innymi wydałem Biblię Satanistyczną żeby młodym ludziom mniej więcej zarysować czymże może być ewentualnie satanizm. Ja tak naprawdę odczuwałem to inaczej, miałem świadomość, że pisząc o sprawach etyczno moralnych mówię jednostce  - bądź silny, bądź mocny, przede wszystkim miej swój własny rozum. W tej symbolice proponowanej przeze mnie diabła, on odrzuca poddaństwo propaguje własną niezależność. Więc Metale w grupie mogli się poczuć zwarci, silni i tak było. Dzisiaj po latach kiedy przeżyli ten system państwa, który dzisiaj funkcjonuje zapewne po trosze są buntownikami, bo są obserwatorami tego co się dzieje i mają o tyle fajnie, że rozumieją co się stało. Trudno sobie dzisiaj wyobrazić coś takiego, że jesteś człowiekiem wierzącym i widzisz co się dzieje wśród ludzi wierzących. Kościołowi w Polsce tak naprawdę schizma się należy, bo warunki są takie żeby to uczynić, dlaczego się nie dzieje to ja nie wiem. W każdym razie my jako Metale mieliśmy szanse wcześniej spotkać się z tą problematyką – ja i domniemany Bóg. Mogliśmy dyskutować czy istnieje, czy nie? Jaki ma na mnie mieć wpływ ? Kim ja jestem? To do dziś są ważne pytania kiedy jest taka walka o rząd dusz. Skoro tak trudno dziś jest być ateistą – człowiekiem, który nie jest związany z żadnym uniwersalistyczną filozofią.

A jest dzisiaj być trudno ateistą?   

Zapewne tak, dlaczego ja mówię zapewne? Dlatego, że jestem muzykiem i coś nie coś wiem o tym w końcu sam wybrałem swój los więc nie będę narzekał. Nie będę narzekał, że jakiś decydent w jakimś mieście się oburza na to, że ja gram koncert, nie będę psioczył bo co ten facet mnie obchodzi? Po prostu jest jedynie dowodem na to, że ten kraj nie jest krajem ludzi wolnych. To co robi to o nim świadczy, nie o mnie, to on jest decydentem on kreuje life. To on sobie decyduje co może być a czego nie – właśnie o tym mówię. Dlatego myśmy poruszali tematy wolności, my mamy prawo być wolni.  

 

C.D.N.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura