Ignatius Ignatius
477
BLOG

Acid Drinkers: Black is My Color - Relacja koncertu

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 3

Św. Mikołaj albo jak kto woli Kasawery w Zabrzu zrzucił muzyczne prezenty w postaci Acid Drinkers i towarzyszącego im krakowskiego Dizla(na perkusji Rafał ‘Wójek’ Wójcik z Dynamind).

Jak sam wokalista zauważył w CK Wiatraku było dosyć chłodno – Ksawery nie oszczędzał się ani trochę. Jednak rock’n’rollowy pazur i luz Dizla szybko podgrzał atmosferę. Zespół określa się jako brudny rock’n’roll + dystans do siebie zaakcentowany swoim image to najlepsza charakterystyka tego co zespół sobą reprezentuje. Dizel promował swój debiutancki album Get Rude i zagrał sztukę na poziomie. Gościnnie w jednym z utworów zaśpiewał Jankiel. Bardziej spostrzegawczy dostrzegli koszulkę perkusisty z Infernal Connetion głównego dania wieczoru – ów t-shirt jest obiektem westchnień niejednego fana Acidów.

Po krótkiej przerwie...

Trzeba przyznać, że szybko przetasowała się scena, po naprawdę krótkiej chwili stałe od lat intro wypełniło salę radując głodną kwasu publiczność, która odstawiszy różnegorodzaju trunki, co raz to tłumniej gromadzili się pod sceną. Rozległy się standardowo krzykiAcid grać - kurwa mać! Oraz klasyk –Napierdalać!!!”

Jak napierdalać to napierdalać! – Drinkersi odpalili Anybody Home?! Słuszny otwieracz, który momentalnie rozgrzewa i motywuje do działania w kotle. Titus przywitał się zwyczajowym Siemano rasa poczym obwieścił, że to koncert z specjalnego cykluBlack isMy Color i że można się spodziewać utworów zawierających „Black”w tytule. Dalej pojechali z solidnym nowoczesnym thrashemIn a Black Sail Wrapped i koncertowym niszczycielem z ostatniego krążka Kill the Gringo.

Żeby dogodzić rocznikom +30(zarówno Dizel jak i Acids wiele razy nawiązywali do tego przedziału wiekowego) zapodano srogie, kwaśne szlagiery Zero iPoplin Twist z którym Jankiel wybornie sobie radził. Sety Acidów bez gęstej reprezentacji z Infernal Connection są już chyba niemożliwe, ale szkoda, że zespół pomija niektóre równie dobre kawałki. Nie ma co narzekać bo akurat Taniec w rzeźni przechodzący w Black Magic(a jednak nie zagrali go w konwecji Reggae) to jest mieszankazaiste zabójcza – zwłaszcza, że Drinkersi doskonale go zinterpretowali, z Titim na czele, który próbował nawet momentami ryczeć wyżej!

W trosce o to żeby się ludziska pod sceną za szybko niezajechali, nastąpiło grobowe zwolnienie, które zasygnalizował Ślimak rozpoznawalnym rytmem Slow and Stoned(Method of Yonash)” i znów brawodla Jankiela, który przejął wokalną pałeczkę – zgodnie zresztą z tradycją drugiego gitarzysty. Po nim poszedł zachowawczyDrug Dealer – niestety Titus już nie improwizuje polskim pedagogicznym fragmentem „czego nie należy ćpać”.

Kolejną perełką w secie był N.I.B. w wersji zdecydowanie bliższej oryginałowi niż tej znanej z pierwszej odsłonyFishdicka, cóż można w tym miejscu zrzucić winę na brak Litzyw składzie;). Niemniej bardzo dobre wykonanie,  zresztą pamiętam jak wykonywali kiedyś Children of the Grave”- ooo wtedyto dopiero ludziom spadały laćki z nóg.

Ostatecznie set Acidów został optymalnie odświeżony pojawiły się rarytasiki, przypomniano dawno niegrane utwory, chodź nadal pewne płyty są niestety omijane jak ogień, mam na myśli Perłową trylogię – chodź wyjątkowo zagrano My Pick, który został doskonale przyjęty, wszedł jak glan w gówno - co tylko dowodzi, że nieokiełznany koncertowy potencjał drzemie w tych albumach. Wspomnianym rarytasem był też skocznyPump the Plastic Hurt i pięknie wykonana pijacka ballada zDirty Money, Dirty Tricks -„Flooded with Wine w którym to na końcu nareszcie poniosło Popcorna w solówcenawiązującej do tej albumowej. Ostatnim czornym utorem byłBlack Metal – dopełniając układankę w logiczny ciąg – Black Sabbath, Venom, Slayer, Acid Drinkers ;). Kwasożłopy wyeksponowali do maksimum rock’n’rollowość tego utworu.

Nie zabrakło koncertowych standardów czyli „The Joker”, „I Fuck the Violence(I’m Sure I’m Right)”, i transowego „High Proof Cosmic Milk”. Z świeższego repertuaru poleciały jeszcze „Bundy's DNA” i „Swallow the Needle”, który rozpoczął serię utworów na bis.

A bisytrzeba - powiedzieć uczciwie - były jednym z ciekawszych momentów tego giga. Panowie odpalili po fajce i rozkręcili starego rzęcha pt. „Hit the Road Jack z wplecionymi fragmentami Detroit Rock City i Losfer Words [Big 'Orra]. Po nim zespół dobił dyskotekową wersją Pizza Driver – Ślimakowi ewidentnie przypasiło takie granie zresztą „dyskotekowe” rytmy wplatał również w wcześniejszych utworach tamtego wieczora. Titusowi również to przypadło do gustu otwierając ów utwór soczystym basowym pasażem(szkoda, że Titi jest aż tak skromnym basistą i nie popisuje się częściej).Jak już wszyscy ładnie zjedli adostawca pizzy rozdał co miał rozdać. Zespół pokłonił się przy akompaniamencie Monty Pythona. Odnotować należy miły gest Titusa z demokratycznym głosowaniem na to czy ma w trakcie show podpisać fanowi płyciwo. Wszyscy musieli być wyjątkowo tego roku (nie)grzeczni bo Św. Mikołaj dopisał, młyn był srogi – było z kim potańczyć. Pochwalić należy technicznych za miodne nagłośnienie – wszystko było w sam raz, nie za głośno, selektywnie aż odnoszę wrażenie, że może było zbyt krystalicznie? Eee czepiam się chyba już na siłę… Pasuje?! Pasuje! – gardło zdarte, mięśnie szyi czułem przez dwa dni - znaczycja było dobrze.

 

Zobacz galerię zdjęć:

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura