Mocne Andrzejki zafundował nam w tym rok sosnowiecki 2Doors. Celebracja Andrzejków zbiegła się z urodzinami właściciela lokalu, z tej okazji zagrały trzy lokalne zespoły: Drama, Rockomotive i Kruk. Tych dwóch ostatnich raczej nie trzeba przedstawiać, są to bowiem nasze gwiazdy i to już nie tylko lokalne.
Zacznijmy jednak chronologicznie, po niezłej bo ponad godzinnej obsuwie wystąpił młody zespół Drama, grając mocnego rocka przeplatanego balladami, których było trochę za dużo. Wnioskować można to po publiczności, która oczekiwała „napierdalać”, cóż nawet techniczny zastępujący wokalistę w jednym z wolnych kawałków wplatał napierdalać… ku wszechobecnej uciesze. Niemniej koncert był bardzo dobry, na uwagę zwracała zwłaszcza ekspresja i serce jakie wkładał perkusista demolując zestaw perkusyjny. Biorąc pod uwagę dosyć stresującą i mało komfortową sytuację, że zespół był osierocony przez swojego front mana to wszystko miało ręce i nogi wspomniany zastępca przyłożył się, zręcznie improwizował i nawet nie przeszkadzało, że ¾ repertuaru zaśpiewał posiłkując się kartką.
Po mocnym starcie, przyszła zmiana klimatu na zagłębiowskiego blusiora. Weterani z Rockomotive zagrali jako drudzy tego wieczora, zaprezentowali mieszankę bluserocka, na uwagę zwracały zwłaszcza umiejętności basisty Dariusza Budkiewicza, który udziela się również w projekcie Budzy i Trupia Czaszka. Kondycja perkusisty Darka Nawary, który pociągnął dwa koncerty podrząd bębniąc również w Kruku. Jak już tak wszystkich wymieniam to nie sposób pominąć inkarnacji Hendrixa w postaci Jarka Nasalskiego i oczywiście frontmanki(którą powinienem wymienić jako pierwszą ale jak wiadomo ostatni będą pierwszymi) Anety Sumary, która świeciła… srebrnym logiem Stonsów.Koncert był dobrze przyjęty przez publikę, jednak w pewnym momencie zaczął się dłużyć, brakowało dynamiki, wkradła się monotonia. Mimo wszystko był to pozytywny i klimatyczny występ.
Gwiazda wieczoru dla odmiany również była z Dąbrowy Górniczej. Oczekiwany Kruk nareszcie wylądował. Na wstępie zaznaczę, że przegięto z nagłośnieniem, jak na tak mały lokal było stanowczo za głośno, przez co też najlepiej słuchało się koncertu na samym końcu, gdzie względnie dźwięk się nie zlewał i wszystko było w miarę czytelne. Szkoda, bo wykonanie było wspaniałe. Słychać było, że to już zespół „profesjonalny” i wie do czego dąży. Nieprzypadkowo okrzyknięty został szybko w niektórych kręgach „nadzieją” klasycznego hard’n’heavy. Jeżeli ktoś nie kojarzy dąbrowianin to przypomnę, że jest to ekipa mocno osłuchana w klasyce lat 70(w kruczej muzyce od razu wyłapuje się, że tacy giganci jak Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, Uriah Heep etc. swoje piętno odcisnęli). Świadczą o tym zresztą kapitalnie odegrane standardy Purpli i przede wszystkim „Stairway to Heaven” z którym pomimo moich obaw zespół poradził sobie naprawdę dobrze również od strony wokalnej(gościnnie na drugim wokalu zaśpiewała Julia). Rozimprowizowana część długo przygotowywała trzymając w napięciu przed ekstatyczną kulminacją również całego koncertu. Publiczność wtórowała Koncert był dynamiczny o odpowiedniej dramaturgii. Poezją była gra Piotra Brzychcy zwłaszcza jeżeli chodzi o solówki. Najlepiej jego kunszt obrazuje pewna anegdota, którą cytuję z oficjalnej strony zespołu.
Podczas występu zespołu sam mistrz Carlos Santana przeszedł przez cały amfiteatr do zespołu na scenę, kierując przy tym do Piotra słowa ‘Jesteś niesamowitym gitarzystą. Musiałem zejść i Cię zobaczyć.’ Pracujący z nim od 10 lat ochroniarze nie pamiętają, by kiedykolwiek zachowywał się w ten sposób. Również po swoim koncercie Carlos Santana odwiedza garderobę Kruka by pogratulować muzykom i podpisać Piotrowi gitarę.
Wracając do kwestii wokalistów, to warto wspomnieć o obecności łącznie troje wokalistów Romana, Andrzeja i Julii.
Kolejnym atutem i znakiem rozpoznawczym Kruka jest mocno eksponowany Hammond na których czarował i wróżył(jak na andrzejkowy wieczór przystało) Michał Kuryś. Klawisze w Kruku przywołują na myśl szeroko pojętą progresje lat 70/80 łącznie z archaicznymi piskliwymi syntezatorami, które w tej muzyce pasują jak ulał.
Wszystkie koncerty były symboliczne, były dedykacje utworów dla solenizanta, odśpiewano oczywiście 100 lat(nieraz) każdy zespół grał praktycznie do woli co zaowocowało długimi setami. Magiczny wypełniony po brzegi dobrą muzą wieczór. Oby więcej takich w nadchodzącym mroźnym czasie.
Inne tematy w dziale Kultura