Jest to bardzo ciekawy projekt pod względem personalnym, jego idea tym bardziej. Jak nie trudno się domyślić jest to projekt poboczny Petera, który dokooptował sobie bardzo mocny skład w postaci Grzegorza Kupczyka(nie trzeba tego pana przedstawiać), Pająka(obecnie Vader, Esqarial) ś.p. Vitka(Decapitated) oraz tajemniczego Mr. X. Nieprzypadkowa jest zwłaszcza pierwsza trójka Panów, którzy na przestrzeni lat ze sobą mieli okazję współpracować. Reaktywowane Turbo gościnnie uczestniczyło w trasie Vadera. Peter gościnnie udzielił się wokalnie na płycie CETI Shadow of Angel. Kupczyk wraz z Esqarialem nagrali niecodzienną płytę pt. Klassika. W końcu jak wiadomo Pająk gościnnie wystąpił na płycie Necropolis i niedługo po tym stał się pełnoprawnym członkiem Vader. Wszystko to dowodzi, że świat jest mały, zwłaszcza ten muzyczny.
To krótkie liczące nieco ponad kwadrans EP rozpoczyna rozpędzony „Panzer Attack!!!” Szybkie tempo, klasyczny, ciężki riff i jak dla mnie zbyt przytłumiony wokal Kupczyka. Melodyjne solówki Pająka – Wspaniałe jak zawsze falsety Grzegorza, które zawsze się sprawdzają na polach boju. Vitek szybko wybija rytm. Uczciwe połączenie „starego z nowym” klasyczna konwencja o współczesnym brzmieniu. Dla przeciwwagi uderzeni jesteśmy „Steel Fist” ociężały riff wzbogacony mocnym pulsem gitary basowej. Wokalnie Kupczyk śpiewa inną manierą, utwór jest wolniejszy wali w ryja niczym przysłowiowa stalowa pięść – zdecydowanie konwencja utworu przywołuje namyśl Motör. Skandowany ryk Petera niczym wehikuł czasu przenosi nas w lata 80. Słychać, że Generał nostalgicznie patrzy w przeszłość, która nadal go inspiruje.
Dla rozluźnienia atmosfery raczeni jesteśmy „Feel My X” z zabawnym wstępem i tym razem luzacko bujającym riffem. Najbardziej klasyczny i rock’n’rollowy utwór na Steel Fist, idealnie(tak jak pozostałe utwory) wpisuje się w modny nurt Stoner Rocka/Metalu. Powrót do korzeni muzyki lat 60/70/80 - jak wiadomo od jakiegoś czasu klasyka przeżywa swoją drugą młodość, czego przykładem są tego typu pojawiające się projekty, czy tłumy, które wręcz wyrywają sobie bilety na koncerty dinozaurów.
Znów zmiana klimatu, „In Memory…” to akustyczna instrumentalna ballada, mnie osobiście od razu kojarząca się z Balladami Kata, klimatem i ścieżką dźwiękową z I Aktu w Diablo II.
Niestety MMP jak Zorro dało dupy po raz wtóry wydając skandaliczny bublel… W spisie utworów miało być sześć a jest tylko pięć utworów. Po „In Memory…” powinien być „Riding on the Wind”, niestety coveru Judasów można sobie posłuchać w myślach. Tłumaczono, że zrezygnowano z tego utworu bo jego wykonanie było niesatysfakcjonujące, Peter wspominał, że na ewentualnym drugim biciu się pojawi… Jak ogólnie wiadomo nie jest to pierwszy raz gdy ta wytwórnia wydaje produkt wadliwy, ale ten przypadek jest jednym z bardziej żenujących.
Z poczuciem niesmaku ostatecznie EPkę zamyka cover Stonsów „Paint in Black”.
Nie jest źle, trochę dziwię się, że takiej ekipie składającej się z śmietanki szeroko pojętego polskiego Metalu nie było stać na przynajmniej dwa razy dłuższy materiał. Potencjalnie miała być tylko przystawka przed pełną płytą ale na obiecankach niestety się skończyło - a szkoda.
Inne tematy w dziale Kultura