Ignatius Ignatius
751
BLOG

Vader: Reborn in Chaos - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 2

 

 


Połowa lat ‘90 dla Vader była bardzo płodna pod każdym względem począwszy od tras koncertowych po wydawane rok w rok wydawnictwo a czasem nawet dwóch: LP, koncertówka, EP, LP, LP z coverami, LP i kompilacja niżej zrecenzowanych dwóch demówek. Wszystko w zaledwie 4 lata!

Necrolust

Dzwony biją deszczyk pada, nawet grzmi sobie… Nadciąga prawdziwa death thrashowa nawałnica w postaci pierwszej demówki(do której przyznaje się Vader). Taśma ta ma historyczne znaczenie nie tylko dla polskiego podwórka. Targany zespół od początku personalnymi roszadami potrafił bezbłędnie masakrować maniaków swoim ekstremalnym podejściem do Metalu(wychowani na klasykach Heavy , otrzaskani w Thrashu i otwarci na Death Metal). Rok 1989 był dla Olsztynian przełomowy, do składu na lata wchodzi mistrz świata i okolic Docent, który będzie w nieludzki sposób zużywać instrumenty perkusyjne. Wówczas bębnił w Slashing Death. Necrolust powstał w olsztyńskiej rozgłośni radiowej, był to pierwszy materiał Vadera, który został dostrzeżony nie tylko w Polsce ale i na świecie, ukazały się w wielu zinach przychylne recenzje.  

Wszystkie utwory z oby demówek doczekały się prędzej czy później nowych wersji. Jednak wersje pierwotne są najbardziej szczere, najwięcej w nich młodzieńczej furii. Wróćmy jednak do Necrolust, dema w którym styl jednego z najważniejszych zespołów śmierć metalowych w historii dopiero się wykluwał. Od razu co się rzuca w uszy to plugawy wokal Petera na pograniczu growlu i skrzeku, który pasuje do rzężącej gitary i ekstremalnej gry Docenta. W programie demówek mamy same standardy „Decapitad Saints. świetne brutalne riffy Petera. Narastające tempo Docenta, który od samego początku grał potężnie. „Reborn in Flames” ocieka epickością i majestatem mroku. Thrashowy riff który otwiera utwór – ultra klasyk, który wykorzystany został dopiero na De Profundis!. Warto zwrócić uwagę na wyśmienite solo w drugiej połowie, jeszcze chyba bez użycia tremolo. Na Necrolust nie mogło zabraknąć jednego z moich największych faworytów „The Final Masacre”, który doczekał się wielu rearanży(Morbid Reich, Ultimate Incantation, Litany, XXV). Kanonada Docenta, ponury thrahsowy riff, i to zawrotne przyspieszenie a po nim gruzowanie w wolnym tempie dzięki czemu ciężar riffu wzrasta.

Necrolust kończy się „The Wrath”, który doczekał się odświeżonej wersji dopiero na EP Sothis. Bardzo szybki zajadły z genialnym riffem jeden z bardziej oldschoolowych pomiotów Vadera. Podkoniec rzeżąca solówka z zaskakującym czystym finałem.

Zaledwie ponad 17 minut a jakie spustoszenia wywołuje to demo. To jednak dopiero przedsmak przed nadejściem chorej rzeszy…

Morbid Reich

Sukces Necrolust był silnym zastrzykiem motywacji i nadziei, pojawiły się kontrakty, basista Jackie zasila dotychczasowy duet Petera i Doca. W 1989 roku pojawił się w historii Vadera również Mariusz Kmiołek, przyjaciel i menadżer zespołu. Pierwszym bardzo wymiernym efektem współpracy było historyczne demo(chodź to mało powiedziane) Morbid Reich.  „From Beyond” ambientowa przyjemna miniaturka, którą chyba każdy polski metal zna,  otwiera najlepiej sprzedające się death metalowe demo w historii(jedne źródła podają 7 000 niektóre ponad 10 000 kaset.)

Poprawiło się brzmienie, nie brzmi to już jak nagrywane w kotle pełnej wrzącej smoły tylko już w pokoju gościnnym samego Pana Ciemności. Zawsze podobało mi się to skandowanie

„Chaos...”

Riffy nabrały głębi i są, jeszcze bardziej ponure. Wokal Petera nie wiele się zmienił, charakter muzyki już jest praktycznie pełnokrwistym Death Metalem ale oczywiście wpływy Thrashowe się będą jeszcze pojawiać. Super szybkie gitarowe solówki, jeszcze szybsze tempa wybijane przez Docenta.

Następny killer to „Vicious Circle” – niszczyciel karku na koncertach, jak tu nie moshować przy tak pięknej muzyce? Swoją drogą to chyba jedne z najbladziej przebojowych utworów Vadera.

Rozbudowanym utworem jest „Breath of Centuries”. Posiada klimatyczny wstęp, niezliczone ilości zmian tempa(zwłaszcza efektowne przyspieszenia) oraz świdrujących solówek. Vader lubował się od początku w intrach, które dawały odpocząć słuchaczowi chociaż na 20 sekund. Tak też dzieje się przed „The Final Massacre”, oczywiście najjaśniejszym ogniwem jest gra Docenta, gitary momentami niestety są za bardzo schowane ale to jedyny mankament jaki po latach dostrzegam w tej wersji.

Mielenie od samego początku mamy w „Reign-Carrion”, który jest najbardziej przesiąknięty na Morbid Reich Thrashem. Ten potwór ma ponad 6 minut i naprawdę dzieje się bardzo dużo. Niezwykle krwawy utwór osadzony w średnich tempach. Od drugiej połowy mamy szatkowanie siekanie Docenta i chaotyczne solówki Petera. W końcówce mamy powrót do średniego temp okraszone kanonadami Docenta.

Pomysł na wydanie tych materiałów był bardziej niż trafiony, docenić warto konsekwencję zespołu pod katem okładek z charakterystycznym okiem, które przewija się na wielu albumach. W książeczce jest wiele archiwalnych zdjęć, które oddają niespokojnego ducha tamtych lat. Mam nadzieję, że Vader jednak pokusi się o wydanie kiedyś Live in Decay i skarbów z przesiąkniętych złem zakamarków. Dobrą okazją było jubileuszowe wydawnictwo XXV ale tam tylko w oryginale wrzucono „Giń psie” i to tylko na bonusowym DVD.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura